menu

Bayern - Real LIVE! Dla kogo bilet do Lizbony?

29 kwietnia 2014, 14:05 | Konrad Kryczka, Foto Olimpik/x-news

Już dzisiejszego wieczoru poznamy pierwszego finalistę Ligi Mistrzów 2013/14. Piłkarze Realu przystąpią do rewanżowego meczu z Bayernem Monachium z jednobramkową zaliczką. Wynik spotkania w Madrycie sprawia, że kwestia awansu do finału jest wciąż otwarta.

Relacja na żywo z meczu Bayern Monachium - Real Madryt w Ekstraklasa.net

90 minut, ewentualnie 2 godziny, a ostatecznie możliwe jeszcze rzuty karne. Tyle dzieli jedną z drużyn, które wyjdą wieczorem na Allianz Arena, od finału Ligi Mistrzów, czyli meczu, w jakim chciałby zagrać każdy europejski zespół. Bayern i Real też są żądne tego spotkania, ale bilety do Lizbony czekają tylko na jedną z ekip. Z większym zniecierpliwieniem finału oczekują w Madrycie. „Królewscy” zagrali w nim po raz ostatni w 2002 roku. W Glasgow pokonali Bayer Leverkusen 2:1, sięgając tym samym po 9. Puchar Europy. Od tamtej pory wypatruje się numeru dziesiątego. Decima stała się już obsesją i wielu trudno jest uwierzyć, że drużyna, w którą są pompowane gigantyczne (a może lepiej galaktyczne) pieniądze, nie zdołała przez te lata po raz kolejny zwyciężyć w Champions League.

Inną sytuację ma Bayern. Bawarczycy wygrali zeszłoroczną edycję Ligi Mistrzów, pokonując w finale 2:1 Borussię Dortmund, a niemiecki finał gościło londyńskie Wembley. Gospodarze dzisiejszego spotkania z pewnością chcą się zapisać na kartach historii, w rozdziale „pierwsi, którzy dwa razy z rzędu wygrali Ligę Mistrzów”. Aż dziw bierze, ale od powstania tych rozgrywek ta sztuka nie powiodła się żadnej ekipie, a przecież swój czas miały choćby kluby hiszpańskie, jak Barcelona czy grający właśnie dziś Real.

Przed tym meczem zastanawiająca jest jedna rzecz. Co będzie dziś największym atutem podopiecznych Pepa Guardioli? Umiejętność utrzymania się przy piłce? Niekoniecznie. Być może jest to przyjemne dla oka i esteci futbolu są zachwyceni takim stylem gry, ale jak pokazała zeszłotygodniowa batalia, Real wie, jak radzić sobie z takim sposobem rozegrania. Indywidualności? To zawsze. Jeżeli masz w składzie takich piłkarzy, jak Robben czy Ribery na skrzydłach, Kroos, który ma oczy dookoła głowy, czy Mandżukić, któremu wbicie lecącej piłki do siatki nie sprawia problemów, to nawet jak zespołowi nie idzie jako całości, możesz liczyć na zryw jednej ze swoich gwiazd. Największej przewagi Bawarczyków szukalibyśmy jednak w zupełnie innym miejscu. O, właśnie. Słowo klucz. Miejsce. Jak już zostało to ujęte na wstępie, do zderzenia gigantów dojdzie na Allianz Arenie. Bawarczycy grają u siebie. W kraju, do którego „Królewscy” nigdy nie przylatywali z nadmierną wesołością i pewnością siebie. Mało napisać, że to dla Blancos teren niewygodny. Prędzej byśmy obstawiali, że niemieckie boisko, jeżeli w grę wchodzi mecz o stawkę, piłkarze z Madrytu zamieniliby na polskie klepiska z niższych lig. Albo zrujnowane stadiony w innych krajach. Wszystko, tylko nie te przeklęte murawy w Niemczech.

Bilans Realu na niemieckiej ziemi? 27 meczów w ramach europejskich pucharów i „aż” dwa zwycięstwa, z czego jedno w tym sezonie. To samo w sobie brzmi dla jednych przerażająco, a dla innych pewnie komicznie. Choć do śmiechu nie jest nikomu w Madrycie. Niby to tylko statystyka, ale gdyby „Królewskim” dano możliwość wybrania jednego kraju, w którym nie będą musieli rozgrywać spotkań, to z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że w stolicy Hiszpanii wskazano by właśnie Niemcy.

Oczywiście w Madrycie nie widzą opcji, żeby nie utrzymać wyniku z pierwszego meczu. „Auf Wiedersehen” to od Blancos mają usłyszeć piłkarze Bayernu, a nie Liga Mistrzów. Z drugiej strony, prowadzenie ekipy Ancelottiego w dwumeczu nie jest przecież wcale wysokie. 1:0 to jednak zawsze rezultat, który może ulec zmianie, zwłaszcza jeżeli na jego zmodyfikowanie ma się 90 minut i własny stadion do użytku.

Te jedna bramka, o której wspomniane jest wyżej, nie jest wielką przewagą w liczbach, ale gdyby spojrzeć na sprawę nieco inaczej, jest sporą przewagą psychiczną. Real jest mniej więcej jedną nogą w finale, powoli wchodzi do szatni na stadionie w Lizbonie i będzie dziś robił wszystko, aby ktoś mu brutalnie nie zamknął drzwi przed samym nosem. Ancelotti stwierdził na konferencji prostą rzecz: ten mecz nie będzie się wiele różnił od tego z zeszłego tygodnia. Guardiola zakodował swój styl i myślenie w Bayernie, natomiast Carletto podał wytyczne na ten dwumecz swoim podopiecznym. Szczelna obrona oraz zabójcze kontrataki to przepis Włocha na zatrzymanie Bawarczyków. Skoro zdało to egzamin w poprzednią środę, dlaczego ma się nie powieść dzisiejszego wieczoru?

Tak kończąc, na początku zastanawialiśmy się, co jest największym atutem Bayernu, to teraz wypada pomyśleć o tym samym, jeżeli chodzi o Real. „Królewscy” mają tego jednego gola i przewagę psychologiczną, o czym już wspomnieliśmy, ale jak już napisaliśmy, jedna bramka to nie jest duża różnica. Idziemy dalej. Real to indywidualności. To fakt. Któż by nie chciał mieć do dyspozycji Cristiano Ronaldo czy Garetha Bale’a. Oni mogą być decydującymi postaciami dzisiejszego pojedynku, ale wydaje się, że ważniejsze jest jeszcze coś innego. To mocno defensywny styl, który obrał Carletto. Jak zaznaczyliśmy wcześniej: „szczelna obrona oraz zabójcze kontrataki”. Tydzień temu „Los Blancos” zdarzały się w defensywie błędy, czasami nawet nazbyt poważne, ale wraz wydawało się, że każdy zawodnik wiedział, co ma robić. Zdawał sobie sprawę, kiedy musi przycisnąć rywala, kiedy może dać mu trochę luzu i kiedy trzeba zaasekurować kolegę z drużyny. Real wyglądał jak dobrze działająca maszyna i być może dziś właściwe funkcjonowanie w takim systemie będzie kluczem do upragnionego finału.

Heineken, sponsor Ligi Mistrzów, zaprasza do oglądania wszystkich meczów na www.liga.heineken.pl. Mecze można oglądać w jakości HD za kody spod kapsla lub zawleczki dowolnego piwa Heineken!


Polecamy