menu

Antyjedenastka 31. kolejki Ekstraklasa.net!

29 kwietnia 2014, 15:04 | Konrad Kryczka

Wczoraj poznaliście najlepszych, więc dziś pora przedstawić jedenastkę, naszym zdaniem, najgorszych. Od razu zaznaczamy, nie wszyscy piłkarze muszą być ustawienie na pozycjach, na jakich zagrali w tej serii spotkań.

Brożek (Wisła)

Guerrier (Wisła), Dzalamidze (Jagiellonia), Dąbrowski (Cracovia), Małecki (Pogoń), Oziębała (Górnik)

Ziajka (Zawisza), Wasiluk (Widzew), Uryga (Wisła), Matras (Piast)

Małecki (Korona)

Wojciech Małecki (Korona Kielce) – czasami jest tak, że człowiek chce się na siłę wykazać, choć i tak jego działania są z góry skazane na porażkę. Mniej więcej tak było z faulem Małeckiego na Visnakovsie. Dlaczego golkiper Korony zachował się w taki, a nie inny sposób, pozostanie jego słodką tajemnicą. Do tego dołożył fatalne wybicie piłki, po którym Visnakovs mógł zdobyć gola.

Mateusz Matras (Piast Gliwice) – bardzo ładnie dośrodkował przy bramce Kędziory, ale problem w tym, że jest obrońcą i właśnie za grę w defensywie jest odpowiedzialny. A z tym już tak wesoło nie było. Nie wiemy, czy w tym spotkaniu brakowało mu szczęścia, umiejętności czy może boiskowego pomyślunku. A może po prostu wszystkiego po trochu? Pierwsza bramka dla Jagi to świetna asysta w jego wykonaniu. Przy drugiej dał się zakręcić na flance Popchadze. A przy czwartej Plizga zdołał podać do Quintany między nim a Polakiem.

Alan Uryga (Wisła Kraków) – przeciwko Lechowi stworzył środek obrony Wisły wespół z Michałem Czekajem – to samo w sobie nie brzmiało zbyt optymistycznie, w końcu doświadczenia to im brakowało. I Uryga w tym spotkaniu wypadł szczególnie słabo. Jak główkował, to istniało olbrzymie prawdopodobieństwo, że futbolówka trafi pod nogi rywala. A do tego dołóżmy błędy przy bramkach: przy pierwszej nie przypilnował Teodorczyka, a drugą strzelił sam, tylko niestety nie w tę stronę, w którą trzeba.

Marek Wasiluk (Widzew Łódź) – pierwsza połowa była dla łodzian idealna. Prowadzenie na wyjeździe – dwie strzelone bramki, żadnej straconej. Przyszła druga połowa i wszystko się posypała. Korona przycisnęła, obrona popełniła błędy i skończyło się remisem. Swojego dnia nie miał Wasiluk, który w kilku sytuacjach był niepewny w interwencjach, ale co ważniejsze dla jego oceny, nie popisał się przy trafieniach dla gospodarzy. Przy rzucie rożnym nie dał rady upilnować Malarczyka, a przy centrze Sylwestrzaka uciekł mu Korzym.

Sebastian Ziajka (Zawisza Bydgoszcz) – bydgoski klub stracił dwie bramki w Warszawie i marzenia o jakimkolwiek punkcie stamtąd wywiezionym prysły. O postawę przy obu straconych golach można mieć większe lub mniejsze pretensje do Ziajki. Przy pierwszym Żyro dostał piłkę i zostali mu do ogrania stoperzy, a Ziajki w obronie trochę jednak brakowało, choć oczywiście tę sytuację można mu jeszcze darować. Przy drugim dośrodkowanie poszło jego stroną, więc też w pewnym stopniu ponosi odpowiedzialność za utratę tej bramki.

Przemysław Oziębała (Górnik Zabrze) – delikatnie dziwiliśmy się, że dostał kolejną szansę od pierwszych minut, zwłaszcza że kiedy zagrał ostatnio, to wyleciał z boiska za dwie żółte kartki jeszcze w pierwszej połowie. Dziś rozegrał całe spotkanie, ale jakoś nie przypominamy sobie, żeby popisał się czymś szczególnym albo żeby miał znaczący wpływ na grę zespołu w ofensywie.

Patryk Małecki (Pogoń Szczecin) – w ofensywie „Portowców” szalał jak zwykle Robak, a „Mały”, niestety dla szczecinian, nie zbliżył się do niego poziomem. Pamiętamy Małeckiego, który swoją grą potrafił przesądzić o wyniku spotkania, ale to już było jakiś czas temu. Wczoraj w grze tego zawodnika raziły nas niepotrzebnego straty, niecelne podania, a i czasami zachowywał się tak, jakby nie do końca rozumiał się z partnerami z drużyny.

Nika Dzalamidze (Jagiellonia Białystok) – białostoczanie w sobotę wręcz szaleli w ofensywie, popisując się coraz to bardziej przyjemnymi dla oka zagraniami. Tego samego nie możemy jednak napisać o Dzalamidze, który był zupełnie niewidoczny, a jeżeli miał już piłkę przy nodze, to nie wiedział za bardzo, co miałby z nią zrobić.

Damian Dąbrowski (Cracovia) – możemy się tylko zastanawiać, co pożytecznego dla swojej drużyny zrobił w piątek ten zawodnik. Odebrał sporo piłek? Nie bardzo. Kreował grę? Tego raczej nie oczekiwano. Asekurował kolegów? Z tym też było nie najlepiej. Jakbyśmy do tego doliczyli jeszcze kilka prostych strat (albo jak kto woli: głupich), jak ta na rzecz Lebedyńskiego, to ocena gry Dąbrowskiego nie może być pozytywna.

Wilde – Donald Guerrier (Wisła Kraków) – mówi się, że wiosną nie jest w formie, bo nie był przyzwyczajony do zimowych przygotowań, jakie drużynie zaserwował Franciszek Smuda. My zastanawialibyśmy się, czy nie ma przypadkiem mniej uzdolnionego brata bliźniaka i nie przysłał go na wiosenną część rozgrywek. W piątek zaczął na skrzydle, ale tam jego grę najlepiej opisuje słowo „strata”, a od drugiej połowie odpowiadał za lewą stronę defensywy, a tam z kolei nie udało mu się zablokować centry Lovrencsicsa, po której padła trzecia bramka dla Lecha.

Paweł Brożek (Wisła Kraków) – jak widać, można. Można z czołowego snajpera ligi, którego obawiają się chyba wszyscy bramkarze Ekstraklasy, zejść do poziomu gościa, przy którym golkiperzy drużyn przeciwnych mogą uciąć sobie dłuższą drzemkę. Kolejny słaby wiosną mecz „Brozia”, kolejny bez bramki i kolejny występ, z którego napastnik Wisły powinien wyciągnąć wnioski.

Rezerwowi: Piotr Brożek (Wisła), Csaba Horvath (Piast), Ugo Ukah (Jagiellonia), Miłosz Przybecki (Zagłębie), Fabian Burdenski (Wisła), Aleksander Kwiek (Zagłębie), Kamil Wilczek (Piast), Mariusz Rybicki (Widzew), Mateusz Zachara (Górnik)


Polecamy