Bełchatów wygrał z Okocimskim i obrał kurs na Ekstraklasę
Zgodnie z oczekiwaniami GKS Bełchatów wygrał na inaugurację pierwszej ligi z Okocimskim Brzesko 1:0. Brunatni stworzyli wiele sytuacji, ale jedynego gola zdobył Mateusz Mak. Bełchatów wykorzystał tym samym potknięciu katowickiej GieKSy.
Naszpikowany piłkarzami z przeszłością w ekstraklasie GKS Bełchatów od samego początku narzucił swoje warunki gry gospodarzom. Zespół gości długo nie był w stanie udokumentować swojej przewagi bramką z powodu dobrej dyspozycji Arkadiusza Rysia, jednego z najjaśniejszych punktów brzeskiej defensywy w rundzie jesiennej. „Piwosze”, w głównej mierze na skutek błędów reprezentacyjnego obrońcy Wilusza (pilnie obserwowanego dzisiaj przez asystenta selekcjonera kadry, Bogdana Zająca) odgryzali się pojedynczymi kontrami – żadna z nich poważnie nie zagroziła bramce Arkadiusza Malarza. Kamil Kiereś próbował zaskoczyć Okocimskiego akcjami lewym skrzydłem, wykorzystując do tego mobilnego Michała Maka, lecz dośrodkowania jednego z bełchatowskich bliźniaków jedno po drugim padało łupem dobrze dysponowanego środka obrony gospodarzy.
Zdenerwowany nieefektywnością obu skrzydeł trener Kiereś zdecydował się na zamianę braci Maków miejscami – Michał powędrował na prawe skrzydło, z kolei jego brat na lewą stronę. Prawdopodobnie nie minęło nawet 180 sekund od tej roszady, gdy po błyskawicznym kontrataku goście objęli prowadzenie – precyzyjne dośrodkowanie dynamicznego Adriana Basty wykorzystał Mateusz Mak, celną główką pokonując młodego Mateusza Kuchtę. (1:0 – 31. minuta) Wysłannicy Górnika, którzy przyjechali do Brzeska oglądać wypożyczonego z Zabrza bramkarza, powinni być zadowoleni z jego dyspozycji – przy trafieniu Maka Kuchta nie miał nic do powiedzenia, a przez resztę meczu spisywał się poprawnie. Brat Mateusza mógł zrehabilitować się tuż przed gwizdkiem na przerwę, gdy w sytuacji sam na sam ograł Kuchtę i zdecydował się skończyć solową akcję sam. Efekt? Koszmarne pudło Maka na pustą bramkę, rozłożone ręce nadbiegającego Kirovskiego i ogromne szczęście piłkarzy Okocimskiego.
Sobotni mecz w Brzesku nie był dobry dla debiutantów z obu drużyn – osamotniony Kirovski zwracał na siebie uwagę jedynie dużym wzrostem i miał sporo szczęścia, że w akcjach ofensywnych wyręczał go duet braci Maków i Kamil Wacławczyk. Po stronie gospodarzy próżno szukać pozytywów w grze Grzegorzewskiego, a ściągnięcie z boiska Łukasza Tymińskiego w 60. minucie mówi samo za siebie. Wydaje się, że w Brzesku prędko zatęsknią za oddanym do Zagłębia Sosnowiec Wojciechem Wojcieszyńskim, bo w środku pola od Tymińskiego gorzej zaprezentował się tylko Szymon Sawala, przyprawiający trenera Kieresia o apopleksję niecelnymi podaniami i stratami w środku boiska. Inny nowy nabytek, Kacper Tatara, na tyle zdenerwował Piotra Stacha, że po niespełna dwudziestu minutach gry zmienił go Nawrot. - [Tatara] zaprezentował żenujący brak zaangażowania. Nie będę tolerował takich sytuacji (…) Nie może być tak, że piłkarz po dwudziestu minutach gry jest tak samo spocony, jak w momencie, gdy wchodził na boisko – mówił po meczu wyraźnie zirytowany szkoleniowiec Okocimskiego. Jeśli wierzyć słowom trenera „Piwoszy”, byłego napastnika Dolcanu Ząbki zabraknie w kadrze na następne spotkanie. Trochę ożywienia wniósł wprowadzony w drugiej odsłonie meczu David Kwiek – to i tak za mało, żeby ocenić brzeskie debiuty na więcej niż dwóję „na szynach”.
Wspomniany wcześniej Grzegorzewski w ostatnim kwadransie spotkania mógł urzeczywistnić wszystkie koszmary Kieresia związane z meczem w Brzesku. Jesienią, w Bełchatowie, dramatyczna końcówka i gol Daniela Bruda pozbawił „Brunatnych” zwycięstwa. W 80. minucie do deja vu z sierpnia zabrakło centymetrów, bo po okresie dominacji Bełchatowa, w asyście lekko śniętych defensorów z Bełchatowa zdradliwym półwolejem omal nie zaskoczył Arkadiusza Malarza. Do ostatniego gwizdka wyjątkowo pobłażliwego sędziego Mariusza Złotka (ekstraklasowy debiutant z zeszłego tygodnia nie pokazał dzisiaj ani jednej kartki) kibice w Brzesku oglądali typowego Okocimskiego, do samego końca próbującego wyszarpać korzystny rezultat. GKS w formie dalekiej od tej godnej pretendenta do awansu dowiózł jednobramkowe prowadzenie do końca. "Piwoszom" w ostatecznym rozrachunku zabrakło argumentów, by z pojedynku z murowanym kandydatem do wygrania I ligi wyjść choćby z jednym punktem. Dla czerwonej latarni pierwszoligowej tabeli to już ósmy mecz z rzędu bez zwycięstwa – dla trenera Piotra Stacha i jego piłkarzy droga do utrzymania będzie kręta i wyboista.