Blogi: Cios Kung fu króla Old Trafford [cz. 2]
To był moment, który zszokował świat. Zdjęcie Erica Cantony atakującego ciosem kung fu jednego z kibiców Crystal Palace znalazło się na pierwszych stronach nie tylko sportowych mediów. Chuligańskim wybrykiem Francuz mógł przekreślić wszelkie swoje piłkarskie dokonania i jednocześnie dołączył do panteonu futbolowych czarnych charakterów.
Ferguson o tym, co naprawdę stało się na Selhurst Park, dowiedział się dopiero w nocy, kiedy to nagranie z atakiem francuskiego piłkarza pokazał mu jego syn. – Siedziałem o 4 rano i oglądałem video. To było przerażające. Przez te wszystkie lata nie udało mi się uzyskać od Erica żadnego wyjaśnienia. Szkot był przerażony, że straci swojego najlepszego zawodnika i architekta ostatnich sukcesów drużyny. – Moją pierwszą reakcją była chęć rozstania się z Erikiem. Czułem, że dobre imię Manchesteru United ucierpiało i wymagało to mojej reakcji. Klub jest większy od najlepszych piłkarzy.
Auschwitz, a Cantona
Następnego dnia świat obiegła sławna fotografia Steve’a Lindsella, przedstawiająca lecącego w kierunku Simmonsa Cantonę. Menadżer United nie mylił się – wydarzenie mocno odbiło się na reputacji klubu. Dzień po brzemiennym w skutki kung fu kick wartość Czerwonych Diabłów spadła o trzy miliony funtów. Sprawą natychmiast zainteresowała się opinia publiczna w całej Wielkiej Brytanii, ale także i we Francji. Aby podkreślić skalę tego jednego kopnięcia, wystarczy wspomnieć, że Daily Telegraph przygotował dwie okładki – jedną związaną z 50 rocznicą wyzwolenia obozu w Auschwitz, a drugą związaną ze sprawą francuskiego artysty. Powszechnie uważa się, że kung fu kick rozpoczął swego rodzaju tabloidyzację prasy sportowej – do tej pory nieinteresującej się pozaboiskowym życiem poszczególnych piłkarzy.
Wróg publiczny numer jeden
Francuz natychmiast stal się synem marnotrawnym, raz po raz atakowanym w mediach. W pewien sposób legenda Manchesteru United stała się ofiarą Heysel, bo to po tym wydarzeniu zaczęto zwracać baczną uwagę na wszelkie chuligańskie wybryki. Jeden z szefów policji, Terry Collins, otwarcie powiedział, że zachowanie Cantony mogło sprowokować zamieszki. Na ogromne zagrożenie zwracano uwagę także w Daily Telegraph, poruszając znacznie szerszy kontekst wydarzenia – Mówią, że gdyby Cantona kopnął kibica Leeds albo Newcastle United, nie wyjechałby ze stadionu żywy. I właśnie to, a nie prostackie zachowanie znakomitego, ale zbłąkanego piłkarza jest głębokim problemem, z jakim musi zmierzyć się futbol.
Co ciekawe, nie było to ani jedyne, ani najbrutalniejsze tego typu wydarzenie w historii angielskiego futbolu. W latach trzydziestych legendarny snajper „Dixie” Dean pobił widza, który obrażał go w rasistowski sposób. Stojący obok policjant uścisnął mu rękę i powiedział – to było piękne, ale ja tego nie widziałem. W międzyczasie zdarzały się ataki fizyczne na sędziów czy bójki między całymi drużynami. Kozła ofiarnego zrobiono jednak właśnie z Cantony, z jednej strony z powodu jego statusu gwiazdy światowego formatu, a z drugiej był on przecież cudzoziemcem, a do tego Francuzem.
Eksperci w mediach nie zostawili na piłkarzu Czerwonych Diabłów suchej nitki. Była legenda United, Alex Stepney, skomentował to w ten sposób – Jestem wzburzony, że człowiek o jego reputacji zniżył się do takiego poziomu. Nie powinien nigdy już grać w United. Równie mało litości dla Francuza miał Billy Foulkes – Stracił nad sobą panowanie, aż przykro było patrzeć… Ale Eric to Francuz, a oni są inni i inaczej reagują. Głosy takie jak te Jimmy’ego Greavesa, który głośno rozmyślał, czy kilka zapłaconych funtów upoważnia kibiców do regularnego ubliżania piłkarzom, były odosobnione.
Postać tragiczna – Matthew Simmons
Narracja w mediach diametralnie się zmieniła, gdy bliżej przyjrzano się sylwetce poszkodowanego. Matthew Simmons od początku nie wyglądał na świętoszka, w swoich krótko przystrzyżonych włosach i obcisłej czarnej kurtce. Jak się okazało, w 1992 roku został skazany za napad rabunkowy z użyciem przemocy. Najostrzej skomentował to jak zwykle nieprzebierający w słowach Brian Clough – Właściwą karą byłoby, gdyby Cantona odrąbał mu jaja. Wątpliwości nie miał także Ryan Williams, którego tekst został opublikowany na łamach Independent on Sunday – Nie trzeba długo patrzeć na Matthew Simmonsa z Thornton Heat, by zrozumieć, że jedynym błędem Cantony było powstrzymanie się od sprania go na kwaśne jabłko. Zdecydowana większość zaczęła się skłaniać ku bardziej wyważonej opinii Roba Hughesa – Cantona nie jest ani bogiem, ani diabłem, jest człowiekiem błądzącym, obdarzonym wysublimowanym talentem.
Sam Simmons z poszkodowanego, stał się najbardziej przegraną w całej sprawie osobą. Na początku broniony w mediach, przedstawiany jako niewinna ofiara agresywnego Francuza, już niedługo przemienił się w outsidera brytyjskiego społeczeństwa. Został banitą, od którego odwrócili się znajomi i rodzina. Miał problemy ze znalezieniem stałej pracy zarobkowej, nie mógł także chodzić na mecze swojej ukochanej drużyny. Crystal Palace nałożył na niego zakaz stadionowy, który nigdy nie został oficjalnie zdjęty. W wypowiedziach dla mediów 41-letni obecnie Simmons potwierdza, że od czasu afery z Cantoną w roli głównej, nigdy nie był już na meczu Orłów.
He’s been punished for his mistakes
Od francuskiego artysty, mimo zachowania godzącego w wizerunek marki, nie odwróciła się firma Nike. Mało tego, postanowiła wykorzystać sytuację podopiecznego na swoją korzyść, tworząc serię spotów z Francuzem w roli głównej. W dużej mierze dzięki ruchom odzieżowego giganta, popularność piłkarza znacząco wzrosła. Pamiątki z podobizną lub nazwiskiem Cantony przyniosły bagatela 4 miliony funtów zysku – czyli trzy razy więcej, niż Paris Saint Germain zarabiał ówcześnie rocznie na replikach koszulek WSZYSTKICH swoich piłkarzy. – Pojedźcie do Manchesteru i zobaczcie, jak koszulki z nazwiskami znikają ze sklepu. Zrobili z niego męczennika – mówił o renomie napastnika Czerwonych Diabłów Tommy Docherty.
Przed największą zagwozdką stanęli jednak włodarze Manchesteru United wraz z Alexem Fergusonem. Co zrobić z agresywnym Cantoną? Po pierwsze, musieli pomyśleć, czy w ogóle chcą zatrzymać Francuza po tak skandalicznym występku i czy nie wpłynie to zbyt negatywnie na reputację klubu. Dodatkowo musieli rozważyć, jak ukarać Francuza, aby wypadło to wiarygodnie w mediach i udobruchało angielską federację, a jednocześnie nie obrazić wymierzoną karencją swojego najlepszego piłkarza. – Możecie sobie wyobrazić, ile było sugestii, abyśmy rozwiązali kontrakt z winy zawodnika. Jednak klub zdecydował, że powinniśmy stanąć po stronie zawodnika – wspominał trudną sytuację Maurice Watkins, ówczesny dyrektor Czerwonych Diabłów.
Ukarać, ale nie obrazić
Ostatecznie klub postanowił zawiesić Francuza do końca sezonu i ukarać go 20 tysiącami grzywny. Wydawało się, że to wystarczająco surowa kara, aby FA nie wszczynało własnego procesu. – Futbol to coś więcej niż Manchester United, a Manchester United jest większy niż Eric Cantona. Udowodniliśmy tym samym, że reputacja Manchesteru United nie opiera się na trofeach – skomentował karę Martin Edwards, ówczesny prezes Czerwonych Diabłów. Jednocześnie potwierdził, że piłkarz zaakceptował karę – w innym przypadku trafiłby na listę transferową. Decyzje w ankiecie Manchester Evening News poparło aż 82% kibiców.
Co okazało się niezwykle zaskakujące dla włodarzy United, FA dodatkowo zwiększyła karę do 9 miesięcy banicji, przez co Cantona mógł wrócić do gry dopiero we wrześniu. Dodatkowo dostał kolejne 10 tysięcy funtów grzywny. Sytuacja dla Czerwonych Diabłów była o tyle trudna, że początkowo kara obowiązywała tylko na angielskich boiskach (dopiero później UEFA rozszerzyła karę na cały świat). Na usługi Francuza czaiła się Barcelona osierocona przez Romario, czy Inter, gdzie wielkim fanem talentu reprezentanta Trójkolorowych był Massimo Moratti. Tymczasem obrażony gwiazdor zaszył się we Francji i wcale nie miał zamiaru wracać na Old Trafford.
Arcydzieło Fergusona
Sytuacje postanowił ratować niezawodny Ferguson, który miał przecież ze swoim podopiecznym świetne relacje. Roy Keane docenił kunszt menadżera – Nie sądzę, by jakikolwiek inny trener miał tyle umiejętności, energii i siły, co Alex Ferguson, by poprowadzić sprawę Cantony. Szkot zdecydował się polecieć do Paryża i tam spotkać się z zawieszonym i obrażonym na Anglię piłkarzem. – Eric był zachwycony, że mnie widzi i że może usłyszeć, co mam do przekazania. Wydaje mi się, że chciał, żebym objął go ramieniem i zapewnił, że wszystko będzie dobrze – legendarny szkoleniowiec przekonał Francuza, że ma pełne poparcie klubu i będzie czekał na jego powrót. Po latach skwitował swoje zachowanie słowami – Godziny spędzone w towarzystwie Erica są jedną z najlepszych rzeczy, jakie zrobiłem w tym swoim głupim życiu. Ostatecznie samo sprowadzenie Cantony, ale także prowadzenie całej sprawy w mediach, uznawane jest za największy majstersztyk w bogatej karierze trenerskiej brytyjskiego szlachcica.
Na naburmuszonego Francuza czekał jeszcze proces przed sądem w sprawie o napaść. Surowość wyroku ogłoszonego 23 marca 1995 roku zdumiała jednak nawet największych przeciwników piłkarza – Cantona miał spędzić w więzieniu dwa tygodnie. Na szczęście dla niego, po natychmiastowej apelacji karę zmieniono na 120 godzin prac publicznych. W rezultacie piłkarz trenował z dziećmi, co jak sam powiedział nie było karą, ale wręcz prezentem. Po pewnym czasie pozwolono Francuzowi trenować z zespołem, dzięki czemu jego powrót na Old Trafford stawał się coraz bardziej prawdopodobny.
Mówca Cantona
Po ogłoszeniu wyroku miała miejsce najbardziej znana konferencja w wykonaniu Erica Cantony. Jak podliczyli brytyjscy dziennikarze, przemówienie trwało dokładnie 14 sekund i złożone było z 20 słów. Dokładny zapis przedstawia się tak – kiedy mewy, (łyk wody) lecą za kutrem (opiera się, uśmiech, zawiesza głos), robią to tylko dlatego, że myślą (kolejna pauza) iż sardynki (pauza) będą rzucane (zawahanie) do morza (uśmiech i skinienie głową). Dziękuję państwu bardzo. Podczas gry w United nigdy więcej nie rozmawiał z dziennikarzami, chyba że został oddelegowany przez klub do nakręcenia obowiązkowego klubowego wideo czy do wypowiedzi dla oficjalnego magazynu.
Największa kara spotkała Cantonę jednak nie ze strony sądu, ale Francuskiego Związku Piłkarskiego. Policzek wymierzył mu prezes organizacji. – Eric Cantona wczoraj był kapitanem reprezentacji, ale czy będzie nim jutro, tego nie wiem. Jestem zszokowany jego zachowaniem, które jest zaprzeczeniem piłkarskiej etyki. Powaga sytuacji zmusza mnie do zastanowienia się nad tym, czy tak powinien zachowywać się kapitan naszych narodowych barw – ostatecznie napastnik nie wystąpił już więcej w narodowych barwach, mimo że położył niepodważalne podwaliny pod sukcesy Trójkolorowych w 1998 i 2000 roku. Francuz zawsze dawał z siebie wszystko w reprezentacyjnym trykocie, nawet jeśli narażał się tym na gniew Fergusona.
W międzyczasie napastnik United zdążył jeszcze złamać żebro reportera ITN. Pechowiec, czyli Terry Lloyd, znalazł Cantonę na karaibskiej plaży. Natychmiast kazał swojemu operatorowi nagrywać żonę piłkarza, opalającą się topless, co nie spotkało się z aprobatą Francuza. Tym razem jednak prasa solidarnie stanęła po jego stronie, domagając się uszanowania prywatności gwiazdora brytyjskiej piłki.
obserwuj autora na twitterze: filipmfn
polub fanpage na facebooku