Glik: Trzeba to potwierdzić ze Słowenią (WIDEO)
Kapitan reprezentacji Polski Kamil Glik o przerwanej serii, absencji „Lewego” i ważnej rozmowie z arbitrem. - Chciałem zakończyć te eliminacje bez straty gola, ale z aktualnego bilansu też jestem zadowolony - mówi.
fot. brak
Jaki to był mecz naszej kadry?
Było to dobre spotkanie, szczególnie w pierwszej połowie. Jeśli chodzi o naszą grę ofensywną to stworzyliśmy sobie jeszcze 3-4 świetne okazje, graliśmy dobrze w piłkę, więc to mogło się podobać. Ogólnie był to dobry mecz w naszym wykonaniu.
Szkoda tylko tej straconej bramki?...
Szczególnie, że była to końcówka meczu i na pewno to taka bramka dość przypadkowa. Gdzieś tam był rykoszet, po strzale piłka odbiła się od Janka Bednarka. Miałem taki cel przed tymi dwoma mieczami, żeby skończyć te eliminacje na zero z tyłu bo byłoby to na pewno wielką sprawą. Przecież dotychczasowe dwa gole straciliśmy tylko ze Słowenią i gdyby udało się zagrać wszystkie pozostałe spotkania na zero to byłby chyba rekord. Trudno, nie udało się, ale jeśli tak zostanie to też nie będę narzekał.
Kamil Glik po meczu z Izraelem
Który obraz reprezentacji jest bliższy prawdzie: ten z pierwszej połowy, czy ten z końcówki meczu?
Na pewno musimy unikać strat, jak w drugiej połowie, bo wtedy zbyt łatwo nadziewaliśmy się na kontry. Musimy grać w bardziej wyrachowany sposób, bardziej dojrzałe, ale myślę, że mimo wszystko bliżej nam do tej drużyny z pierwszej połowy. Myślę, że była to dobra próba i teraz trzeba to jeszcze potwierdzić tym meczem wtorkowym ze Słowenią.
Jak wam się grało bez „Lewego” w składzie?
To nie tak. Czasem będą takie sytuacje, że trzeba będzie sobie radzić bez niego, bo na pewno będą niedługo takie momenty, gdzie trzeba będzie szukać alternatyw kadrowych. Mamy teraz pół roku czasu do Euro, może się wiele wydarzyć, na przykład kontuzje i trzeba mieć kim zastąpić podstawowych zawodników. W ostatnim czasie trener Brzęczek powołuje wielu młodych chłopaków i fajnie że wchodzą i pomagają.
Opowiedz o tej sytuacji w doliczonym czasie. Jak to wyglądało z perspektywy boiska?
Takich sytuacji jest wiele na stadionach w Europie i nie tylko. Całe szczęście, że chyba nic poważniejszego się nie stało Tomkowi Kędziorze. To na pewno przypadkowa sytuacja, steward tak naprawdę wpadł na niego.
Wydawało się, że sędzia chciał was ściągnąć do szatni. To byłby walkower?
Arbiter chyba dokładnie nie widział całej sytuacji, mógł się domyślać, że to był atak jakiegoś kibica na Tomka. Dlatego, jako kapitan, podszedłem i wytłumaczyłem mu, że była to jak najbardziej przypadkowa sytuacja. Mówiłem: „brakuje 2 3 minuty do końca więc najlepszym rozwiązaniem będzie dokończenia tego meczu”. Na szczęście posłuchał.
W poniedziałek mieliście wspólną kolację na luzie. Co udało się ustalić?
Planowaliśmy takie spotkanie już od dłuższego czasu, a ponieważ mamy długie zgrupowanie, aż 9-dniowe, więc chcieliśmy ten poniedziałek sobie jakoś zagospodarować. Tak naprawdę widzimy się ostatni raz w tym roku, bo dopiero spotkamy się za cztery miesiące, więc porozmawialiśmy sobie w luźnej atmosferze, wszystko było kulturalnie. Ale po robocie nie gadamy o robocie. Choć na pewno od piłki się nigdy nie ucieknie.