menu

Kadra w Erywaniu, czyli do trzech razy sztuka

3 października 2017, 09:06 | Mateusz Skrzyński

Reprezentacja Polski jeszcze nigdy nie wygrała w Armenii. Zwycięstwo w Erywaniu może okazać się przepustką do mistrzostw świata w Rosji.

Wszystko wskazuje na to, że w meczu z Armenia do składu reprezentacji wróci Grzegorz Krychowiak.
Wszystko wskazuje na to, że w meczu z Armenia do składu reprezentacji wróci Grzegorz Krychowiak.
fot. Pawel Lacheta/ Polska Press/ Express Ilustrowany

Już w czwartek (godzina 18 czasu polskiego) reprezentacja Polski zagra na wyjeździe z Armenią w ramach eliminacji mistrzostw świata w Rosji. Jeśli podopieczni Adama Nawałki wygrają, a w meczu Czarnogóry z Danią będzie remis, to awansują do przyszłorocznego mundialu. O punkty nie będzie jednak łatwo, o czym mogliśmy się przekonać przed rokiem w Warszawie (2:1).

Armenia to dopiero 83. drużyna w rankingu FIFA (Polska jest 6.), lecz na swoim boisku jest w stanie rywalizować z największymi. Boleśnie przekonało się o tym już parę topowych reprezentacji z Europy. W ostatniej dekadzie Ormianie odbierali punkty m.in. Portugalczykom (1:1 w eliminacjach do mistrzostw Europy w Austrii i Szwajcarii), Belgom (wygrana 2:1 w eliminacjach do mistrzostw świata w RPA) czy Słowakom (3:1 w eliminacjach do mistrzostw Europy w Polsce i na Ukrainie).

O sile naszych czwartkowych rywali zdołali się już przekonać nasi grupowi rywale. Niespełna rok temu z Erywania na tarczy wracali Czarnogórcy. Druga drużyna naszej grupy eliminacyjnej prowadziła już 2:0, lecz skończyła jeszcze gorzej niż drużyna Nawałki w meczu na inaugurację eliminacji z Kazachstanem. Nie zdołała dowieźć zwycięstwa do końca, Ormianie wbili im trzy bramki. Decydujący cios w doliczonym czasie gry wyprowadził Geworg Gazarjan, który popisał się atomowym strzałem z dystansu.

Również nasza reprezentacja nie ma zbyt kolorowych wspomnień z wyjazdów na Kaukaz. Do tej pory w Erywaniu graliśmy dwukrotnie (2001 i 2007). W eliminacjach do mistrzostw świata w Korei i Japonii kadra Jerzego Engela zremisowała 1:1. Mecz rozpoczął się najlepiej, jak tylko mógł. Już w czwartej minucie piłkę do siatki wpakował Radosław Kałużny i wydawało się, że kolejne bramki dla Biało-Czerwonych są tylko kwestią czasu. Nieznana i egzotyczna drużyna odpowiedziała szybciej, niż można się było tego spodziewać. W 11 minucie niefrasobliwość polskich obrońców wykorzystał Arthur Petrosyan.

6 czerwca 2007 roku o sile Armenii przekonała się kadra Leo Beenhakkera (asystentem Holendra był wtedy Adam Nawałka). W udanych eliminacjach do Euro 2008 tylko nasi najbliżsi rywale zdołali pokonać Polaków u siebie (1:0). Gola na miarę trzech punktów zdobył Hamlet Mchitarjan.

Gdy słyszymy Armenia, to myślimy Henrik Mchitarjan. Piłkarz Manchesteru United to nie tylko największa gwiazda swojej drużyny, ale także wyróżniająca się postać w Premier League. W pierwszym meczu przeciwko Polakom kapitan Ormian nie zagrał z powodu kontuzji. Teraz ze zdrowiem 28-latka wszystko jest w porządku, co pokazują statystyki. We wszystkich rozgrywkach w tym sezonie (Premier League i Liga Mistrzów) 28-letni pomocnik strzelił dwa gole i zanotował sześć asyst.

Warto powiedzieć też parę słów o stadionie, na którym w czwartek przyjdzie nam zagrać. Mówiąc delikatnie, obiekt w stolicy Armenii nie powala na kolana. Zbudowany w 1938 roku stadion pomieści około 15 tysięcy kibiców. Na co dzień swoje mecze rozgrywa tam 14-krotny mistrz kraju FC Pjunik. Czwarta siła poprzedniego sezonu to najbardziej utytułowany klub w kraju. Swojego czasu miała monopol na wygrywanie (w latach 2001-2010 Pjunik 10 razy zdobył poza zasięgiem rywali w lidze). W europejskich pucharach nie było już tak dobrze. Największym sukcesem jest awans do drugiej rundy eliminacji Ligi Mistrzów.

Drużyna narodowa również nie ma czym się pochwalić. Piłkarze Artura Petrosjana nigdy nie zajęli wyższego miejsca w grupie eliminacyjnej do mundialu niż przedostanie. Wszystko wskazuje na to, że tym razem będzie podobnie.


Polecamy