menu

Andrzej Iwan: Trenerskie licencje to pic na wodę i nabijanie kasy PZPN

19 maja 2012, 15:26 | Zbyszek Anioł

Andrzej Iwan, były reprezentant Polski i medalista Mistrzostw Świata na trenerską ławkę na razie się nie wybiera, bo brakuje mu odpowiednich uprawnień. - Te wszystkie licencje to pic na wodę, nabijanie kasy PZPN - mówi w rozmowie z Ekstraklasa.net.

Wisła Kraków - Cracovia
fot. GrzegorzSroka.com
Andrzej Iwan
fot. Polskapresse
1 / 2

Śląsk Wrocław w tym sezonie został mistrzem Polski na ławce z trenerem Orestem Lenczykiem, który po raz drugi zdobył ten tytuł. W swojej autobiografii napisał pan, że pierwsze mistrzostwo Polski w 1978 roku przez Wisłę Kraków nie zostało wygrane do końca czysto. Chodzi głównie o ostatni, decydujący mecz z Arką Gdynia (3:1 - red.).
To nie było w pełni czyste spotkanie. I trener Lenczyk o tym wiedział. Kartą przetargową był wówczas Adam Musiał, który odchodził do Arki Gdynia. Do przerwy był bezbramkowy remis, a nam do mistrzostwa Polski potrzebne było zwycięstwo. Tak więc dostał zwolnienie i w przerwie meczu Arka pozyskała nowego piłkarza, co nam pomogło. Podejrzewam, że Wisła i tak poradziłaby sobie z Arką, bo była zdecydowanie lepszą drużyną. I to była cała korupcja jeśli chodzi o to spotkanie.

A jak obserwuje pan dzisiaj polski futbol ma pan przekonanie, że jest w pełni czysty?
Chciałbym mieć takie przekonanie i muszę przyznać, że nie szukam drugiego dna jeśli chodzi o pomyłki sędziowskie i zaskakujące rezultaty. W sytuacji gdy tak wiele klubów i zawodników zostało ukaranych, dalszy proceder korupcyjny byłby już samobójstwem, albo totalną ignorancją tej dyscypliny sporu, graniem przeciwko kibicom. Myślę, że to nie ma miejsca.

Pana nie ciągnie na trenerską ławkę?
Kiedyś pracowałem już jako trener, ale nie mam odpowiednich papierów, by teraz prowadzić drużynę w wyższej klasie rozgrywkowej. Te całe licencje to oczywiście pic na wodę i napychanie kasy PZPN, bo wszystko sporo kosztuje i jest czasochłonne. Poza tym z czegoś trzeba żyć, więc nie mógłbym prowadzić drużyny w której nie zarobiłbym na życie. A dla przyjemności nie będę trener przez cztery dni w tygodniu, bo w weekendy pracuję w stacji Orange Sport. To jak na razie nie wchodzi w grę.

Taka funkcja menedżera-trenera jaką pełni w ŁKS Łódź Piotr Świerczewski odpowiadałaby panu?
Ja mam cały czas do czynienia z ludźmi, którzy liczą na moją współpracę jako menedżera. Ale traktuję to bardziej w formie oceny zawodników, bo w przeszłości pracowałem dla firm, gdzie oceniałem właśnie potencjał sportowy piłkarzy.

W Polsce może emocjonować się jeszcze rozgrywkami 1. ligi, gdzie „czarnym koniem” rozgrywek może zostać niespodziewanie Kolejarza Stróże. Jak pan sądzi – będą chcieli powalczyć o awans do Ekstraklasy czy jednak wybiorą grę w na zapleczu z mniejszymi problemami?
Oni tam niczego nie odpuszczają, awans do Ekstraklasy może być targową przetargową – np. jak ktoś będzie chciał kupić licencję. Wiadomo, że Kolejarz nie jest w stanie spełnić w takim krótkim czasie wymogów licencyjnych. Ale podoba mi się ich podejście – grać jak najlepiej do końca. Widzimy jak nagle Nieciecza spuchła. Dla mnie to byłoby coś pięknego, gdyby dwie drużyny z wiosek weszły do Ekstraklasy. To byłby ewenement na skalę światową. Ja takiemu rozwiązaniu jak najbardziej kibicuję.

Nieciecza rzeczywiście ma kryzys formy czy przestraszyła się jednak Ekstraklasy?
Rozmawiałem z panią prezes Witkowską i tam absolutnie niczego się nie obawiają. Nie będą mieć problemów z utrzymaniem drużyny w Ekstraklasie czy też z infrastrukturą. Jeżeli awansują na pewno dadzą sobie radę organizacyjnie.

Rozmawiał Zbyszek Anioł / Ekstraklasa.net


Polecamy