Smuda pomógł Cracovii [KOMENTARZ]
Wisła zagrała wczoraj wysokim pressingiem i często prowadziła grę przy ul. Kałuży. Podopieczni trenera Stawowego zmuszeni byli do zmiany taktyki i okazało się, że grając „normalną piłkę”, bez absurdalnych założeń swojego szkoleniowca, mogą w ekstraklasie powalczyć z każdym.
fot. Ryszard Kotowski
Obrońcy Cracovii częściej niż zwykle posyłali długie podania na Bartłomieja Dudzica, Sebastiana Stebleckiego czy Dawida Nowaka. Wprowadzało to element zaskoczenia defensywy Wisły i zmniejszało znacząco ilość strat piłki na własnej połowie. Taktyka krótkich podań trenera Stawowego zdaje momentami egzamin, ale nie można grać tak przez pełne 90 minut i z każdym przeciwnikiem. We derbach byłoby to zbyt duże ryzyko, gdyż drużyny Smudy od lat słyną z wysokiego pressingu.
We wczorajszym meczu dużo pracy mieli obrońcy Cracovii. W pewnym sensie to wpłynęło akurat na poprawę gry ofensywnej całego zespołu. W poprzednich spotkaniach częściej do akcji ofensywnych włączali się boczni defensorzy, lecz nie potrafili ich wykończyć. Z Wisłą wreszcie boczne strefy należały do skrajnych pomocników, którzy w akcjach pod bramką przeciwnika podejmowali lepsze decyzje i stwarzali większe zagrożenie.
Oddawanie inicjatywy Wiśle, pozwalało także na wciągnięcie przeciwnika na własną połowę. Powodowało to, że Krzysztof Danielewicz i Damian Dąbrowski wreszcie pełniej pokazali swój potencjał. Kiedy grę prowadzi Cracovia są oni zmuszani do długiego rozgrywania piłki. Wczoraj natomiast mogli skupić się na odbiorze futbolówki i rozpoczynaniu szybkich ataków.
Pewne elementy taktyki Stawowego jednak nadal się nie zmieniły. Podczas defensywnych stałych fragmentów gry pod własne pole karne wraca dziesięciu lub jedenastu zawodników. To powoduje, że po przejęciu piłki Cracovia ma bardzo, bardzo małe szanse na kontratak. Ciężko mi uwierzyć, że piłkarz grający w polskiej lidze odda celny strzał po sprincie przez ponad pół boiska. A w którymś z poprzednich meczów zdarzyło się, że chcąc utrzymać się przy piłce, podopieczni Stawowego wymieniali podania we własnym polu karnym.
Obawiam się, że w kolejnych meczach Cracovia wróci do taktyki krótkich podań i ataku pozycyjnego. Potyczki z Wisłą, Legią i Lechem mają już podopieczni Stawowego za sobą, więc pozostałe drużyny z przyjemnością oddadzą Pasom inicjatywę i będą czekały na kontry. Mecze z Piastem i Zawiszą to na pewno przykłady dla całej ligi, jak wygrywać z podopiecznymi Stawowego. Oczywiście Cracovia zabrnęła za daleko, żeby teraz drastycznie zmieniać taktykę, ale pewne wnioski trzeba wyciągnąć.
Na pewno należy częściej wykorzystywać długie podania i unikać strat w okolicach własnego pola karnego. Mając tak dobrych defensywnych pomocników i szybkich bocznych, można spokojnie oddać inicjatywę przeciwnikowi i poczekać na kontataki. Przy defensywnych stałych fragmentach gry kilku zawodników musi być w okolicach linii środkowej. To stworzy szanse na zaskoczenie przeciwnika, ale także ułatwi pracę bramkarzowi. Osobnym tematem jest gra bocznych obrońców Cracovii. Zbyt często włączają się do akcji ofensywnych i brakuje ich potem pod drugim polem karnym. Efektownie wyglądają ich rajdy, ale przynoszą bardzo mało korzyści.