menu

Alfabet Śląska Wrocław, czyli sezon do zapomnienia. [KOMENTARZ]

3 czerwca 2017, 12:54 | Maciek Jakubski

Zgodnie z przedsezonowymi zapowiedziami działaczy, Śląsk zajął ostatecznie miejsce na pudle. Wprawdzie grupy spadkowej, ale zawsze można powołać się na przejęzyczenie. Miał być szampański jubileusz 70-lecia, wyszła bardziej stypa.


fot. Fot. Tomasz Ho£Od / Polska Press

A jak Alvarinho - popularny #A14, którego trener Rumak wyciągnął z głębokich rezerw Jagielloni. To na portugalskim skrzydłowym Rumak postanowił oprzeć całą grę Śląska i trzeba przyznać, że Alvarinho był na boisku przedłużeniem myśli szkoleniowej trenera. A w zasadzie brakiem tej myśli. #A14 grał wszystko jesienią od dechy do dechy, a uzbierał ledwie jedną bramkę i asystę, będąc najczęściej najsłabszym zawodnikiem meczu. Doprawdy, nie ma drugiego tak bezmyślnego piłkarza. Nawet jak popisał się świetnym dryblingiem, to schrzanił dośrodkowanie. Na szczęście nowy trener szybko poznał się na umiejętnościach Alvarinho i wiosną dał mu pograć w rezerwach.

B jak Biliński - ciężki sezon miał jedyny wrocławianin w składzie Śląska. Latem trener Rumak na każdym kroku powtarzał, że nie chce i nie życzy sobie oglądać w "swojej" drużynie Bilińskiego. Dość powiedzieć, że sezon Bila zaczął jako trzeci napastnik. Po Morioce i Idziku. Jak już wywalczył miejsce w składzie, to Rumak zrobił się jeszcze bardziej złośliwy: zaczął wystawiać taki skład, że jedynymi ludźmi od grania z przodu byli Morioka i Bila. Wiosną wcale nie było lepiej, bo trener Urban też z początku stawiał na Mister Universe Zwolińskiego. A mimo to Biliński skończył sezon z 11 bramkami i 6 asystami (nie licząc asyst drugiego stopnia jak przy bramce Pawelca z Arką czy Engelsa w Płocku). Jako jeden z najlepiej punktujących zawodników w klasyfikacji kanadyjskiej. Brawa dla Bili i aż chce się zapytać gdzie był przez całą wiosnę Herr Sportdirektor Matysek i nowy kontrakt dla napastnika?

C jak Celeban - jak już kiedyś napisałem, obecny kapitan Śląska nie jest w takiej formie jak przed wyjazdem do Rumunii. Widać to było zwłaszcza w tym sezonie, gdy sporo bramek padło po dziecinnych błędach Celika. Tym dziwniejsze, że praktycznie całą wiosnę dyskutowano nad nowym kontraktem dla kapitana. Koniec końców, podpisał nowy kontrakt, ale musi zacząć grać po prostu lepiej.

D jak dyrektorzy sportowi - a konkretnie dwóch dyrektorów: Wojciech Błoński i Adam Matysek. Pierwszy z nich budował zespół latem i jak stwierdził w wywiadzie "zbudował zespół na lata", a jego celem był "Puchar Polski i podium". Mówił to w dniu w którym Śląsk dostał po ryju od I ligowca 3:0. Nie wiem do końca, czy "na lata" oznaczało leciwych Madeja, Pawełka, Grajciara czy wypożyczonych Alvarinho, Romana i Marvó? Błoński oczywiście ma pełne prawo nie znać się na piłce, bo w młodości był koszykarzem, a teraz jest radnym. Drugi z orłów, Adam Matysek, to też prawdziwek. Odkładając jego udział w spadku Śląska w 1993 roku, to w Śląsku debiutuje jako dyrektor sportowy. W rezultacie zamiast wzmocnić zespół zimą, raczej go osłabił. Odesłał na wypożyczenia Dwaliego i Idzika, a wypożyczył Zwolińskiego i Lewandowskiego z Pogoni. Wisienką na torcie był wyjazd Matyska na zgrupowanie do Turcji, aby "prowadzić rozmowy w sprawie przedłużenia kontraktów". Po powrocie piłkarze mowili, że żadnych rozmów nie było.

E jak Engels - pierwszy Niemiec w historii Śląska miał wybitnie pod górkę. Chociaż przychodził jako gracz z historią w II Bundeslidze, to jesienią praktycznie nie powąchał murawy. Rumak widocznie miał focha, że Śląsk sprowadził Niemca, a nie kolejnego pupila trenera z Bydgoszczy. Wiosną Engels nie miał łatwiej, bo Urban stawiał na Hiszpanów. Aż tu kilka kolejek przed końcem sytuacja kadrowa zrobiła się taka, że Engels musiał zagrać. I zagrał bardzo dobrze strzelając trzy bramki w trzech meczach.

F jak Filipe Goncalves - ależ ten defensywny pomocnik miał wejście do drużyny, przez chwilę nawet wydawało się, że z powodzeniem zastąpi Hołotę i Hateleya, ale czar szybko prysł. Wiekowy Portugalczyk grał coraz słabiej i słabiej, coraz więcej faulował i zakończył rundę przedwcześnie po brutalnym faulu. Zimą wrócił w rodzinne strony.

G jak Górnik Łęczna - ostatni w tabeli Górnik dwukrotnie na przestrzeni kilkunastu dni urządził zimny prysznic wrocławianom. Najpierw z wyniku 0:2 wyciągnął przy pomocy Pawełka na 2:2, a w rundzie finałowej rozstrzelał Śląsk 2:0. Obydwa razy na Stadionie Miejskim we Wrocławiu.

Horror - to słowo, które należy odmieniać przez wszystkie przypadki w kontekście określenia "Śląsk Rumaka". Najmniej strzałów, najmniej bramek. Generalnie wielka smuta w ofensywie i defensywie.

I jak Idzik - wychowanek Śląska zaczynał jesień niespodziewanie jako pierwszy lub drugi napastnik. Wyszedł w pierwszym składzie na mecz z Legią w Warszawie. Z czasem wrócił jednak na ławkę, a po wypożyczeniu Zwolińskiego odszedł na wypożyczenie do Wisły Puławy. W I lidze radził sobie nieźle. 4 bramki w 11 występach, ale w maju kontuzja i brak porozumienia ze Śląskiem w sprawie nowego kontraktu. Nie chce mi się wierzyć, że klub zrobił wszystko, by zatrzymać wychowanka.

J jak Joan Roman - jesień przesiedział oczywiście na ławce, bo Rumak uparcie stawiał na swoich ulubieńców. Skrzydłowy zaczął grać dopiero na wiosnę i zrobił furorę. Szybki, świetny technicznie, zdecydowany. Sezon dla niego skończył się jednak na początku kwietnia, gdy doznał kontuzji i musiał przejść operację.

K jak Kamenar - dziś brzmi to jak dowcip, ale Słowak był sprowadzany do Wrocławia, bo miał być następnym Marianem Kelemenem. Wskakiwał do bramki, gdy słabo grał lub był kontuzjowany Pawełek, ale Słowak puszczał po kilka bramek i wracał na ławkę, a z czasem na trybuny. Pierwszy do odstrzelenia latem.

L jak Lewandowski - niestety nie chodzi o Roberta, ale Mateusza. Wypożyczony z Pogoni obrońca wiosną zaprezentował w Śląsku happy football. Dużo biegania z piłką i bez, ale obrona czy taktyka? "Panie, kto by se tym głowę zawracał". Znamienne, że kiedy Urban wreszcie wystawiał Augusto, to Śląsk z tyłu zaczynał przypominać drużynę.

Ł jak Łyszczarz - kolejne w ostatnich latach cudowne dziecko wrocławskiej piłki. Najpierw był Przybylski, potem Bartkowiak, teraz swoją szansę dostanie Łyszczarz. Młokos zadebiutował już w lidze w meczu z Ruchem, ale nic wielkiego nie pokazał. Mimo to trzeba zapytać czy do trzech razy sztuka?

M jak Morioka - niemal cały sezon Japończyk irytował swoją indolencją strzelecką i graniem na alibi. Wziął się w garść dopiero w ostatnich meczach i zaliczył piorunujący finisz. W sumie 8 goli i 10 asyst. Bardzo dobry wynik. Aż żal, że latem odejdzie, choć nie ukrywajmy, na jego miejscu też byśmy uciekali z miejsca w którym dopiero po ponad 30 kolejkach klub załatwia trenera-tłumacza, by ten porozmawiał z Japończykiem od serca.

N jak napastnik - da się grać przez cały sezon z jednym napastnikiem i to często pomiajając go przy ustalaniu składu? Śląsk udowodnił, że jak najbardziej. W napadzie nie licząc Bili grali Idzik (asysta), Zwoliński (zero), Mervó (był taki zawodnik, pamiętacie?), a nawet próbowany tam był Morioka. Nic dziwnego, że jesienią Śląsk miał najmniej strzałów i bramek.

O jak Ojezusmaria! - wiecie kto w tym sezonie obił najwięcej razy słupki i poprzeczki w Ekstrakasie? Zgadza się, nie kto inny, a Śląsk.

Pod Ostrzałem GOL24


WIĘCEJ odcinków Pod Ostrzałem GOL24;nf

P jak prezesi - było ich w tym sezonie aż trzech. Zaczynał Żelem, kończył Bobowiec, a gdzieś w trakcie przewinął się jeszcze "prezes od aquaparku" Hołub. O wyczynach prezesów nie ma co pisać, bo jeden ciął budżet ile wlezie, drugi wpadał do klubu tylko na konferencje prasowe, a trzeci... trzeci to pracuje za krótko, by wyrobić sobie zdanie.

R jak Rumak - miało być "na Rumaku do Europy", a skończyło się w momencie, gdy wrocławianie galopowali do I ligi. Trener Rumak zasłynął latem z czystki w składzie i beznadziejną grą jesienią. Pal licho wystawianego namiętnie Alvarinho czy Madeja na skrzydle, ważniejsze jest 1 (JEDNO) zwycięstwo w rundzie przed własną publicznością! Albo odpadnięcie z Pucharu Polski w Bytowie (0:3). Śląsk Rumaka grał padlinę, trzeba to wyraźnie napisać. Po części z winy słabych piłkarzy, ale w głównej mierze przez trenera, który okazał się upartym, rozkapryszonym narcyzem bez warsztatu trenerskiego.

S jak stadion - we Wrocławiu już nikt nawet nie udaje, że Stadion Miejski to problem, a nie prawdziwa, wrocławska Twierdza. Kibice nie chodzą, piłkarze narzekają, że tam nie trenują, a politycy różnych frakcji walą jak w bęben, że stadion przynosi straty.

T jak trenerzy - Śląsk w minionym sezonie miał dwóch trenerów, co jest pewnym postępem, bo sezon wcześniej było ich aż czterech. O Rumaku napisano już wszystko, ale Urban... cóż, Urban to trochę inna historia. Nie jest to z pewnością trener o jakim marzą kibice. Jasne, Śląsk Urbana przynajmniej gra do przodu, stara się zdobywać bramki, kreować sytuacje. Nie broni się kurczowo jak ten Rumaka. Odstawił też Alvarinho. W dodatku jest uśmiechnięty, sympatyczny czego nie można powiedzieć o Rumaku. Niemniej jednak Urban ma sporo też za uszami. W pewnym momencie gra drużyny przypominała rumakowanie, do tego dochodzi też nachalne stawianie na Paprykarzy. Czemu przy stanie 4:1 wchodzi Zwoliński, a nie Łyszczarz?

U jak utrzymanie - prezydent Dutkiewicz i wiceprezydent Bluj świętowali utrzymanie w szatni niemal jak Mistrzostwo. Zabrakło tylko szampana i papierowego pucharu. Na sesji Rady Miasta dziękowano trenerowi Urbanowi za utrzymanie. Jeszcze raz: pięć lat po Mistrzostwie klub świętuje utrzymanie. Klub będący własnością wielkiego miasta, które przepuszcza setki milionów złotych na jakieś fantasmagorie jak ESK czy World Games.

W jak Wrąbel - to kolejny paradoks Śląska: wysłać reprezentanta U-21 na wypożyczenie i grać przez cały sezon z ręcznikiem w bramce. Zarówno Pawełek, jak i Kamenar puszczali babole, a Wrąbel wyrabiał sobie markę w Grudziądzu i występach reprezentacji U-21. Czy w kolejnym sezonie będzie numerem jeden w bramce Śląska? Wątpliwe, bo już kilka miesięcy temu Matysek przebąkiwał, że po udanym EURO może uda się sprzedać młodego bramkarza.

Z jak Zwoliński - arcydzieło dyrektora Matyska. Sprowadził Zwolińskiego, odesłał do I ligi Idzika. A Zwoliński przez całą wiosną nie zdobył ŻADNEJ BRAMKI ani nie zanotował asysty, choć miał przecież z górki. Dostał pierwszy skład za darmo kosztem Bilińskiego. Jedyne co udało się Zwolinskiemu to konto na instagramie z którego kibice Śląska mieli niezły ubaw.

EKSTRAKLASA w GOL24


Więcej o EKSTRAKLASIE - newsy, wyniki, terminarz, tabela, strzelcy

12 typów piłkarzy, których wszyscy nie lubimy

Najlepsze piłkarskie newsy - polub nas!


Polecamy