menu

Zwycięstwo Śląska w debiucie trenera Pawłowskiego. Kapitan Paixao załatwił Cracovię

2 marca 2014, 14:49 | Paweł Sobolewski, Oktawian Jurkiewicz

Śląsk Wrocław zrewanżował się Cracovii za porażkę z rundy jesiennej. Wrocławscy piłkarze wygrali z "Pasami" 1:0, a jedyną bramkę spotkania zdobył Marco Paixao, nowy kapitan WKS-u. Śląsk odniósł pierwsze wiosenne zwycięstwo. Dla Cracovii to czwarta z rzędu porażka.

Marco Paixao zapewnił Śląskowi zwycięstwo nad Cracovią
Marco Paixao zapewnił Śląskowi zwycięstwo nad Cracovią
fot. Paweł Relikowski / Gazeta Wrocławska

Mecz zapowiadał się jako jeden z niewielu w polskiej lidze, w którym będziemy mogli obejrzeć trochę dobrej gry. Kibice jednak przeżyli spory zawód, bo pierwsze minuty wyglądały fatalnie. Składnych akcji i ciekawych zagrań było jak na lekarstwo – to wszystko przełożyło się na beznadziejny obraz pierwszej połowy. Oczywiście nie można powiedzieć, że przebłysków nie było.

Jeżeli już oglądaliśmy jakieś ciekawe sytuacje, to głównie po stronie gospodarzy. Steblecki, Saidi i Straus napędzali akcje Cracovii, ale zawsze zatrzymywał ich Marian Kelemen. Tymi interwencjami zapewnił sobie udział w następnym meczu, a Wojciechowi Pawłowskiemu kolejne minuty spędzone na ławce rezerwowych.

Co nie udało się gospodarzom, wyszło w końcu Śląskowi. Gdy obie ekipy zbierały się już do zejścia na przerwę, niezawodny Marco Paixao strzelił swoją 13. bramkę w sezonie. Szybkie rozegranie rzutu wolnego, dośrodkowanie Dudu z lewej strony wykorzystał Patejuk znajdujący się przy długim słupku, odegrał z pierwszej piłki na piąty metr a tam Paixao nie miał problemów ze skierowaniem piłki do siatki. Warto zwrócić uwagę, że napastnik Śląska był „pieczołowicie” kryty przez Mateusza Żytko, stoper „Pasów” obejmował Portugalczyka rękoma, najwyraźniej jednak zapomniał o jego nogach co poskutkowało wynikiem 0:1 do przerwy.

Na drugą połowę Stawowy za Kitę do gry desygnował Rakelsa. Tuż po wznowieniu w sytuacji sam na sam znalazł się Boljević, jednak szybciej do piłki dobiegł Kelemen zażegnując niebezpieczeństwo.

Od początku drugiej części lepiej na boisku czuli się podopieczni nowego trenera Śląska, Tadeusza Pawłowskiego. Starali się dłużej rozgrywać piłkę na połowie Cracovii. Często uderzali z rzutów wolnych, bowiem Cracovia chcąc przerwać akcje rywali musiała często uciekać się do fauli.

Bardzo blisko wyrównania był w 59 minucie Ntibazonkiza, który doszedł do strzału zza pola karnego po krótkim rozegraniu rzutu rożnego, jednak piłka po strzale Burundyjczyka wylądowała jedynie na spojeniu słupka z poprzeczką.

Piłkarze Cracovii w drugiej połowie wyglądali, jakby w ogóle nie zależało im na strzeleniu choćby jednego gola dającego remis. Apatia w rozgrywaniu piłki, brak ruchu i wolne tempo meczu spowodowały, że Śląsk mógł się cofnąć co zawodnikom z Dolnego Śląska bardzo odpowiadało.

„Pasy” obudziły się dopiero na 5 minut przed końcem. Najaktywniejszy był Ntibazonkiza, jednak jego wysiłki nie znalazły pozytywnego rozstrzygnięcia w postaci gola. Nie pomagali mu też partnerzy snujący się po boisku niczym skacowani „grajkowie” z ligi okręgowej.

W doliczonym czasie gry ponownie próbował Saidi, ale jego strzał obronił Kelemen. Chwilę później błąd Ostrowskiego o mało nie wykorzystał Rok Straus, lecz piłkę po jego strzale i rykoszecie na rzut rożny wybił Kelemen. Do końca nic się nie zmieniło i Śląsk wywiózł z Krakowa arcyważne 3 punkty.

Wrocławianie odnieśli pierwsze zwycięstwo w lidze od czterech miesięcy. Ostatni raz wygrali z Lechią Gdańsk, trzeciego listopada zeszłego roku. Cracovia natomiast poniosła czwartą porażkę z rzędu. Środek tabeli po tym meczu bardzo się spłaszczył, a droga Śląska do pierwszej ósemki nie wydaje się niewykonalnym zadaniem. Jeżeli Jagiellonia wygra z Legią, to wrocławianom będzie brakowało do ósmego miejsca tylko sześciu punktów.


Polecamy