Adam Ryczkowski: Nie wykorzystałem swoich dotychczasowych szans w Górniku
W ekstraklasie w sezonie 2014/2015 debiutował jeszcze w barwach Legii Henninga Berga. Po udanym sezonie w Chojnicach zdecydował się na stawiający na młodzież Górnik. Miał zastąpić Damiana Kądziora, teraz Adam Ryczkowski musi walczyć o miejsce w meczowych osiemnastkach. Winę bierze na siebie.
fot. Szymon Starnawski
Gdy latem przychodziłeś do Górnika, mówiono, że kroczysz ścieżką Damiana Kądziora. Szybko zastąpisz go w Zabrzu, kolejnym krokiem wyjazd za granicę. Tymczasem teraz masz problem ze złapaniem się do składu.
Nie jest łatwo, coś na pewno poszło nie tak i muszę tę winę wziąć na siebie. Jestem zniesmaczony, bo dostałem swoje szanse. Trener stawiał na mnie na początku, a ja tego nie wykorzystałem. Teraz mam ich znacznie mniej, ale nie mogę narzekać czy się załamywać. Cały czas muszę konsekwentnie pracować i czekać na moment, kiedy forma wróci. Wiem, że nie wyglądam tak jakbym tego chciał, czy jak oczekuje ode mnie sztab szkoleniowy. Widzę swoje błędy, staram się je naprawiać, ale przede wszystkim muszę złapać taki luz, jak miałem w zeszłym sezonie w Chojniczance. Wtedy wrócę na właściwe tory.
Żałujesz, że tam nie zostałeś?
Myślę, że pozostanie w 1. lidze nie byłoby najlepsze. Miałem za sobą świetną rundę, nie wiadomo, czy utrzymałbym tę wysoką formę w Chojnicach. To był czas na odpalenie, a oferta z Górnika bardzo kusząca. Wiadomo, że w Zabrzu stawiają na młodych i widziałem tutaj swoją szansę na grę w pierwszym składzie.
Miałeś inne oferty?
Tak. Dostałem także propozycję z Piasta Gliwice, lecz tam konkurencja na mojej pozycji była większa. Zacząłbym jako rezerwowy, a w moim wieku regularna gra jest bardzo potrzebna. Bez niej nie ma szansy na rozwój.
Nie zachęciła cię możliwość gry w europejskich pucharach?
To zawsze jest fajna sprawa, już wcześniej siedziałem na ławce rezerwowych w meczach Legii z FK Aktobe. Wówczas przeszliśmy dalej, ale ja nigdy nie zadebiutowałem. To udało się dopiero teraz. Nie jestem jednak zadowolony, dosyć szybko odpadliśmy. Przeciwnicy nie byli specjalnie wymagający, a i tak średnio nam poszło. Najpierw dwumecz z Zarią: wymęczone zwycięstwo, później remis. Dobrze, że się udało. Porażka w pierwszej rundzie, byłaby sporym blamażem. AS Trenczyn już zweryfikował nasze umiejętności. Na wyjeździe dostaliśmy 4:0 i jak się zaczęło, tak szybko się skończyło.
Co się stało z tobą na początku sezonu?
Wydaje mi się, że za bardzo się napiąłem. Długo czekałem na powrót do ekstraklasy i już w pierwszych meczach chciałem pokazać się z jak najlepszej strony. Przez to nie wszystko zaczęło wychodzić tak, jakbym tego chciał. Jeden słabszy występ pociągnął kolejny i teraz jestem, tu gdzie jestem. Wiem, że mimo wszystko są we mnie pokłady umiejętności i chcę pokazać, na co mnie stać. Mam nadzieję, że po jednej słabszej rundzie, ta kolejna będzie już dużo lepsza.
Na pewno nie planowałeś takiego przebiegu jesieni. Jaki masz cel na wiosnę?
Plany, a cele to dwie różne rzeczy. Plany są bardziej krótkotrwałe, a gdy nie wychodzą, po prostu się je zmienia. Cel to coś, do czego dążysz na co dzień i przez całe życie. Moim aktualnym jest przede wszystkim powrót do formy. Potem będę myślał, co dalej. Na razie regularna gra w Górniku jest najważniejsza. Codziennie staram się na to pracować, również po to zacząłem schodzić do rezerw. Grę w trzeciej lidzę traktuję jako szansę na pokazanie się i przełamanie. Ostatnio udało mi się strzelić bramkę przeciwko Lechii Dzierżoniów. Mam nadzieję, że ta jedna pociągnie za sobą następne.
Podobno za juniorskich czasów miałeś okazję pojechać za granicę, ale będąc zawodnikiem Polonii wybrałeś Legię Warszawa.
Gdy grałem przy Konwiktorskiej rzeczywiście dostałem zaproszenie na testy w Anglii oraz Niemczech. Pojechałem, zobaczyłem jak to wygląda, nawet mi się spodobało. Przyszła jednak oferta z Legii i postanowiłem zostać w Polsce. Za granicą oczywiście warunki były dużo lepsze, ale dla mnie ważne były również aspekty pozapiłkarskie. Byłem młodym chłopakiem, miałem tu sporo znajomych, co dla młodego chłopaka jest dość istotne. Dlatego też na początku wybrałem Polonię. Wcześniej nie kibicowałem jej i dlatego przenosiny na Łazienkowską nie były tak trudne. Uważałem, że tam najlepiej się rozwinę. To był wówczas jedyny klub na dobrej drodze, by dogonić resztę Europy.
Na plecach masz dosyć oryginalny numer: 45.
Gram z nim od samego początku. Wybrałem go jeszcze przed debiutem w Legii Warszawa i od tej pory noszę go na koszulce w każdym kolejnym klubie. Miałem go i w Chojnicach, w Górniku już nie chciałem zmieniać. Nie mam jednak konkretnej historii, dlaczego akurat 45. Z takim numerem grał Mario Balotelli i mi się spodobało.
Gdy byłeś w Legii, skradziono ci samochód.
Hondę. To było moje pierwsze auto. O tyle dla mnie ważne, że kupiłem za swoje pieniądze. Trochę na nie zbierałem, a cieszyłem się z niego tylko dwa tygodnie. Ciężko pogodzić się z taką stratą. Po prostu pewnego dnia wyszedłem z mieszkania, patrzę nie ma samochodu. Dziwne uczucie, ale nie było czasu na zastanawianie się. Miałem obowiązki, pojechałem na treningi na Legię. Dopiero stamtąd na policję. Na komisariacie spędziłem z siedem godzin, a efektu brak. Auta nigdy nie znaleziono. Później kupiłem sobie jeszcze jedną Hondę, ale miałem wypadek i poszła do kasacji. Teraz postawiłem już na inną markę. Na samochodach się znasz.
Grałeś w jednym zespole z Michałem Markowskim, którego skazano za handel kradzionymi autami.
Nawet trochę rozmawialiśmy o samochodach, bo siedzieliśmy obok siebie w szatni. Nie wiedziałem jednak czym się zajmuje. Po prostu jednego dnia przyszedłem na trening, a jego już nie było.
Chojniczanka to na razie Twój najlepszy okres w karierze?
Szybko się tam zaaklimatyzowałem. Strzeliłem pierwszą bramkę i później jakoś poszło. Końcówka była już nieco gorsza w moim wykonaniu, ale też cała drużyna grała nieco słabiej. Bardzo zależało nam na zrobieniu tego awansu i ponownie się nie udało. Wiadomo lekki niedosyt. Moim głównym celem był powrót do ekstraklasy. Cel zrealizowany, ale nie jest tak jakbym chciał. Chojnice zapamiętam na długo, życzę im, żeby najszybciej awansowali.
Mówi się, że Chojniczanka wcale nie chce do ekstraklasy. Przez dwa sezony była już bardzo bliska sukcesu i przewracała się na ostatniej prostej.
To tylko plotki. Każdy z nas zawodników bardzo chciał awansować. Również w klubie bardzo na to naciskano. Poniesiono dodatkowe koszty, bo zatrudnił trenera przygotowania fizycznego, zapewniał nam różne suplementacje. Ciężko powiedzieć, co się stało: staraliśmy się, przygotowywaliśmy, a mimo wszystko po przerwie zimowej wyniki były dosyć średnie: głupie porażki z zespołami ze Śląska, łatwo stracone punkty w Siedlcach czy Łęcznej. Gdyby nie te potknięcia, moglibyśmy wskoczyć na premiowane awansem miejsce. Pozostał duży niedosyt.
Byłeś tam jednym z najmłodszych zawodników w kadrze.
W Chojnicach zawsze stawiano na doświadczenie. Rokrocznie sprowadzają tam wielu doświadczonych również ekstraklasą piłkarzy. To dobre również dla nas, młodych. Mieliśmy kogo podpatrywać, też czegoś się nauczyć. Nie inaczej jest zresztą w tym sezonie. Chojniczanka sprowadziła latem m.in. Wojciecha Trochima i robi trzecie podejście do awansu. Mimo że mają bardzo fajną kadrę, znowu nie wszystko idzie po ich myśli. Raków już uciekł, pozostaje walczyć o drugie miejsce.
Studiujesz na jednym roku z Wieteską. Coraz więcej zawodników stawia na edukację. Z czego to wynika?
Tak, jesteśmy już na trzecim roku. Teraz musimy się wziąć za pisanie pracy licencjackiej, a potem zobaczymy, co dalej. W sporcie zawsze trzeba mieć plan B. W każdym momencie może przydarzyć się kontuzja czy słabsza forma, jak mi teraz, i wówczas coś wypada ze sobą zrobić. Gdy zaczynałem studia, grałem w 1.lidze, też nie byłem pewien, czy uda mi się długo zostać przy piłce. Mam nadzieję, że będę mógł kopać jak najdłużej, ale jeśli zajdzie taka potrzeba, ten dyplom pozwoli mi znaleźć inną pracę.