menu

Kukol: Trudno powiedzieć "nie" takiemu klubowi jak Jagiellonia

17 czerwca 2011, 19:12 | Łukasz Madej

- Trener Mariusz Kuras mi ufał. Obiecałem, że jeśli będzie jakaś oferta, powiem mu o tym. Nie zdążyłem do niego zadzwonić. Ja jednak naprawdę o tym wszystkim dowiedziałem się dwa dni przed podpisaniem umowy - mówi Vladimir Kukol, nowy zawodnik Jagiellonii.

Vladimír Kukol nie zagra już w barwach Sandecji
Vladimír Kukol nie zagra już w barwach Sandecji
fot. Jan Hubrich

W czwartek na Nowy Sącz spadła prawdziwa bomba. W takich kategoriach należy rozpatrywać Pana przejście do Jagiellonii Białystok.
Dobrze powiedziane. Dla mnie to też była bomba. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. W minioną sobotę wysłannicy tej drużyny byli oglądać mnie w trakcie meczu z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski.

Musieli się bardzo mocno chować, skoro wszyscy widzieli tylko nawiązującego współpracę z Sandecją Clebera.
Chyba tak [śmiech].

Pan wiedział wtedy o ich obecności?
Nie, dowiedziałem się o tym we wtorek od mojego menedżera. Potem zadzwonił do mnie w środę. Powiedział, że prezesi Jagiellonii chcą jak najszybciej podpisać kontrakt. W nocy wsiedliśmy w samochód, a dzień później złożyłem podpis na umowie.

Odchodzi Pan do Białegostoku w atmosferze nieporozumień. Trener Mariusz Kuras o Pana transferze dowiedział się od dziennikarzy.
Z tego powodu jest mi najbardziej przykro, bo obiecałem trenerowi, że jeśli będzie jakaś oferta, powiem mu o tym. Nie zdążyłem do niego zadzwonić. Wszystko tak szybko się potoczyło. Chciałem być pierwszy. Trener sam skontaktował się ze mną, akurat kiedy po podpisaniu kontraktu wychodziłem z badań lekarskich.

I co powiedział?
Że o wszystkim dowiedział się od pana. Nie wierzył w te informacje i chciał je potwierdzić. Mówił, że jest mu przykro, iż wie o wszystkim z gazety. Przeprosiłem. Powiedziałem, że chciałem zadzwonić, ale byłem u lekarza. Trener mi ufał. Ja jednak naprawdę o tym wszystkim dowiedziałem się dwa dni przed podpisaniem umowy.

Propozycja była nie do odrzucenia?
Trudno powiedzieć takiemu klubowi "nie". Jagiellonia będzie przecież grać w pucharach. Po raz pierwszy w karierze będę mógł spróbować sił w tych rozgrywkach. Nie było żadnej presji na mnie, że muszę tam iść. Chciałem po prostu trafić do ekstraklasy.

Sympatycy Sandecji na internetowych forach nie zostawiają na Panu suchej nitki. Czują się oszukani.
Mnie samego kilka razy pytali, czy zostaję. Mówiłem, że tak, bo nie mam żadnej oferty. Niespodziewanie jednak się pojawiła. Szkoda, że nie zdążyłem z nimi jeszcze porozmawiać. Czytałem te komentarze. Jest mi przykro. Jedna rzecz pcha mnie jednak do przodku. Fani piszą, że wszyscy zawodnicy, którzy odchodzą z Sandecji, siedzą tylko na ławce rezerwowych. Chcę im pokazać, że stać mnie na to, żeby grać w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Jak Pan będzie wspominać grę w Nowym Sączu?
Byłem tutaj krótko. Sandecja zostanie mi jednak w sercu do końca życia. Miałem blisko do domu. Czułem się tam bardzo fajnie. To niesamowita grupa ludzi. Wszyscy, którzy pracują w klubie, byli dla mnie bardzo mili. Nie chcę, żeby sobie teraz pomyśleli, że skoro tak nagle odszedłem, to znaczy, że mi się nie podobało.

Skoro po roku w I lidze trafił Pan do "Jagi", to za dwanaście miesięcy powinna po Pana zgłosić się wielka trójka - Lech, Legia, Wisła.
[Śmiech] Nie spodziewałem się, że tak szybko trafię do ekstraklasy. Chcę w Białymstoku powalczyć o podstawowy skład.

Rozmawiał Łukasz Madej / Gazeta Krakowska