menu

Odkupienie win Southgate’a. Zwycięzca w kamizelce prowadzi Lwy Albionu do finału

10 lipca 2018, 17:58 | Dominik Owczarek

Po serii mundialowych niepowodzeń tym razem Anglicy w końcu znaleźli się w półfinale, nie bez szans na finał. Ich trener Gareth Southgate osiąga sukces, wbrew wcześniejszym zapowiedziom mediów.


fot. AFP/EAST NEWS

Anglicy zostali mistrzami świata tylko raz, gdy w 1966 roku „futbol wrócił do domu”. Trzydzieści lat później zawitał do ojczyzny ponownie, z okazji mistrzostw Europy. Tym razem gospodarze odpadli w półfinale, o czym zadecydował zaledwie jeden rzut karny.

Wykonywał go wspomniany Southgate - niedoświadczony obrońca. 26 czerwca 1996 roku stał się dla niego przeklętą datą. Wszyscy wykonawcy jedenastek byli bezbłędni, a tylko on uderzył tak, że bramkarz nie miał większych problemów z interwencją. Do finału przeszli Niemcy, po czym na angielskich ulicach doszło do rozrób i starć z policją. Chuligani demolowali ulice, a niewinni przechodnie mieli okazję usłyszeć stek wyzwisk, jeśli wyglądali jak potencjalni turyści z Niemiec.

Jeden nieudany strzał potrafił wywołać tak skrajne emocje. „Idiota, który nie strzelił tego karnego” wydawało się dość zaskakującą łatką jak na piłkarza, który ostatecznie zanotował ponad 400 występów w angielskiej Premier League.

Uległy nudziarz

Nieszczęsny półfinał Euro nie był jego pierwszym rozczarowaniem. Jako nastolatek usłyszał od trenera juniorów Crystal Palace, że „nie ma żadnej pieprzonej szansy na profesjonalną karierę”. Lepiej się skup na nauce, dzieciaku, i wybierz porządne studia - doradził mu. Młody Gareth mógł już na dobre dać sobie spokój, bo wcześniej podziękowano mu w Southampton. Upór przyniósł jednak efekty.

Zanim w wieku 22 lat został kapitanem Crystal Palace, musiał rozegrać około stu spotkań w rezerwach londyńskiego klubu. Długą drogę musiał przebyć również trzydzieści lat później jako selekcjoner.

Dwa lata temu zatrudnienie go przez federację nie miało większego uzasadnienia. Skompromitowanego Sama Allardyce’a zastąpiono Southgate’em, który jako trener Middlesbrough i angielskiej młodzieżówki nie zachwycał wynikami. Uważano go za nieasertywnego nudziarza, mającego nie stawiać zbyt wysokich wymagań. Wydawał się idealnym kandydatem na poprowadzenie wraku, jakim była reprezentacja Anglii po nieudanym Euro 2016, zakończonym porażką 1:2 z Islandią.

Styl gry w czasie eliminacji do mundialu nie porywał, dzięki czemu obyło się bez wygórowanych oczekiwań. Kolejne świetne mecze na rosyjskich boiskach uświadomiły jednak brytyjskim mediom, że Southgate może dać więcej powodów do radości, niż początkowo oczekiwano. Kibice, pamiętając katusze reprezentacji m.in. w meczu ze Słowenią, teraz przecierali oczy ze zdumienia.

Zwycięstwa dały mu szansę na udowodnienie swojej wartości nie tylko jako trenera, ale też jako człowieka. Po wygranych karnych z Kolumbią w 1/8 finału pocieszał Mateusa Uribe wraz z trenerem rywali Jose Pekermanem. Był to kolejny dowód klasy Anglika. Kto, jak nie on, mógł znać to uczucie z autopsji?

Na jego pozytywny PR znacząco wpłynęła też prezencja - charyzma połączona z eleganckim ubiorem. Na Wyspach wzmaga się uwielbienie dla trenera, którego wizerunek przystaje do dżentelmena z elitarnego klubu golfowego. Kibice domagają się dla niego tytułu szlacheckiego, a wdzięczni mogą mu być również właściciele sklepów odzieżowych. Sprzedaż eleganckich kamizelek z Marks & Spencer znacząco poszybowała w górę.

- Jak można być Anglikiem i nie kochać tego gościa! - napisał na Twitterze pewien fan po wywiadzie Southgate’a dla BBC. - Jako środkowy obrońca, który tyle razy dostał w głowę, nie jestem przyzwyczajony do bycia ikoną mody. Znam swoje inne zalety, ale wiem, że Beckhamem to nie jestem. Wiecie, z moją twarzą - tłumaczył dziennikarce.

Był to kolejny dowód jego umiejętności w kontaktach z mediami. Znów pokazał brak sztuczności i poczucie humoru. Normalność wprowadził również do kadry, otwierając zgrupowania szerzej dla mediów. Udało mu się też przekonać piłkarzy, by się wypowiadali bez jakiejkolwiek pozy.

Jego miłe usposobienie i skromność odmieniły postrzeganie osoby trenera, jednak nie byłoby to możliwe bez zwycięstw na mundialu. Komplementy zaczęły spływać od wszelakiej maści ekspertów. Gary Neville - były reprezentant Anglii, obecnie ekspert Sky Sports, powiedział: - Okazuje się, że jednak nie każdy angielski trener musi stosować przestarzałe i archaiczne 4-4-2 .

Zakochać się w Anglii

Szyld zmienił nie tylko trener, ale i cała reprezentacja. Do tej pory postrzegana jako zbiorowisko zblazowanych milionerów z otaczającymi ich WAGs, teraz zyskuje szacunek ze względu na normalność. O jej sile stanowią piłkarze, którzy tak jak Southgate, musieli trochę dłużej czekać na swoje pięć minut.

Bramkarz Jordan Pickford świetnie się spisuje w meczach fazy pucharowej, ale zanim został bohaterem reprezentacji, grywał w Darlington, zajadając się po meczach fast foodami. Harry Maguire, zanim osiadł w Leicester, musiał przekonywać o swojej wartości na trzecim poziomie rozgrywkowym. Nawet zmierzający po tytuł króla strzelców Harry Kane często był wypożyczany, nim jego gwiazda rozbłysła w Tottenhamie.

Anglicy przystępują do półfinału w roli faworyta, ale Gareth Southgate stara się odpędzać tego typu dywagacje. Jako człowiek czynu, skupia się na zadaniach do wykonania, udowadniając, że do tej pory problemem Lwów Albionu na wielkich turniejach nie była ogromna presja, lecz niewłaściwe przygotowanie.

- Niewykorzystany rzut karny z 1996 roku nigdy nie wyjdzie mi z pamięci, ale teraz przeżywamy wyjątkowy czas. Musimy się skupić na najbliższym meczu i nie pozwolić sobie na brak koncentracji - analizował na chłodno po wygranym ćwierćfinale ze Szwedami. Mimo ukazywanego profesjonalizmu od Southgate’a odczepiła się już łatka nudziarza powtarzającego ciągle te same frazesy. Zauważył to jeden z dziennikarzy „The Guardian”.

„Dzięki Bogu, że celebryctwo i skandale podtrzymywane przez Davida Beckhama, Johna Terry’ego lub Wayne’a Rooneya są już za nami. Teraz reprezentacja ma twarz człowieka z klasą, który nigdy nie był dobry w piciu lub hazardzie” - napisał Dominic Sandbrook na łamach „Daily Mail”.

Powtórzyć sukces z 1966 roku będzie niezmiernie trudno. W wypadku pokonania Chorwatów w finale czekać będą Francuzi lub Belgowie. Mimo ciągłego umiarkowania nastrojów niektórych brytyjskich mediów widać natychmiastową przychylność wobec kierunku, jaki obrał selekcjoner. „The Guardian” wyraża nadzieję na zaprezentowanie lepszego stylu gry, ale już realnie patrzy na „spełnienie największego marzenia”, jakim byłby tytuł mistrza świata.

BBC nie ustaje w zachwytach nad trenerem, mówiąc, że udało mu się osiągnąć to, czego nie zdołały zrobić wcześniej tak znane persony jak m.in. Sven Goran-Eriksson, Fabio Capello lub Roy Hodgson. - Southgate jest powodem, dla którego mogliśmy ponownie zakochać się w Anglii - rozpływa się Steve Crossman.

Tylko sam zainteresowany zdaje się powtarzać ciągle te same słowa, niezależnie od etapu, na którym się znajduje jego drużyna - „widać progres, ale sukcesu jeszcze nie osiągnęliśmy”.


Polecamy