Łomianki kibicowskiego wstydu [KOMENTARZ]
Nie ma to jak tłumy na meczu IV ligi. Były głośne śpiewy, race, transparenty, ale z piłkarskim świętem nie miało to nie wspólnego. Kibice (?) Legii doprowadzili do przerwania spotkania nie swojej drużyny. Konsekwencje? Przede wszystkim… niematerialne.
Zobacz także: Pierwszy mecz Polonii Warszawa przerwany przez kiboli Legii (ZDJĘCIA, WIDEO)
Jeszcze kilka dni temu uśmiechaliśmy się, czytając apel burmistrza Łomianek do mieszkańców. Włodarz w związku ze zbliżającym się meczem miejscowej drużyny z Polonią Warszawa prosił o skrócenie godzin pracy sklepów i zabezpieczenie mienia przez mieszkańców, zamieszkujących okolice stadionu. Po co tyle szumu? Przyjedzie pół tysiąca warszawiaków, wypełnią chociaż stadion, co w tym złego? Nic, ale przecież lepiej siać atmosferę skandalu wokół kibiców – tak nam się przynajmniej wydawało. Niestety, burmistrz wiedział co się święci. W Łomiankach pojawiło się kilkuset fanów warszawskich drużyn, a pośród nich legioniści, którzy postanowili mecz zamienić w zamieszki.
Obawy miejscowych się spełniły. Najpierw były wulgarne transparenty i śpiewy. Potem race i petardy hukowe - na trybunach do zaakceptowania, ale pod nogami piłkarzy to już kryminał. Na koniec beztroskie hasanie po murawie. A wszystko za sprawą ludzi na co dzień mecze oglądających z sektorów przy Łazienkowskiej. Gdzie tu sens, gdzie tu logika?
Ano legioniści w zamyśle mięli podkreślenie swoje dominacji nad lokalnym rywalem. Bo nie wystarczy, że Polonia została zdegradowana do IV ligi i piłkarsko jest lata świetlne za drużyną Jana Urbana, pukającą do bram wyśnionej Ligi Mistrzów. Dla kiboli dominacja to przede wszystkim przewaga na trybunach. Którą z resztą dawno już osiągnęli. Kilkakrotnie wyższa frekwencja na meczach u siebie, nieporównywalnie większe i efektowniejsze oprawy, znacznie donośniejszy doping, zdecydowanie liczniejsze wyjazdy – poprzedni sezon dowiódł, że i kibicowsko „Wojskowi” wyprzedzają „Czarne Koszule” o dwie długości. Ale i to za mało, bo nie ma to jak „dobra akcja”, niespodziewana i oryginalna, podkreślająca przewagę w terenie. Czy choć mocny pstryczek w nos. Jak przed kilkoma dniami fani Ruchu przemalowali kilkudziesięciometrowe graffiti kibiców GKS Katowice, czy kiedyś wiślacy na oprawę „Pasów” (sektorówkę przedstawiającą chłopca piszącego na murze „Cracovia Pany”) natychmiast odpowiedzieli transparentem „Malujesz pod płotem – licz się z łomotem”. Czyli odważnie, z rozmachem, mocno zawstydzająco i nie do końca fair, ale wszystko mieszczące się w jakichś – kibicowskich – granicach dobrego smaku. W tym przypadku efekt miał być taki sam, uzyskany poprzez zdominowanie polonistów na ich własnym meczu. Czy zamieszki były planowane czy nie, zamiast „akcji z jajem” wyszyła żenująca afera kompromitująca legionistów.
Bilans start jest jednak znacznie większy. Na Bogu ducha winny klub z Łomianek może zostać nałożona kara i do tego walkower. A przecież ciężko żądać, aby stadion piątego poziomu rozgrywek posiadał zabezpieczenia godne ekstraklasy. Straciły Łomianki, bo chyba nikomu burda za płotem ani się nie podoba, ani nie jest na rękę. Za pseudo zabawy legionistów zapłacimy my wszyscy, bo przecież zabezpieczenie meczu przez kordony policji do tanich nie należy. W końcu większość sprawców ze względu na brak specjalistycznego monitoringu zostanie na wolności, bez konsekwencji. Dziś słyszymy, że policja ujęła pięć osób… Bandyci w większości pozostaną bezkarni.
Co więcej włodarze „Wojskowych” ledwo co odwołali się od kary nałożonej przez UEFA za zachowanie kibiców podczas meczów pucharowych, a ci dzień później wytrącają im swoimi wybrykami argumenty z rąk. Na szczęście wydarzenia z Łomianek raczej nie będę miały wpływu na rozpatrywany protest, ale nie mogły ujść uwadze polskich mediów. I to właśnie największe negatywne skutki całej afery. W końcu też wizerunkowo straci klub, kilka godzin po zamieszkach o awanturze wywołanej przez „chuliganów Legii” w mediach aż huczy. Co gorsza tracą i przecież kibicie innych klubów, jako ogół. Tak często narzekamy, że dziennikarze szkalują fanów, wyolbrzymiają stadionowe awantury wynosząc do rangi najważniejszych problemów w kraju. A tym samym zniechęcają społeczeństwo do przychodzenia na stadiony, malując je jako siedliska przemocy i chamstwa. Wizerunek ten potęguję dodatkowo krótkowzroczność dziennikarzy i żądza sensacji, do której nie można zaliczyć jakże licznych kibicowskich akcji charytatywnych czy patriotycznych. Słowem, jeśli w największych mediach o kibicach, to tylko źle. Świadomi tego legioniści postanowili jednak zabawić się na czyjś koszt. Więc tym razem ciężko dziwić się wszystkim z kamerą czy choćby za klawiaturą, którzy nagłaśniają wydarzenia z Łomianek i piętnują je z całą mocą. Poziom żenady i głupoty po raz kolejny został przekroczony.