menu

Mundial 2014. Upadły hiszpański anioł [KOMENTARZ]

19 czerwca 2014, 15:32 | Filip Błajet

Hiszpania 2008-2012 to była prawdopodobnie jedna z pięciu najbardziej ekscytujących i dominujących drużyn w historii futbolu. Była, ale już nie jest. Wczorajszy mecz z Chile, podobnie jak poprzedni z Holandią, pokazał problemy ekipy Del Bosque, która zakończyła mundialowe zmagania na rozgrywkach grupowych. Tak słabego występu mistrzów świata i Europy nie spodziewał się chyba nikt.

Kryzys nadchodził powoli

Prawda jest taka, że Hiszpania już od dłuższego czasu nie była maszyną demolującą rywali. Pierwszym syndromem zbliżającego się kryzysu były Mistrzostwa Europy na boiskach Polski i Ukrainy. La Roja została mistrzem, to oczywiście fakt, którego nie można podważyć, ale nie zachwycała swoją grą. Hiszpanie w grupie męczyli się z Włochami i Chorwatami, a w półfinale dopiero w serii rzutów karnych pokazali wyższość nad Portugalią. Finał był już popisem podopiecznych Del Bosque, jednak gdyby nie wiele szczęścia i po prostu gorsza forma bezpośrednich rywali, do ostatecznego starcia by nawet nie doszło.

Drugim przejawem kryzysu był finał Pucharu Konfederacji, kiedy to Brazylia łatwo rozprawiła się z mistrzami Europy i Świata. 0:3 to wynik, który nie przystoi wielkim czempionom, nawet na terenie przeciwnika. Po piłkarzach z Kraju Kawy widać było, że są spragnieni sukcesu oraz zwycięstw, z kolei Hiszpanie grali bez jakiejkolwiek zaciekłości. To jednak był tylko Puchar Konfederacji, więc mało kto się tym przejął, podobnie jak wygranym ostatecznie Euro 2012. Dopiero mecze z Holandią i Chile były zimnym prysznicem dla optymistów z Półwyspu Iberyjskiego.

Brazylijczyk nie zbawił Hiszpanii

Moim zdaniem powodów klęski było wiele, a jeden z nich to Diego Costa. Naturalizowany Brazylijczyk słabo wprowadził się do zespołu. Jednak zawodnik Atletico miał za sobą doskonały sezon klubowy i w jego osobie wszyscy widzieli w końcu napastnika na wysokim poziomie. Snajper Los Colchoneros miał być lekarstwem na grę ofensywną La Roja i następcą starzejącego się Villi oraz będącego bez formy Torresa. Przy okazji swoją siłą fizyczną miał dać więcej możliwości rozegrania ataku. Dlatego wszyscy wierzyli w jego powrót do zdrowia po feralnym finale Champions League, a później główną rolę w mundialowej kampanii. Nic z tego. Costa był bardziej tym stopującym akcje, niż napędzającym je. Nie oddał żadnego celnego strzału na bramkę, przegrywał pojedynki główkowe, nie imponował także charakterystyczną dla niego zawziętością. Przy świadomości, że napastnik Atleti jest na szpicy, koledzy z kadry często grali długimi piłkami, o które walkę snajper przegrywał. Z kolei w grze kombinacyjnej naturalizowany piłkarz był nieprzydatny. W dwóch do tej pory rozegranych meczach zaliczył tylko 50 kontaktów z piłką. Gra La Roja zdecydowanie lepiej wyglądała gdy z ławki pojawiał się Fernando Torres. Nieskuteczny bo nieskuteczny, ale jednak...

Swój wymierny udział w klęsce kadry ma Iker Casillas. Hiszpan rozegrał nie zbyt udany sezon w barwach Realu Madryt, a i z pierwszej jedenastki wygryzł go Victor Valdes. Gdyby nie poważna kontuzja VV, to on stałby dziś między słupkami La Roja. W obliczu urazu golkipera Blaugrany grał Święty Iker i zawiódł na całej linii. W meczu z Holendrami zawalił co najmniej dwa gole, a i przy bramkach Chile mógłby zachować się lepiej. Upadek Casillasa trochę przypomina upadek Hiszpanii. Od dawna golkiper Realu uważany był za czołówkę świata już jakby z przyzwyczajenia, a swoim występem na Mundialu tylko to potwierdził. Podobnie jak zespół Del Bosque, który od dawna nie grał na mistrzowskim poziomie.

Brak świeżej krwi

Jednak głównym winnym jest Vicente Del Bosque. Sfinks przespał czas na zmiany. Hiszpania ma mnóstwo utalentowanych graczy, którzy powinni szybciej lub wolniej przebijać się do pierwszego składu. Tymczasem szkoleniowiec dalej stawiał na tych samych, siłą rzeczy trochę wypalonych, piłkarzy. Co z tego, że wiele mówił o niesamowitym talencie Koke, skoro ten zaczynał mecze na ławce, a podczas spotkania z Holandią nawet z niej nie wstał? Trzon zespołu to dalej ci sami gracze, którzy swoje opus magnum mają już za sobą. Del Bosque nie zauważył tego, nie wprowadził młodej krwi, żądnej sukcesów, i się przeliczył. La Roja potrzebuje pokoleniowej zmiany, ale to ktoś inny niż Sfinks będzie musiał jej dokonać.

A może jednak to wszystko to zwykły pech? Wyobraźcie sobie, że David Silva wykorzystuje swoją sytuację i Hiszpania obejmuje dwubramkowe prowadzenie z Holandią. Ekipa Del Bosque pewnie zdobywa trzy punkty, a na fali euforii radzi sobie także z Chile. La Roja łatwo wychodzi z grupy i rozkręca się z meczu na mecz, kończąc swoją kampanię dopiero na finale. Tam znowu Iberyjczycy grają kapitalnie i zostają mistrzami świata. Del Bosque jest bohaterem, Casillas unosi puchar do góry, a Costa zdobywa tytuł króla strzelców. Temat kryzysu tiki-taki upada, a Hiszpania jest najbardziej dominująca drużyną w historii.

Wielkie czasy jeszcze przyjdą

To nie upadek Hiszpanii, ale upadek tej generacji piłkarzy. Dla Xaviego, Xabiego Alonso, Casillasa czy Torresa to prawdopodobnie ostatni mundial. Nadchodzi czas młodych: Koke, De Gei, Jese czy Muniaina. Ktoś musi ich teraz umiejętnie wprowadzić do pierwszego zespołu i stworzyć symbiozę z bardziej doświadczonymi piłkarzami. Dla hiszpańskich kibiców przyjdą jeszcze wielkie chwile, tego jestem pewien. Mało tego, przyjdą pewnie wcześniej niż później.


Polecamy