Fortuna Puchar Polski. Trener Legii Czesław Michniewicz po meczu z ŁKS: Na szczęście dotrwaliśmy do końca
Fortuna 1 Liga. We wtorkowy wieczór Legia Warszawa pokonała na wyjeździe ŁKS Łódź (3:2) i awansowała do 1/4 finału Pucharu Polski. - Dogrywka na chwilę przed meczem z Jagiellonią, to byłoby najgorsze, co mogłoby nas spotkać. Na szczęście dotrwaliśmy do końca - przyznał trener Wojskowych Czesław Michniewicz.
fot. adam jankowski / polska press
Fortuna Puchar Polski. ŁKS Łódź - Legia Warszawa 2:3
Czesław Michniewicz (trener Legii Warszawa): Czy ŁKS nas zaskoczył? Chyba nie. Spodziewaliśmy się właśnie takiego ŁKS-u. Znam trenera Wojciecha Stawowego od lat. Wszystkie jego zespoły grały w określony sposób i ŁKS gra podobnie. Próbowali tak grać Widzew czy Miedź Legnica, w których trener Stawowy też pracował. Wiedzieliśmy, że to będzie mecz o wysokiej kulturze gry, choć kartki temu akurat przeczą. Wiedzieliśmy, że ŁKS będzie budował akcje, ale my również będziemy to robić. Mieliśmy świadomość, że nie będzie długich piłek od bramkarza i zbierania podań z przodu. Akcje były fajne i płynne. Myślę, że ŁKS jest na najlepszej drodze do tego, by w przyszłym sezonie grać w Ekstraklasie. Jest tu ciekawa drużyna, potrafi grać w piłkę i utrzymywać przy niej, a także kreować sytuacje.
- W pierwszej połowie mieliśmy bardzo dobry okres gry, stwarzaliśmy mnóstwo sytuacji, zdobyliśmy jedną bramkę, ale mieliśmy okazje, by strzelić kolejne gole. Nie wykorzystaliśmy ich jednak i zamiast dwa lub trzy do zera, zrobił się remis. Po przerwie była szybka bramka Luquinhasa i wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą. Ale znów niepotrzebnie stracony gol. Zaczęło się od złego wprowadzenia Czarka Miszty, murawa mu nie pomagała, noga mu uciekła. Straciliśmy gola i zrobiło się nerwowo.
- Czerwona kartka dla Tomasa Pekharta? Trudno mi ocenić czy słuszna, czy nie. To była dziwna sytuacja. Byłem daleko i nie widziałem wszystkiego dokładnie. Obejrzymy to na spokojnie i ocenimy, czy jest sens się odwoływać, czy kartka była zasłużona. Tomek to niezwykle spokojny człowiek. Twierdzi, że nic złego nie zrobił – tak mówił w szatni. Jest załamany, bo to rozsądny facet i takich głupot na boisku wcześniej nie robił. Twierdzi, że upadając po drodze dotknął Maćka Dąbrowskiego, ale jak to w meczach o stawkę zrobił się z tego mały teatrzyk. Jednak to VAR tak zdecydował, więc sytuacja musiała być analizowana. Dobrze, że Tomek zdążył wcześniej strzelić gola, ale potem do końca drżeliśmy o wynik. W samej końcówce ŁKS miał rzut rożny i wiele mogło się zdarzyć. Dogrywka na chwilę przed meczem z Jagiellonią, to byłoby najgorsze, co mogłoby nas spotkać. Na szczęście dotrwaliśmy do końca.
Wojciech Stawowy (trener ŁKS-u Łódź): Gratuluję Legii awansu. Chcieliśmy zaprezentować się dobrze na tle tak renomowanego zespołu i jestem zadowolony z postawy zespołu. Mecz miał różne fazy. Raz to Legia dominowała, a raz my. Traciliśmy bramki po prostych błędach, ale zawiesiliśmy mistrzowi Polski wysoko poprzeczkę. To był dobry prognostyk przed startem ligi. Graliśmy z Legią momentami jak równy z równym. Niestety, w rywalizacji z taką drużyną każdy błąd dużo kosztuje. Właśnie tych prostych błędów szkoda mi najbardziej.
źródło: Legia Warszawa