Kung fu kick króla Old Trafford (cz. 1)
To był moment, który zszokował świat. Zdjęcie Erica Cantony atakującego ciosem kung fu jednego z kibiców Crystal Palace znalazło się na pierwszych stronach nie tylko sportowych mediów. Chuligańskim wybrykiem Francuz mógł przekreślić wszelkie swoje piłkarskie dokonania i jednocześnie dołączył do panteonu futbolowych czarnych charakterów.
fot. facebook.com
25 stycznia 1995 roku odbył się mecz, o którym nikt by już dziś nie pamiętał, gdyby nie wybryk niesfornego piłkarza. Manchester United, zmierzający po kolejny mistrzowski tytuł, przyjeżdżał na stadion Crystal Palace po łatwe trzy punkty. Uwaga była skupiona jednak nie na francuskim geniuszu, ale na Andym Cole’u, którego Czerwone Diabły niespodziewanie wykupiły z Blackburn Rovers za bagatela 7 milionów funtów. Komentujący to spotkanie dla telewizji BBC Jon Champion przyznał, że nie spodziewał się nawet zbyt często wspominać nazwiska Cantony, skupiając się na jego angielskim koledze z ataku.
Cantona vs. Shaw
Od początku gra była agresywna, co przecież do dziś jest typowe dla całej brytyjskiej piłki. Napastnika Czerwonych Diabłów krył twardy, cwany i nieustępliwy Richard Shaw. Nie obyło się więc bez szturchańców i ostrych ataków bez piłki, charakterystycznych dla piłkarza Orłów. Zirytowany Cantona czuł się niewystarczająco chroniony przez sędziego i ironicznie pytał arbitra Alana Wilkiego – gramy bez kartek?
Ferguson, czując pismo nosem, ostrzegał Cantonę, żeby w drugiej połowie nie dał się sprowokować i trzymał nerwy na wodzy. Kolejne trzy punkty były zbyt ważne, aby dać się ponieść emocjom, szczególnie, że mogły dać Czerwonym Diabłom prowadzenie w tabeli. Jednak Francuz nie wytrzymał. Minęły niespełna trzy minuty od rozpoczęcia drugiej połowy, gdy kopnął bez piłki Richarda Shawa i zobaczył czerwoną kartkę. Był to dla niego piąty tego koloru kartonik w ciągu ostatnich trzech sezonów, co także nie polepszało jego sytuacji dla dalszego rozwoju wydarzeń.
Cantona opuścił kołnierzyk na znak, że mecz jest już dla niego skończony. Mimo, że mecz został wznowiony, to uwagę większości kibiców zwracał majestatycznie schodzący do szatni zawodnik Czerwonych Diabłów, odprowadzany przez kitmana zespołu, Normana Daviesa. Jednocześnie była to okazja dla kibiców Crystal Palace, aby poużywać sobie na opuszczającym murawę Francuzie. Prym wiódł w tym Matthew Simmons, który aby zwyzywać napastnika Manchesteru United, zbiegł kilka rzędów niżej.
Kung fu kick
I wtedy stało się to, o czym mówi się do dziś, mimo upływu ponad 20 lat. Lżony Cantona spojrzał na Simmonsa i wściekły ruszył w jego kierunku. Nieświadomy Norman Davies, nomen omen przyjaciel piłkarza, nie zdążył go powstrzymać. Francuz przeskoczył nad bandą i kopnięciem z wyskoku (do dziś na forach dotyczących Cantony trwają spory – jaki to był rodzaj kopnięcia? Popularnie przyjęło się jednak nazywać wydarzenie „Cantona’s kung fu kick”) zaatakował agresywnego kibica. Najszybciej zareagował trzeźwo myślący kitman, który odepchnął gracza Manchesteru United, uniemożliwiając tym samym regularną bójkę, i czym prędzej odprowadził go do szatni wraz z szefem ochrony, Nedem Kellym.
Do dziś nie do końca wiadomo, co krewki kibic Crystal Palace wykrzyczał do schodzącego z boiska gwiazdora. W swojej relacji sprzedanej The Sun Bob Simmons twierdził, że było to coś w stylu – Lecisz Cantona, czeka już na Ciebie prysznic! Trochę inaczej sytuację zapamiętał stojący tuż obok, wówczas ośmioletni Luke Beckley. Jego zdaniem kwestia kopniętego kibica przypominała raczej – spierdalaj, jebany francuski bękarcie. Ku tej wersji skłaniał się sam Cantona, wspominając także stek wyzwisk pod adresem jego matki. Dokładnych słów fana Orłów nigdy nie udało się jednak odtworzyć.
Wszyscy wstrzymali oddech
Wszyscy, którzy widzieli to na własne oczy na stadionie, oniemieli. Wyczyn Francuza był tak wymowny, że ani spikerzy ani kibice nie potrafili go skomentować. Mark Bright, współkomentator w BBC, dał radę wydukać z siebie tylko – O mój Boże! Zszokowani byli także piłkarze – niektórzy natychmiast ruszyli w kierunku zamieszania, a inni, nieświadomi wagi wydarzenia, kontynuowali grę. Wszyscy wiedzieli, że coś się stało, ale nie każdy wiedział co. Przy dzisiejszym przepływie informacji zdjęcie lecącego w kierunku Simmonsa Cantony obiegłoby social media w ciągu pięciu minut, ale wtedy dla większości sytuacja była niejasna.
– Nikt nic nie mówił. Zabójcza cisza, aż powietrze można było ciąć nożem. Upewniłem się, że nikt nie wejdzie do szatni, zanim pojawią się tutaj pozostali gracze i Ferguson – mówił po latach Ned Kelly, były komandos, który pilnował Cantony tuż po wydarzeniu. Po pojawieniu się zawodników niewiele się jednak zmieniło. – Zastanawialiśmy się, jaka kara może spotkać Cantonę i jak sobie z tym poradzimy jak zespół. Francuz siedział w kącie i właściwie nic nie mówił. Chyba dopiero zdawał sobie sprawę z ogromu ambarasu, jaki narobił – powiedział o sytuacji w szatni Gary Pallister.
Feguson, zaaferowany grą, nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji i z konsekwencji, jakie mogą spotkać Francuza. Najpierw wściekły wpadł do pokoju sędziowskiego, wykrzykując w kierunku Wilkiego – To twoja pierdolona wina! Gdybyś dobrze wykonywał swoją robotę, nie doszłoby do tego. W szatni zachowywał się, jakby nic się nie stało. Piłkarze zapoznali się z legendarną suszarką swojego menadżera. Dostało się Schmeichelowi, Ince’owi czy Sharpowi, a nawet strzelcowi bramki. – Kto do cholery powinien kryć Southgate’a? May odpowiedział – Eric. Ferguson zareagował na to ze spokojem – Eric jestem rozczarowany, nie możesz robić takich rzeczy.
Wynik, o którym nikt nie pamięta
Właśnie – choć mecz urósł do miana legendy, to do dziś mało kto pamięta, jakim zakończył się wynikiem. Ostateczny rezultat to 1-1, a w spotkaniu w barwach Crystal Palace grał chociażby Gareth Southgate czy Nigel Martyn. Jedynego gola dla Czerwonych Diabłów strzelił David May, jednocześnie największy przegrany spotkania. To był jego pierwszy gol w barwach Manchesteru United, ale nikt nawet nie zwrócił na to uwagi. – Gdybyście zapytali, kto strzelił gola w meczu, w którym Cantona kopnął kibica, prawdopodobnie nikt nie znałby odpowiedzi – żartuje były defensor United.
obserwuj autora na twitterze: filipmfn
polub fanpage na facebooku