Polska - Ukraina 1:0. Złość Nawałki i szarża Błaszczykowskiego
Wygraliśmy z Ukrainą 1:0 po golu Kuby Błaszczykowskiego, chociaż Adam Nawałka oszczędzał piłkarzy zagrożonych wykartkowaniem przed 1/8 finału. W sobotnim meczu o ćwierćfinał mistrzostw Europy zagramy o 15.00 w St. Etienne ze Szwajcarią.
fot. Thanassis Stavrakis
W porównaniu z meczem z Niemcami Adam Nawałka wystawił na Ukraińców mocno przebudowaną jedenastkę. Na ławce rezerwowych zostali posadzeni Łukasz Piszczek, Jakub Błaszczykowski, Krzysztof Mączyński i Kamil Grosicki. Selekcjoner Biało-Czerwonych dał w ten sposób jasno do zrozumienia, że w głowie rozgrywa już także spotkanie 1/8 i nie chciał przed nim stracić - z powodu żółtych kartek - zawodników, którzy mają już na koncie takie ostrzeżenie.
Ukraińcy, bez szans na awans z grupy i podzieleni wewnętrznie, w zespole których poglądy polityczne odgrywają w ostatnim czasie większą rolę niż realizacja taktyki, dokonali aż pięciu zmian. Selekcjoner Michajło Fomienko, prowadząc kadrę naszych współorganizatorów Euro 2012 po raz ostatni w karierze, podkreślał jednak, że ten pożegnalny mecz powinien być inny niż poprzednie, bo trzeba pokazać narodowi, że jego reprezentacja nie przyjechała do Francji w roli chłopców do bicia.
Ta górnolotna motywacja trafiła drużynie do przekonania. Ukraińcy podjęli walkę, sprawdzając przy okazji wytrzymałość koszulek polskich zawodników (zdały test) i obnażyli słabość zestawienia pozbawionego podstawowych zawodników. Każdy z „zamienników” popełniał błędy, które napędzały rywali i podnosiły ciśnienie nie tylko Łukaszowi Fabiańskiemu, ale przede wszystkim samemu Nawałce. Selekcjoner po raz pierwszy w tych mistrzostwach wyglądał na mocno zirytowanego, natomiast kibice zza naszej wschodniej granicy mieli całkiem sporo powodów do satysfakcji. Nawiasem mówiąc: chociaż wypełnili zaledwie ćwierć stadionu, bo wielu z nich swoje bilety sprzedało pod stadionem Polakom (ceny od 20 euro) to byli w stanie przebić się z dopingiem przez trzykrotnie liczniejszych fanów znad Wisły.
Wracając jednak do meczu... Swoje trzy grosze do bilansu gry biało-czerwonych w pierwszej połowie dołożył jednak również ich kapitan. Robert Lewandowski już w trzeciej minucie znalazł się w tysiącprocentowej sytuacji, ale z kilku metrów w ogóle nie trafił w bramkę, dolewając tym samym oliwy do tlących się już wcześniej porównań z dyspozycją strzelecką Cristiano Ronaldo.
Na szczęście dla Polaków na środku obrony Kamil Glik i - przede wszystkim - Michał Pazdan pracowali za całą formację defensywną, której boki, na tle świetnych ukraińskich skrzydłowych, były dziurawe jak szwajcarski ser, z czego Helweci, będący naszymi rywalami w 1/8, na pewno wyciągną wnioski. Już po kwadransie Nawałka próbował ratować sytuację dokonując roszad przed Arturem Jędrzejczykiem i posyłając tam zamiennie Bartosza Kapustkę i Arkadiusza Milika, ale Andrij Jarmolenko sprawiał wrażenie, że jest mu wszystko jedno, kto staje na drodze. Zarówno jednak on, jak i Jewhen Konoplianka, który płaskim strzałem sprawdził wytrzymałość bocznej siatki, nie zdołali pokonać Fabiańskiego. Po półgodzinie gry sytuację uspokoiła też wiadomość z Paryża, gdzie Niemcy objęli prowadzenie, znacznie zmniejszając możliwość opadnięcia Polski na trzecie miejsce w tabeli i związane z tym oczekiwanie na definitywny awans.
W przerwie ofiarą niezadowolenia selekcjonera padł Piotr Zieliński, którego zmienił Błaszczykowski. Skrzydłowemu Fiorentiny przypadła rola koła zamachowego poczynań ofensywnych, ale on sam postanowił przekroczyć te ramy i w 54. minucie zatańczył z obrońcami rywali, kończąc ten spektakl kapitalnym strzałem pod poprzeczkę. Polacy błyskawicznie spróbowali dobić zranionych Ukraińców, jednak Kapustka zamiast podwyższyć wynik wzorem Konoplianki, umieścił piłkę po niewłaściwej stronie siatki. Zawodnik Cracovii jeszcze większą pomyłkę popełnił jednak faulując na połowie rywali Jermolenkę i w ten sposób eliminując się z gry w kolejnym meczu.
Pobudka piłkarzy podziałała też ożywczo na kibiców, którzy wreszcie całkowicie opanowali brzmienie dopingu.
Do 1/8 Polacy awansowali więc pewnie, z dwoma golami strzelonymi, ale też z zerem po stronie strat. A biorąc pod uwagę to, co działo się w pierwszej połowie meczu z Ukrainą, trzeba to uznać za dużą sztukę i duży plus.