menu

Jesień w Lechii na wesoło i z przymrużeniem oka (ZDJĘCIA, WIDEO)

20 grudnia 2013, 14:16 | jac

Podsumowania mają to do siebie, że często są beznamiętne i ograniczają się do statystyk. My znaleźliśmy w Lechii Gdańsk pięć powodów, dla których jesień nie była nudna.

Deleu po meczu z Barceloną dumnie prezentował swoją zdobycz
fot. Jacek Czaplewski / Ekstraklasa.net
Deleu przegrał zakład, dlatego na moment stał się blondynem
fot. facebook
Mateusz Bąk słynie z nietuzinkowych wypowiedzi. Po jednym z meczów powiedział, że murawa przypominała mu bagno
fot. Mateusz Stelmaszczyk
Michał Probierz nie potrafi usiedzieć podczas meczu na ławce rezerwowych
fot. Mateusz Stelmaszczyk
1 / 4

Henning Berg zaprezentowany jako trener Legii Warszawa (ZDJĘCIA, WIDEO)

1. Na treningu sparaliżowani, w meczach z magicznym stemplem

Przed sezonem udaliśmy się na jeden z pierwszych treningów pod wodzą Michała Probierza. Naszą uwagę przykuło ostatnie - wypadałoby powiedzieć – rozluźniające ćwiczenie; mianowicie piłkarze mieli z połowy boiska obić słupek/poprzeczkę lub trafić piłką do siatki tak, by ta zmierzała do niej w powietrzu. Łatwemu zadaniu sprostali tylko nieliczni, pozostali kopali tak fatalnie, że piłką ryli o ziemię, albo obok bramki. Prześmiewczy filmik, który nagraliśmy, obejrzało ponad 70 tys. widzów. Do piłkarskiego słownika wprowadzono nawet szyderczy związek frazeologiczny: „technicznie Lechia Gdańsk”. Lechiści zareagowali pozytywnie, bo szybko zadali kłam naszej marnej prowokacji. W Turbokozaku z niezłej, technicznej strony pokazał się duet Paweł Buzała – Daisuke Matsui, który później, w meczu z Cracovią potrafił wymienić piłkę piętkami, zanim ta znalazła swoje miejsce w siatce. Wyszkoleniem błyszczał też Piotr Grzelczak, nad którego umiejętnościami rozpływała się zwłaszcza hiszpańska prasa po sparingu Lechii z Barceloną. Grzelczak wolejami storpedował jeszcze Pogoń Szczecin, Zawiszę Bydgoszcz, Koronę Kielce czy Śląsk Wrocław.

2. Najwięcej przebiegniętych kilometrów? Probierz!

Nie ma chyba w lidze drugiego tak energicznego trenera jak Michał Probierz. Opiekun biało-zielonych szaleje przy linii (często również poza nią) jak młody Bóg; biega, skacze, wymachuje rękoma, krzyczy, gwiżdże, klaszcze, rzuca bidonem… Żartujemy, że w niektóre spotkania wkłada większy wysiłek niż jego podopieczni, których akurat posłał na boisko. Zresztą wypadałoby to sprawdzić, tylko czy w eleganckie, trenerskie lakierki można wczepić specjalne czujniki, sprawdzające ilość przebytych kilometrów?

3. Złotousty Mateusz Bąk

W zeszłym sezonie to miano należało do niekwestionowanego mistrza – do Bogusława Kaczmarka, który co konferencję raczył nas barwnymi stwierdzeniami (nasze ulubione: „Miałem w drużynie dwóch czarnoskórych zawodników. Ricardinho zamarzł na boisku i musimy go w drodze powrotnej do Gdańska wsadzić do mikrofalówki, żeby odtajał. A Traore boi się zimna i najchętniej zagrałby w futrze”). Pałeczkę po nim przejął bramkarz Mateusz Bąk, ten sam, który przebył z Lechią drogę od A-klasy do ekstraklasy. „Bączek” nigdy nie owija w bawełnę. Kiedy przed spotkaniem z Górnikiem Zabrze sędzia poprosił go o wybór koloru monety, ten odparł, że nie weźmie ani jednego, ani drugiego, bo oba mu się źle kojarzą (mógł wziąć żółty lub niebieski – jak powszechnie wiadomo są to barwy Arki Gdynia).

4. Deleu – wygrał wyścig po koszulkę, potem przegrał zakład

Sympatyczny Latynos ma prawo czuć się i wygranym i przegranym tej rundy. Wygranym z tego względu, że to właśnie jemu po sparingu z FC Barceloną udało się zdobyć koszulkę wielkiego Leo Messiego, a przegranym ponieważ musiał uznać wyższość swojego rodaka, Dudu Paraiby, z którym cztery miesiące później założył się, że jeśli Lechia przegra ze Śląskiem, to przefarbuje się na blond (wrocławianie wygrali 2:1, „Didi” przez kilka dni paradował w nowej fryzurze). Jesteśmy ciekawi, na jakie pomysły Deleu wpadnie wiosną i czy nadal będzie grał w gdańskim klubie (w czerwcu wygasa jego kontrakt, mówi się też, że ma oferty z Belgii i Holandii).

5. Kibice nabijali się z piłkarzy

Wyobraźnią odznaczyli się także fani biało-zielonych. W końcówce nudnego meczu z Ruchem Chorzów postanowili, że skoro piłkarzom nic nie wychodzi, to warto chwalić ich nawet za małe, drobne rzeczy. W ostatnich minutach celebrowano więc każde podanie, które przeszło na połowę przeciwnika. Radość kibiców była charakterystyczna, ponieważ w taki sam sposób cieszyli się dotąd tylko strzelonych goli (wymachiwano szalikami i śpiewano „jeszcze jeden”).

Lechia Gdańsk

LECHIA GDAŃSK - serwis specjalny Ekstraklasa.net


Polecamy