Legia trzeci raz z rzędu w Lidze Europy! Nerwowy rewanż z Zorią
Piłkarze Legii Warszawa wygrali na własnym boisku z Zorią Ługańsk w rewanżowym meczu 4. rundy eliminacji Ligi Europy 3:2. W pierwszym spotkaniu legioniści zwyciężyli 1:0.
Dzisiejszego wieczoru Legia miała jasno-nakreślone zadanie – nie wypuścić z rąk tego, co udało się wywalczyć przed tygodniem w Kijowie. A to już z pozoru nie było łatwe – Legia co prawda zwyciężyła na wyjeździe, ale tylko 1:0. Tak skromna zaliczka – w kontekście dzisiejszego rewanżu – nie dawała żadnej pewności awansu. Gra na własnym obiekcie stanowiła wprawdzie atut „Wojskowych”, ale należy pamiętać, że w ostatnim czasie rywale nie przyjeżdżają na Łazienkowską przerażeni – strzelenie gola Legii na jej stadionie nie stanowi bowiem wielkiego wyczynu. Ostatnio udowodnili to piłkarze Korony, którzy wywieźli z Ł3 historyczne trzy punkty. Gospodarze – zdając sobie sprawę z problemów w defensywie – zapowiedzieli, że w rewanżu z Zorią nie będą bronili wyniku. – Porażka z Koroną może nas zmobilizować. Nie będziemy bronić zaliczki z pierwszego meczu, byłby to spory błąd. Chcemy zdobywać bramki, szczególnie na własnym stadionie – mówił przed meczem Dominik Furman. I słowa dotrzymał.
Ataki Legii może nie były niezwykle finezyjne, ale przyniosły oczekiwane efekty. W ogóle kibice w Warszawie obejrzeli spotkanie, które – pod względem zdobywanych goli, tego, co działo się na murawie – wymykało się wszelkim standardom. Nie wyglądało bowiem na to, żeby Legia miała prędko strzelić bramkę, a tymczasem Tomasz Brzyski, dorzucając piłkę z rzutu wolnego, zaskoczył obronę Zorii (swoją rolę odegrali też piłkarze stołecznej drużyny w polu karnym rywali) i trafił do siatki. Ten sam Brzyski, który jeszcze niedawno był krytykowany za tragiczne wykonywanie centr ze stałych fragmentów. W pierwszej połowie to właściwie wszystko, co warto napisać o Legii. Zespół Henninga Berga do intensywnej pracy wziął się dopiero w drugiej odsłonie meczu – było widać, że warszawianie atakują z pasją, choć momentami w ich akcjach czegoś brakowało. Ostatecznie jednak – i to dość szczęśliwie – piłka wpadła do siatki. Gola zaliczono Guilherme (parę minut wcześniej Brazylijczyk oddał naprawdę niezły – choć minimalnie niecelny – strzał), ale gratulacje należą się również Michałowi Kucharczykowi, który zdecydował się na uderzenie sprzed pola karnego. Strzał może i nie najlepszy, ale na szczęście na jego linii znalazł się Gui, który piętą skierował piłkę do siatki.
Do tego momentu wszystko wygląda idealnie. Legia – choć nie gra szczególnie udanych zawodów – strzela dwie bramki i spokojnie awansuje dalej. Być może tak by było, gdy usunąć element oznaczający Zorię. Albo przynajmniej wtedy, gdyby piłkarze gości zrezygnowali z wykonywania rzutów wolnych. Dwa uderzenia ze stałych fragmentów gry zapewniły Ukraińcom dwa trafienia. Najpierw, jeszcze w pierwszej połowie, Dmytro Khomchenovskiy (ten sam, który jest łączony z transferem do Jagiellonii) doprowadził do remisu 1:1. Później, już w drugich 45 minutach, Ruslan Malinovskiy huknął niesamowicie, zdezorientował całą defensywę Legii, dając swojej drużynie remis 2:2. To ostatecznie poderwało Ukraińców do ataku, a dla „Wojskowych” oznaczało rozpaczliwą obronę do ostatniego gwizdka. Pod bramką Dusana Kuciaka kilkukrotnie było bardzo gorącą, ale legionistom udało się przetrzymać nawałnicę rywali, a w końcówce wyprowadzić kontrę, po której w polu karnym faulowany był Ondrej Duda. Słowak nie pomylił się z jedenastu metrów, zapewniając Legii zwycięstwo oraz awans do fazy grupowej rozgrywek Ligi Europy.
Legia wygrała mecz, ale w jej grze jest nadal wiele do poprawy. Wśród zwycięzców można znaleźć zresztą również tych, którzy po tym spotkaniu mogą się nie tylko cieszyć, ale mają też o co martwić. Największy „przegrany” dzisiejszego wieczoru? Bez wątpienia Michał Pazdan, choć w jego przypadku słowo „przegrany” należałoby chyba zastąpić wyrazem „pechowiec”. Obrońca reprezentacji Polski latem zamienił Jagiellonię na Legię i miał być to dla niego spory krok do przodu w karierze. Pazdan w Warszawie miał stworzyć duet stoperów z Jakubem Rzeźniczakiem, zapewniając Legii odpowiednią jakość w defensywie. Z tym jednak jest problem. Były zawodnik Jagi jak do tej pory zagrał 9 (dzisiaj nr 10) meczów we wszystkich rozgrywkach, z czego nie wszystkie jako środkowy obrońca. Dzisiaj pojawił się w wyjściowym składzie u boku Rzeźniczaka, ale po kilku minutach opuścił boisko z powodu kontuzji. W tym czasie zdążył jednak popełnił ogromny błąd w defensywie, przegrywając pozycję z atakującym rywalem – ostatecznie Pazdan naprawił pomyłkę, faulując przeciwnika, za co obejrzał żółty kartonik.