Zima nasza! TOP 10 transferów polskich piłkarzy w zimowym okienku transferowym
Zima to niespecjalnie dobry moment na zmianę barw klubowych. Nowe otoczenie, nierzadko nowa liga, inny etap przygotowania motorycznego, a oczekiwania od pierwszego dnia pobytu w zespole ogromne. Czasami jednak nie ma się innego wyjścia – brak perspektyw w aktualnej drużynie, widmo braku wyjazdu na wielką imprezę, wobec braku regularnych występów, a czasem po prostu okazja na niepowtarzalny transfer z gatunku „jedna na milion”. Bardzo często zdarzało się, że Polacy zimą zmieniający barwy klubowe, po latach przeklinali siebie za podjętą decyzje.
Nie wszystkim jednak zimowe okienko transferowe kojarzyć się będzie z błędnymi wyborami. Wielu zawodników właśnie wtedy wyczuło odpowiedni moment na poszukiwania nowych wyzwań i ze swoimi wyborami trafiło idealnie. Oto nasz ranking dziesięciu najważniejszych transferów z udziałem polskich graczy zimą w XXI wieku. Ciekawe czy zimowe przenosiny Polaków A.D. 2017 wstrząsną kolejnością w tym rankingu?
[przycisk_galeria]
10. Mirosław Szymkowiak (Wisła Kraków – Trabzonspor, 2005)
Nim swoją decyzją o zakończeniu kariery w 2006 r., doprowadził do wściekłości działaczy Trabzonsporu, a polskich kibiców wprowadził w prawdziwe osłupienie, przez półtora sezonu był niekwestionowaną gwiazdą ekipy „Kardeniz Firtinasi”. W premierowych rozgrywkach w tureckiej SuperLig, choć rozegrał zaledwie 16 spotkań, to aż 9-krotnie wpisał się na listę strzelców. W polskiej lidze, w barwach Widzewa Łódź i Wisły Kraków nigdy nie był tak skuteczny (jego indywidualny rekord to 5 trafień w sezonie 2003/2004 dla „Białej Gwiazdy”). Znakomita postawa „Szymka” sprawiła, że Trabzonspor po raz drugi z rzędu został wicemistrzem Turcji, dzięki czemu w kolejnym sezonie mógł przystąpić do eliminacji Ligi Mistrzów. Szturm do bram tych elitarnych rozgrywek zakończył się jednak fiaskiem (w II rundzie kwalifikacji lepszy okazał się cypryjski Anorthosis Famagusta Larnaka), co położyło się cieniem na grze Trabzonu przez resztę sezonu 2005/2006. Polski pomocnik lotów zbytnio nie obniżył (25 meczów i 5 goli), ale jego koledzy nie grali już tak dobrze jak wcześniej, w związku z czym bordowo-niebiescy znaleźli się tuż za podium na koniec rozgrywek. Kampania 2006/2007 to już kompletna wegetacja Polaka. 14 spotkań, zero goli i zero chęci do gry w Trabzonie, które, nie oszukujmy się, do najbardziej cywilizowanych miast w Turcji nie należy. Do tego doszły coraz większe kłopoty ze zdrowiem oraz obawy o bezpieczeństwo swoje i rodziny (krewcy fani 7-krotnych mistrzów Turcji wielokrotnie próbowali atakować swoich piłkarzy po przegranych meczach). Tuż przed końcem 2006 r. Szymkowiak ogłosił zakończenie kariery. I choć działacze znad Bosforu straszyli go sądami, a włodarze polskich klubów przekonywali do powrotu nad Wisłę, „Szymek” zdania nie zmienił.
9. Emmanuel Olisadebe (Polonia Warszawa – Panathinaikos Ateny, 2001)
Jesienią 2000 r. zdobył w lidze polskiej zaledwie trzy gole dla „Czarnych Koszul”. Gdyby potencjalny nabywca kierował się tylko tymi statystykami, za urodzonego w Nigerii zawodnika nie zapłaciłby nawet złamanego grosza. Występy w Ekstraklasie były jednak tylko dodatkiem, „Emsi” jesienią brylował głównie na arenie międzynarodowej. W trzech meczach eliminacji MŚ 2002 zdobył dla reprezentacji Polski dwie bramki (obie z Ukrainą). Wcześniej dorzucił również jednego gola w towarzyskiej grze z Rumunią. Świat zachwycił swoją szybkością, a także niesamowitym instynktem „killera” w polu karnym. Mógł przez cały mecz być niewidoczny, ale wystarczyło pół okazji, by wpisał się na listę strzelców. Ów styl gry najbardziej przypadł do gustu działaczom Panathinaikosu Ateny, którzy w „Olim” widzieli godnego następcę odchodzącego powoli na sportową emeryturę Krzysztofa Warzychy. Naturalizowany reprezentant Polski z pewnością na stadionie im. Apostolosa Nikolaidisa nie zrobił takiej kariery jak popularny „Gucio”. Jego związek z PAO był dramatyczny i burzliwy, a bilans 87 meczów i 20 goli trudno jednoznacznie określić. Niemniej, gdy „Emsi” tylko był w pełni sił, nie zawodził i kolejni trenerzy mieli z niego pożytek. Warto również pamiętać, że m.in. jego gole w sezonie 2003/2004 dały „Koniczynkom” pierwsze od ośmiu lat mistrzostwo Grecji.
8. Andrzej Niedzielan (Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski – NEC Nijmegen, 2004)
Jesień 2003 to szczyt kariery popularnego „Wtorka”. Znakomite występy w Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski (wyeliminowanie z Pucharu UEFA Herthy BSC Berlin i Manchester City) oraz reprezentacji Polski (dwa gole w starciu z Węgrami w eliminacjach EURO 2004). Liga polska dla wychowanka Promienia Żary stawała się już za ciasna, stąd też transfer do zagranicznego klubu był kwestią czasu. Mimo to, wybór holenderskiego NEC Nijmegen był niemałym zaskoczeniem. Niedzielan wolał jednak spróbować swoich sił w słabszej lidze, która mogłaby być dla niego trampoliną do silniejszych rozgrywek (sam zawodnik nigdy nie ukrywał, że jego marzeniem są występy w Bundeslidze). Aklimatyzacja w Holandii przebiegła szybko i sprawnie, polski napastnik w stosunkowo krótkim czasie został ważnym graczem ekipy z Gofferstadion. Inna sprawa, że ponad poziom średniaka ligi holenderskiej nigdy się nie wybił. W barwach NEC nie grał źle (20 bramek w 87 spotkaniach), ale gdy w 2007 r. zdecydował się opuścić prowincję Gieldria, swe kroki skierował do Polski, zamiast dalej próbować szczęścia na obczyźnie.
7. Marek Saganowski (AC Troyes – FC Southampton, 2007)
Po znakomitym indywidualnie sezonie 2005/2006 w barwach Vitorii Guimaraes (38 meczów i 15 goli, „Vitorianos” jednak spadli z Primeira Ligi) „Sagan” zwrócił na siebie uwagę silniejszych klubów z mocniejszych lig niż portugalska. Jego wybór padł na AC Troyes, ale sześciomiesięcznego romansu z Ligue 1, były as Legii Warszawa nie będzie wspominał miło. Sześć spotkań i dziewicze konto bramkowe spowodowało, że polski atakujący nie miał przed sobą większych perspektyw na wiosenną przyszłość, stąd też ochoczo przystał na wypożyczenie do FC Southampton. Wraz z postawieniem pierwszych kroków na brytyjskich murawach, Saganowski zmienił się nie do poznania. W 13 meczach zdobył dla „Świętych” aż 10 goli i wespół z innym Polakiem, Grzegorzem Rasiakiem przyczynił się do tego, że Southampton zakwalifikował się do baraży o udział w Premier League. W półfinale play-off lepsze okazało się jednak Derby County (w dwumeczu był remis 4:4, „Barany” okazały się lepsze dopiero w rzutach karnych”). Dalsza część pobytu „Sagana” na St. Mary Stadium nie była już tak udana. Do 2010 r. reprezentant Polski strzelił już tylko dziewięć goli w 55 meczach, niemniej, jego znakomitej dyspozycji bezpośrednio po transferze do Anglii w tym rankingu nie można nie docenić.
6. Grzegorz Rasiak (Tottenham Hotspur FC – Southampton FC, 2006)
Jesienią 2005 r. polski atakujący dostąpił zaszczytu debiutu w Premier League. Furory w najstarszej lidze świata jednak nie zrobił. Osiem spotkań i zero goli w barwach „Kogutów” sprawiło, że zimą 2006, menedżer ekipy z White Harte Lane, Marin Jol, bez żalu oddał „Rossiego” na wypożyczenie do Southampton FC. W ekipie „Świętych” początkowo nie błyszczał – wiosną rozegrał 13 spotkań i zdobył cztery bramki. Ten bilans co prawda nijak miał się do jego osiągnięć z okresu gry w Derby County sezon wcześniej (35 meczów i 16 goli), ale nie zraziło to działaczy z St. Mary Stadium, którzy po zakończeniu kampanii 2005/2006 wysłali krótki i czytelny sygnał na Bill Nicolson Way: bierzemy! O tym, że wykupienie na stałe rosłego snajpera było dobrym ruchem, pokazał kolejny sezon (39 meczów i 18 goli).
5. Euzebiusz Smolarek (Feyenoord Rotterdam – Borussia Dortmund, 2005)
W sezonie 2003/2004 Smolarek junior w końcu zaczął stawać się czołową postacią Feyenoordu Rotterdam. 21 meczów i 7 goli w Eredivisie były bardzo dobrym bilansem i wydawało się, że w kolejnych rozgrywkach może być jeszcze lepiej. Idylla reprezentanta Polski w Rotterdamie nie trwała jednak długo. Latem nowym szkoleniowcem „Portowców” został Ruud Guulit, który nie miał do Ebiego tyle przekonania, co jego poprzednik, Bert van Maarwijk. Trzy spotkania, którego w pierwszej części kampanii w lidze holenderskiej rozegrał Smolarek to bilans rozpaczy, dlatego nie dziwi, że Polak kombinował jak mógł, byle tylko wyrwać się z Rotterdamu. Uratował go wielki entuzjasta jego talentu, czyli van Maarwijk, który, początkowo na zasadzie wypożyczenia, ściągnął go do Borussii Dortmund. W nowym towarzystwie, Smolarek zaaklimatyzował się błyskawicznie, już w debiucie strzelając gola na wagę zwycięstwa BVB z VfL Wolfsburg. W późniejszych meczach dołożył jeszcze dwa kolejne trafienia, przez co dortmundczycy długo nie zastanawiali się, czy warto na stałe ściągnąć na Signal-Iduna Park polskiego skrzydłowego. W Dortmundzie trzykrotny piłkarz roku tygodnika „Piłka Nożna” grał jeszcze przed erą Jurgena Kloppa, zatem nie załapał się na sukcesy, które były udziałem jego następców. W pamięci kibiców z Strobelalle 50 nie zapisał się również tak jak inni nasi rodacy, a więc Jakub Błaszczykowski, Robert Lewandowski i Łukasz Piszczek. Niemniej jego dorobek, po 2,5 latach gry w BVB (104 mecze i 26 goli) uprawnia do tego, by uznać go jednym z najważniejszych piłkarzy tego klubu w drugiej połowie pierwszej dekady XXI wieku.
4. Kamil Grosicki (Jagiellonia Białystok - Sivasspor Kulübü, 2011)
Po znakomitej rundzie jesiennej sezonu 2010/2011, którą Jagiellonia Białystok sensacyjnie skończyła jako lider tabeli, stało się jasnym, że jeden z jej liderów będzie zimą łakomym kąskiem dla wielu zagranicznych klubów. Ostatecznie po Grosickiego zgłosiły się tylko grecki Aris Saloniki i turecki Sivasspor Kulübü. Skrzydłowy reprezentacji Polski zdecydował się podpisać 3,5-letni kontrakt z ekipą z 4 Eylül Stadyumu. Dla „Grosika” było to już drugie podejście do gry na obczyźnie. Pierwsze, w latach 2008-2009 skończyło się totalnym niepowodzeniem (w FC Sion przez dwa sezony rozegrał zaledwie osiem spotkań). Teraz jednak wyjeżdżał i jako piłkarz bardziej doświadczony, i przede wszystkim jako człowiek mądrzejszy życiowo. Mimo że do nowych kolegów dołączył kompletnie nieprzygotowany do gry wiosną, błyskawicznie zaaklimatyzował się w nowym otoczeniu. W 17 meczach w lidze tureckiej strzelił pięć goli i zaliczył cztery asysty. Kolejne sezony również w jego wykonaniu były udane (2011/2012- 6 goli i 9 asyst, 2012/2013 – 2 gole i 6 asyst). Dobra passa Polaka skończyła się, gdy nowym trenerem „Yiğidolar” został słynny Roberto Carlos. Ale o tym później...
3. Kamil Glik (US Palermo – AS Bari, 2011)
Obrońca AS Monaco jest modelowym przykładem tego, że czasem należy zrobić krok do tyłu, by później móc uczynić dwa do przodu. Gdy w pierwszej rundzie sezonu 2010/2011 grzał ławę w US Palermo, występując jedynie w rozgrywkach Ligi Europy, przyjął ofertę wypożyczenia do rozpaczliwie broniącego się przed spadkiem AS Bari, eksperci nie wróżyli mu wielkiej przyszłości w Serie A. Wychowanek MOSiR Jastrzębie Zdrój nie mógł jednak trafić lepiej. Nie uchronił co prawda „Gallettich” przed degradacją do Serie B, ale czego w tym czasie nauczył się o grze obrońcy w lidze włoskiej to jego. Największym plusem sześciomiesięcznej przygody Glika w Bari, było to, że w Apuli poznał szkoleniowca Giampiero Venturę, który po zakończeniu sezonu objął AC Torino i do stolicy Piemontu zabrał ze sobą reprezentanta Polski. Co było dalej, nie trzeba przypominać.
2. Maciej Rybus (Legia Warszawa – Terek Grozny, 2012)
Zimą 2012 r. prawy pomocnik reprezentacji Polski stanął przed nie lada wyborem – zostać w Warszawie i walczyć wraz z Legią w 1/16 finału Ligi Europy ze Sportingiem CP czy też po raz pierwszy spróbować swoich sił w zagranicznym klubie. Ostatecznie zdecydował się na transfer do rosyjskiej Premier Ligi. Ryzykował wiele, wszak brak regularnych występów w klubie z Czeczeni mógł spowodować, że „Rybce” koło nosa przeszedłby występ w finałach EURO 2012. Nic takiego nie miało jednak miejsca, bo urodzony w Łowiczu zawodnik bardzo szybko wywalczył pierwszy plac w ekipie zielono-białych. Ogólnie w stolicy republiki Czeczeńskiej Rybus rozegrał łącznie 109 meczów i strzelił 19 goli, wyrabiając sobie na europejskiej arenie opinię gracza solidnego i uniwersalnego. Najlepiej świadczy o tym fakt, że latem tego roku sprowadził go do siebie Olympique Lyon, mimo faktu, że Rybus, z powodu kontuzji, nie zagrał na EURO 2016 we Francji.
1. Kamil Grosicki (Sivasspor Kulübü - Stade Rennais FC, 2014)
W 2015 r., Grosicki na naszych łamach tak wspominał moment, gdy jego szkoleniowcem został były gwiazdor Realu Madryt i reprezentacji Brazylii. „[...]Nie miałem pretensji za to, że nie grałem. To on był trenerem, on o wszystkim decydował. W Turcji obowiązywał wtedy limit obcokrajowców – sześciu mogło znaleźć się w składzie meczowym, a było nas dziesięciu. W dodatku, jak Roberto Carlos przyszedł do klubu, to ściągnął jeszcze kilku swoich zawodników. Podpadłem u niego na jednym z pierwszych treningów, bo zdenerwowałem się, że nie dał mi znacznika do gry w teoretycznie lepszym zespole i trochę się z tego powodu zirytowałem. Od tamtej pory miałem z nim pod górkę, jednakże prowadzone przez niego treningi bardzo mi się podobały. Po prostu nie dostałem od niego swojej szansy, a gdy już takową miałem, to w Pucharze Turcji udało mi się strzelić bramkę. To jednak i tak na niewiele to się zdało, bo na ligę trener miał swoją koncepcję. Dlatego chciałem odejść z klubu, a gdy to mi się udało, to się pożegnałem i podziękowałem, że miałem okazję go poznać. Nie mogę powiedzieć na niego złego słowa[...]”
Gdy jednak Grosicki dostał zielone światło na transfer, wydawało się, że zgłosi się po niego klub o zbliżonym potencjale do Sivas i z ligi o podobnej sile co turecka. Jak bowiem oczekiwać intratnych ofert w sytuacji, kiedy w pierwszej części sezonu 2013/2014 rozegrało się zaledwie pięć meczów w swoim zespole. Jakież więc było zdziwienie polskich kibiców, gdy okazało się, że Polaka na Roazhon Park zdecydowało się ściągnąć Stade Renais. Co oczarowało francuskich działaczy, że bez cienia wahania zdecydowali się wyłożyć za nieregularnie grającego zawodnika zdecydowali się wyłożyć milion euro? „[...]Najwyraźniej widzieli, że jest we mnie potencjał, że – praktycznie nie grając przez pół roku – jestem głodny gry i chcę się pokazać z jak najlepszej strony. Przyszedłem do Rennes i właściwie od drugiej kolejki zacząłem występować w pierwszym składzie.[...] - tłumaczył na łamach gol24.pl Grosicki.
Jego związek z bretańskim klubem jest bardzo burzliwy, co nie zmienia faktu, że przy Rout de Lorient nikt nie ma wątpliwości, że zimą 2014 warto było ściągnąć do siebie rezerwowego Sivassporu. Tak jak my nie mamy wątpliwości, że pierwsze miejsce „Grosika” w naszym rankingu jest absolutnie zasłużone.
TRANSFERY w GOL24
Więcej o TRANSFERACH - wypożyczenia, transfery definitywne, testy, wolni agenci, spekulacje
Od 13 mln euro do 60. Najdroższe transfery tej zimy [TOP 10]