Mateusz Pielach (Wisła Puławy): Czas na naukę już minął. Teraz trzeba wziąć się w garść i punktować
- Liga jest tak wyrównana, że każdy może wygrać z każdym. Zrobimy jednak wszystko, żeby nie martwić się o byt do końca. Musimy wygrywać u siebie i nie przegrywać na wyjazdach. To najprostsze rozwiązanie - mówi Mateusz Pielach, obrońca Wisły Puławy, beniaminka pierwszej ligi, który w zwycięskim starciu ze Stalą Mielec był kapitanem zespołu.
fot. Fot. łukasz kaczanowski
Dwa miesiące trzeba było czekać na waszą kolejną wygraną w pierwszoligowych rozgrywkach. Dlaczego aż tyle?
Ciężko powiedzieć. Nasza gra wcale nie wyglądała źle, ale przegrywaliśmy mecze, w których wydawało się, że wszystko jest pod naszą kontrolą. Traciliśmy gole po indywidualnych błędach. Mimo, że w zespole jest kilku zawodników, grających kiedyś na tym poziomie rozgrywek, albo nawet wyżej, to jednak w większości w drużynie są młodzi zawodnicy, którzy nigdy nie grali w pierwszej lidze. Brakowało nam doświadczenia, byliśmy przestraszeni, lecz jest już coraz lepiej.
Cały czas uczycie się gry na na zapleczu Lotto Ekstraklasy, czy już przyzwyczailiście się do gry na tym poziomie?
Myślę, że czas na naukę już był, a teraz trzeba wziąć się w garść i zacząć systematycznie punktować. Przed nami jeszcze sześć spotkań w rundzie jesiennej i musimy wygrywać, żeby mieć spokojną zimę. Chcemy wypracować sobie zaliczkę, bo naszym celem jest utrzymanie. Zrobimy wszystko, żeby to uczynić.
Przełamanie przyszło w dobrym momencie, ponieważ w sobotę pokonaliście w Mielcu Stal 1:0, która również walczy o zachowanie pierwszoligowego bytu. Co było kluczem do zwycięstwa?
Zadecydowała strategia. My spokojnie robiliśmy swoje i umiejętnie wybijaliśmy gospodarzy z rytmu. Oni byli w szoku, nie wiedzieli, co się dzieje. Nie potrafili nas “ukłuć”. A my cierpliwie graliśmy swoją piłkę i czekaliśmy na swoją szansę. I się jej doczekaliśmy, kiedy to po stałym fragmencie gry Iwan Litwiniuk zachował się jak rasowy snajper.
Niewiele osób wie, że w tygodniu poprzedzającym mecz, drużynę zmogła grypa żołądkowa i kilku zawodników zagrało w Mielcu na własne życzenie.
Wszyscy jesteśmy jedną drużyną i trzymamy się razem. Nie mamy zamiaru użalać się nad sobą. Wychodzimy na boisku i dajemy z siebie wszystko. Dla nas i dla kibiców.
W Mielcu wyprowadziłeś kolegów na środek boiska, jako kapitan.
Opaskę kapitańską nosi Konrad Nowak, ale on w tym meczu nie mógł zagrać. Jego zastępcą jest Michał Budzyński, a ja jestem trzeci w kolejce. Trener podjął jednak decyzję, że to ja w tym spotkaniu będę pełnił ten obowiązek. To dla mnie duże wyróżnienie. Zapewniam, że będę godnie reprezentował Wisłę. To dodatkowa presja i obowiązki, ale też ogromny zaszczyt.
Kilkanaście dni temu wasz główny sponsor, czyli Zakłady Azotowe Puławy, przedłużył umowę na kolejne trzy lata. To pewnie daje wam spokój?
Oczywiście. Nic nam do tej pory nie brakowało. Mamy wszystko od a do z. Cieszę się, że będzie tak dalej. Możemy skupić się tylko na piłce i zapewniam, że to robimy.
Walka o utrzymanie będzie trwać do końca sezonu, czy już wcześniej zapewnicie sobie pozostanie w pierwszej lidze?
Liga jest tak wyrównana, że każdy może wygrać z każdym. Zrobimy jednak wszystko, żeby nie martwić się o byt do końca. Musimy wygrywać u siebie i nie przegrywać na wyjazdach. To najprostsze rozwiązanie. Teraz podejmujemy ekipę GKS Tychy, z którą w poprzednim sezonie wygraliśmy dwa razy. Czas na kolejne zwycięstwo.
Mają małą przewagę
Po 13 kolejkach pierwszej ligi Wisła Puławy zajmuje bezpieczną trzynastą lokatę w tabeli. Podopieczni Roberta Złotnika muszą jednak mieć się na baczności, ponieważ nad szesnastą pozycją (zajmuje ją Stal Mielec), oznaczającą spadek do drugiej ligi, mają tylko trzy punkty przewagi. Piętnaste miejsce (oznaczające walkę w barażach o utrzymanie) z takim samym dorobkiem (14 oczek), jak Wisła zajmuje najbliższy rywal puławian GKS Tychy. Wisła w obecnych rozgrywkach wygrała trzy mecze, pięć razy remisowała i pięciokrotnie schodziła z boiska pokonana.