menu

Bezbarwny mecz w Łodzi. Widzew bezbramkowo zremisował z Zagłębiem

21 marca 2014, 19:47 | Anna Baranowska

Grający z nożem na gardle Widzew Łódź nie wykorzystał szansy na sięgniecie po komplet punktów w starciu z trzecim od końca Zagłębiem Lubin. Mecz zakończył się bezbramkowym remisem, a łódzki zespół kibicom przy Piłsudskiego zaprezentował się z jak najgorszej strony.

Dla Widzewa mecz z Zagłębiem miał być tym o piłkarskie życie w T-Mobile Ekstraklasie. Łodzianie musieli to spotkanie wygrać, by nadal liczyć się w walce o utrzymanie. Nic więc dziwnego, że podopieczni Artura Skowronka od pierwszych minut rzucili się do ataku. Już w 4. minucie po dośrodkowaniu Marcina Kaczmarka bliski zdobycia gola był Krystian Nowak. Piłka nieznacznie minęła słupek bramki Rodicia. Podobnie skończyła się akcja z 11. minuty, kiedy na bramkę rywali uderzał Eduards Visnakovs.

W 19. minucie Zagłębie wyprowadziło pierwszą groźną akcję. Na strzał na bramkę Patryka Wolańskiego zdecydował się Manuel Cutro. Na szczęście widzewiaków uderzenie okazało się niecelne i wylądowało na bocznej siatce. W odpowiedzi szybką kontrę skonstruowali gospodarze. Wbiegający w pole karne Zagłębia Yani Urdinov oddał bardzo potężny strzał, który... poszybował wysoko ponad bramką Silvio Rodicia.

W 34. minucie zrobiło się gorąco pod bramką Widzewa. Jiri Bilek dwukrotnie próbował pokonać Wolańskiego, ale golkiper z Łodzi potwierdził swoją dobrą dyspozycję i popisał się świetnymi interwencjami. Odpowiedź gospodarzy znowu była szybka. Prawą stroną boiska ruszył Piotr Mroziński, po którego dośrodkowaniu z piłką w polu karnym przyjezdnych minął się Yani Urdinov.

Trzy minuty przed końcem pierwszej połowy Widzew mógł zagrozić sam sobie. We własnym polu karnym Mroziński podawał do swojego bramkarza, ale zrobił to w taki sposób, że Wolański zmuszony został do walki o piłkę z Arkadiuszem Piechem. Na szczęście swojej drużyny, a zwłaszcza Piotra Mrozińskiego to on wyszedł zwycięsko z tego pojedynku.
Pierwsze 45 minut nie przyniosło bramek, lekką przewagę osiągnęli gospodarze, ale do pełni szczęścia brakowało wspomnianych wcześniej zdobyczy bramkowych.

Drugą odsłonę meczu Widzew rozpoczął bardzo agresywnie. W ciągu kilku minut udało się stworzyć dwie, groźne sytuacje. Najpierw w pole karne Zagłębia dośrodkowywał Eduards Visnakovs, a w drugiej akcji Mateusz Cetnarski. W obu przypadkach brakowało jednak zawodnika, który wykończyłby akcje strzałem. Po kwadransie, który upłynął na staraniach ofensywnych Widzewa, do głosu zaczęło dochodzić Zagłębie. W 62. minucie Johan Bertilsson poradził sobie z defensywą przeciwnika, ale jego strzał zablokował dobrze spisujący się Wolański.

Akcje przenosiły się z jednej strony na drugą. W 72. minucie na boisku pojawił się Papadopulos, który od razu po wejściu na boisko miał dobrą okazję, by dać prowadzenie swojej drużynie. Po raz kolejny lepszy okazał się golkiper Widzewa. Dwie minuty później w pole karne Zagłębia wbiegł Eduards Visnakovs i niewiele myśląc uderzył na bramkę Rodicia. Bramkarz gości nie miał okazji do interwencji, gdyż piłka po drodze odbiła się od Elvedima Dzinicia i wyszła na rzut rożny. Po jego wykonaniu piłkarzom Zagłębia udało się wybić futbolówkę z własnej "szesnastki", ale trafiła ona pod nogi Cetnarskiego. Kapitan Widzewa oddał strzał z ok. 25 metrów. Do szczęścia zabrakło kilku centymetrów, bo o tyle piłka minęła poprzeczkę.

W 89. minucie kibice ponownie oglądali poprzeczkę, tyle że po strzale Arkadiusza Piecha. Końcówka meczu należała do Zagłębia. Akcje Miedziowych były bardziej przemyślane, a tym samym groźniejsze. Widzew wyraźnie się pogubił, notował wiele strat, które nie pozwoliły myśleć o skonstruowaniu akcji na miarę zwycięstwa. Spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem, a na pewno nie na to liczono w Łodzi. Kibice skwitowali poczynania swoich piłkarzy gwizdami i okrzykami niezadowolenia.


Polecamy