Piotr Sadczuk (prezes Górnika Łęczna): Jesteśmy gotowi na ekstraklasę!
Górnik Łęczna został sensacyjnym zwycięzcą baraży o ekstraklasę. Tym samym zielono-czarni wracają na najwyższy szczebel krajowych rozgrywek. O fantastycznym sezonie łęcznian i wyzwaniach, które stoją przed nimi, rozmawialiśmy z prezesem klubu, Piotrem Sadczukiem.
fot. Fot. Górnik Łęczna
Jak można podsumować ten sezon?
To był bardzo udany sezon. Zakończyliśmy go awansem, więc trzeba się cieszyć. Ta droga do awansu była bardzo trudna. W tym sezonie w pierwszej lidze było dużo drużyn prezentujących dużą jakość. Startowaliśmy z pozycji beniaminka, z pozycji drużyny, która w pierwszej lidze gra pierwszy rok od dłuższego czasu. Zakończyło się rewelacyjnie. Bardzo się cieszymy. Brawa dla całej drużyny, dla trenerów i wszystkich ludzi, którzy dołożyli swoją "cegiełkę" do tego awansu.
Nikt na Górnika nie stawiał przed sezonem
Ja wierzyłem w tę drużynę od samego początku do końca. Zajmowaliśmy po jesieni bardzo dobre miejsce premiowane bezpośrednim awansem. Zrobiliśmy też wszystko by mieć licencję na ekstraklasę nie po to, żeby walczyć o utrzymanie. Być może nieco pomogło nam to, że nie startowaliśmy z pozycji faworyta. O miejsca barażowe walczyliśmy do samego końca. Mieliśmy trudny okres na wiosnę. W wielu zespołach zmieniali się trenerzy. W niektórych przypadkach nawet kilkukrotnie. My zachowaliśmy cierpliwość, komunikację i zdrowe zasady, co od samego początku mojego w tym klubie było dla mnie ważne. Poszliśmy tą drogą, że w kwietniu przedłużyliśmy kontrakt z trenerem. Zastosowaliśmy ten sam manewr, który przyniósł nam powodzenie i awans do pierwszej ligi. Teraz także przyniosło to efekt. Brawo. Idziemy drogą Warty Poznań, może Rakowa. Dzisiaj się cieszymy i bardzo pozytywnie podchodzimy do wszystkiego, co przed nami.
Rozpoczynał pan pracę w II lidze. Gdyby wtedy ktoś powiedział o dwóch awansach z rzędu, to uwierzyłby pan?
Początki były trudne. Musiałem podjąć kilka niełatwych dla mnie decyzji. Niewiele osób wierzyło wówczas w to, co miało nastąpić. Cieszę się, że jest tu kilka osób, w których gronie możemy te decyzje podejmować. One są zawsze przedyskutowane. Zwolnienie trenera Smudy, odejście trenera Broniszewskiego czy później Pawła Sasina to były dla mnie trudne tematy, z którymi musiałem się zmierzyć. To przyniosło efekt. Taka jest rola prezesa. Bardzo się cieszę, że jest taki efekt. Gdy ktoś mnie pyta, czy wierzyłem, to muszę powiedzieć, że tak. Wierzyłem do samego końca. Miałem tę wiarę i wiem, że wszyscy związani z drużyną wierzyli.
Można powiedzieć, że uczyliście się także na własnych błędach? Był taki moment gdy tych zmian w zespole było bardzo dużo.
To był sam poczatek gdy oddałem to w ręce trenera. Później to wyglądało trochę inaczej. Nie nazwałbym tego jednak nauką na własnych błędach, a raczej na doświadczeniu. Jest trener Kiereś, który ma doświadczenie ekstraklasowe. Przyszedł do drugoligowego zespołu. Fajnie, że się zgodził, bo to nie było wcale oczywiste. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie i powiedział, że przychodzi, by wrócić do ekstraklasy. To były jedne z jego pierwszych słów. Dziś fajnie to przytoczyć, choć jest to nie do zweryfikowania. Marzyłem o tym. Trener mi o tym powiedział. Był niesamowicie przygotowany pod każdym względem. Dużo pokory, dużo pracy i to przyniosło efekt.
W którym momencie tego sezonu uwierzyliście, że awans jest na wyciągnięcie ręki?
Po jesieni. Mieliśmy wtedy drugie, trzecie miejsce. Termalica trochę odjechała wszystkim. Za zespołem z Niecieczy był właśnie Górnik i ŁKS Łódź. Wtedy zobaczyliśmy sens i był to taki moment, gdy w zimie podejmowaliśmy decyzje o tym co zrobić dalej. Mieliśmy dwa różne pomysły. Uznaliśmy, że to jest dobra pozycji wyjściowa. Stwierdziliśmy, że trzeba się z tym zmierzyć, wzmocnić drużynę i zaryzykować. To przyniosło efekt.
Pojawiło się zwątpienie gdy Górnik zaliczył wiosną serię słabych wyników?
Wszyscy jesteśmy w klubie dorosłymi ludźmi. To nie jest tak, że codziennie klepiemy się po plecach. Wszyscy odczuwaliśmy, że ta seria jest bardzo negatywna i ma wpływ na morale drużyny. Widziałem, że zawodnicy nie cieszyli się po każdym meczu, czy treningu. Brakowało nam takiego pozytywnego bodźca. Trener bardzo dobrze zareagował ze swoimi decyzjami. Była komunikacja, była rozmowa. Mamy w zespole wielu doświadczonych zawodników, którzy to pociągnęli. Ja uważam, że ten kryzys w naszej drużynie zaczął się od niewykorzystanego rzutu karnego z Koroną Kielce. Byliśmy w tym meczu zdecydowanie lepsi, a przegraliśmy. Ten niewykorzystany rzut karny sprawił, że mieliśmy bardzo słabą serię. Tak jak coś ma swoje minusy, to są też plusy. Tym plusem był obroniony rzut karny w starciu z Zagłębiem Sosnowiec i wygrana 1:0. Nie zagraliśmy tam dobrego meczu, ale chodziło nam o trzy punkty. Zrobiliśmy to jako zespół, drużyna, team. To nam pozwoliło na oddech. Później ostatni mecz z Sandecją wygrany wyraźnie. Zbudowaliśmy wtedy na nowo morale drużyny. Potem baraże, jeden wielki rollercoaster zakończony bardzo dobrze.
Dużo nerwów kosztowały mecze barażowe?
Strasznie przeżywałem te mecze. Był uśmiech, radość, łzy. Nie miałem nad tym żadnej kontroli. Coś niesamowitego. Nie przeżyłem jeszcze czegoś takiego jak mecz w Tychach. Mój organizm zareagował w sposób niewytłumaczalny. Byłem 15 lat sędzią międzynarodowym. Sędziowałem dwa mecze Ligi Mistrzów, gdzie miałem ciary przy hymnie. To, co się zdarzyło jednak było nie do porównania. Mam nadzieję, że jeszcze powtórzymy tak duży sukces, bo mamy swoje marzenia. Ten mecz w Tychach był dla mnie bardzo mocnym przeżyciem. Nauczeni doświadczeniem w Łodzi mieliśmy na VIPach dyrektora szpitala w Łęcznej, który nas zabezpieczył i byliśmy pod kontrolą.
Czasu na świętowanie nie ma dużo. Niebawem trzeba skupić się na pracy i przygotowaniach do nowych wyzwań.
Zdecydowanie. Z wieloma decyzjami musieliśmy czekać. Nie było pewności czy awansujemy, czy nie. Musieliśmy to odkładać. Czasem trzeba ponosić ryzyko i ono się opłaciło. Świętujemy i zabieramy się do pracy. Mamy spotkanie z ekstraklasą, by dowiedzieć się, jakie czekają nas wyzwania. Praca, praca, praca. Możemy wstawić łóżka do klubu. Chciałbym mieć zawsze takie dylematy i mierzyć się z ekstraklasą. Będziemy działać tak jak do tej pory, czyli najlepiej jak potrafimy. Co to przyniesie? Zobaczymy. Jak widać, marzenia się spełniają.
Czujecie się gotowi?
Oczywiście. Mamy licencję na ekstraklasę. Mamy bardzo dobry zespół, który awansował. Co okno pojawiają się niewielkie zmiany. Dwa, trzy, cztery ruchy kadrowe. Zobaczymy, jak teraz ułoży to dyrektor sportowy i trener. To oni są odpowiedzialni za tę sferę. Ja wraz z Sebastianem Buczakiem jesteśmy odpowiedzialni za tę sferę sponsoringową, finansową. Tu wszystko jest poukładane. Każdy wie, za co odpowiada. Każdy jest z tego rozliczany. To jest jasne. Kompetencje, zaufanie do ludzi. Wszystko z wielkim szacunkiem dla tego co każdy robi. Z wielkim podziękowaniem. Jesteśmy gotowi na ekstraklasę. Jesteśmy w stanie się z tym zmierzyć. Chcemy się z tym zmierzyć i trzeba marzyć dalej.
Sponsorów pewnie również będzie nieco łatwiej namówić na wsparcie Górnika ze względu na awans do najwyższej klasy rozgrywkowej.
Górnik Łęczna to Bogdanka. To jest nasz sponsor strategiczny. Bardzo dziękuję za to co się działo do tej pory. Za to wsparcie. Cała kopalnia, cały zarząd z prezesem Arturem Wasilem na czele to są ludzie, którzy naprawdę nam dobrze życzą i są oddani całym sercem temu klubowi. Nie ukrywam, że od początku chciałem dywersyfikować przychody finansowe. Są takie rozmowy prowadzone. Jeszcze trochę czasu i będziemy ogłaszali naszych nowych partnerów. Czeka sponsor z bukmacherki, który jest zainteresowany wejściem Górnika. Czekamy na rozmowy. Zaczynaliśmy już je, ale czekaliśmy na to jak ułoży się wszystko sportowo. Jesteśmy przygotowani pod każdym względem.
Dla beniaminka przychody z ekstraklasy stanowią duży zastrzyk gotówki?
Ten budżet będzie co najmniej podwojony dzięki środkom z ekstraklasy, banku PKO, który jest ligowym sponsorem, z Canal+. To są jednak środki, które dostaną wszystkie klubu, a my musimy zrobić coś ponadto. To jest ta wartość dodana. Liczę tutaj na pomoc naszego sponsora strategicznego. Liczę również na Urząd Marszałkowski. Liczę na różne inne firmy. Ekstraklasa na Lubelszczyźnie to jest wydarzenie. To jest coś, co mam nadzieję, przeżyjemy tutaj podczas meczów przy jak najbardziej wypełnionym stadionie. Tego prezes Sadczuk sam nie udźwignie, ani sama Bogdanka. Potrzebujemy wsparcia. Potrzebujemy zrozumienia dla tej sytuacji. Myślę, że pokazaliśmy, że warto na nas stawiać, że warto nam zaufać. Przez ostatni okres wykonaliśmy mnóstwo bardzo dobrej roboty.
Gdy Górnik ostatnio grał w ekstraklasie, to rozgrywał mecze w Lublinie. Teraz nie ma takiego ryzyka?
Nie chcę rozmawiać o Lublinie. Naszym domem jest Górnik Łęczna, nasz stadion. Po to włożyliśmy tyle pracy, by zdobyć licencję. Mamy piękny stadion. Pewnie potrzebujemy włożyć trochę pracy. Zrobimy to. Nie wyobrażam sobie gry na innym obiekcie.
W pana ocenie ten zespół uzupełniony kilkoma zawodnikami poradzi sobie w ekstraklasie?
Oczywiście. Jestem co do tego przekonany. Okazaliśmy się być drużyną, która awansowała. Ci zawodnicy to osiągnęli. Wielkie słowa pochwały, szacunku i podziękowania dla tych chłopaków, którzy to zrobili. Od nich zaczniemy rozmowy dotyczące budowania składu na przyszły sezon. Wiem, że musimy się wzmocnić. Myślę o tym rozsądnie. Dwie, trzy, a może i więcej cegiełek trzeba będzie dołożyć. To zależy od dyrektora sportowego i trenera. Mam nadzieję, że te wzmocnienia dadzą nam dobre granie w ekstraklasie, a trybuny w Łęcznej będą naszym dwunastym zawodnikiem.
W tej chwili wielu zawodników ma ważne kontrakty na przyszły sezon, czy jednak większości kończą się umowy wraz z początkiem lipca?
Jest kilku zawodników, którym kontrakty się przedłużyły w momencie awansu lub po rozegraniu odpowiedniej ilości meczów, czy minut. Jestem przekonany, że robiliśmy to rozsądnie. Rozmawiałem z zawodnikami, rozmawiałem z trenerami. Z każdym zawodnikiem siądziemy do rozmów. Zobaczymy, co te rozmowy przyniosą. Zrobimy wszystko, by ta drużyna w ekstraklasie wyglądała jak najlepiej.
ZOBACZ TAKŻE: