menu

Dwa gole Sona pogrążyły Zenit. Bayer blisko wyjścia z grupy C

4 listopada 2014, 19:52 | Grzegorz Ignatowski

Bayer Leverkusen pokonał w meczu wyjazdowym Zenit St. Petersburg 2:1. Bohaterem spotkania okazał się Heung-Min Son, który strzelił obie bramki dla gości. Wynik nie oddaje tego co działo się na boisku, bo z przebiegu spotkania można wywnioskować, że Zenit zasłużył przynajmniej na jeden punkt.

W pierwszym kwadransie obie ekipy postanowiły nie robić sobie krzywdy. W takich sytuacjach komentatorzy lubią mówić, że piłkarze badają się na wzajem, ale ich poczynania w żaden sposób nie przypominały zabawy w doktora. W końcu z tego letargu piłkarzy obu drużyn przebudził Hulk, ale i on zrobił to jakby od niechcenia. Brazylijczyk wykonywał rzut wolny z odległości około 30 metrów od bramki. Prawdopodobnie chciał dośrodkować piłkę w pole karne, ale wyszedł mu centrostrzał, po którym futbolówka odbiła się od słupka.

Od tego momentu gra nabrała tempa, choć trzeba przyznać, że toczyła się wyraźnie pod dyktando drużyny z St. Petersburga. Kierżakow w ciągu pięciu minut mógł dwa razy wpisać się na listę strzelców, ale najpierw przegrał pojedynek jeden na jednego z Berndem Leno, a następnie w kapitalnej sytuacji trafił w boczną siatkę. Co ciekawe, za każdym razem do 32-letniego napastnika podawał Danny, który wyrastał na najlepszego aktora tego widowiska. Bayer też miał swoje sytuacje, ale nie były one tak dogodne jak te stwarzane przez mistrza Rosji i patrząc na przebieg pierwszej połowy podopieczni trenera Rogera Schmidta mogli się cieszyć z bezbramkowego remisu, jakim zakończyło się pierwsze 45 minut.

W drugiej połowie mecz się wyrównał, ale wciąż bardziej efektywni byli gospodarze. W 63. minucie domagali się nawet rzutu karnego i powtórki nie wyjaśniły do końca czy mieli racje. Kierżakow wpadł z piłką w pole karne, po czym padł na murawę atakowany przez Spahicia. W tym momencie wszystkie oczy w mgnieniu oka skierowały się w stronę sędziego, ale ten nie zamierzał reagować.

Przez cały czas wydawało się, że Andre Vilas-Boas ma plan na to spotkanie i jego podopieczni realizują go małymi kroczkami, z każdą minutą zbliżając się do zdobycia decydującej bramki. Jeśli taki plan rzeczywiście istniał, to w 68. minucie Portugalczyk mógł wrzucić go do kosza. Piłkarze Zenitu zapomnieli, że stałe fragmenty gry to specjalność Bayeru i zupełnie sobie nie poradzili, kiedy ci zdecydowali się na zaskakujące rozegranie rzutu wolnego. Do piłki ustawionej w okolicy 25 metra podszedł Calhanoglu. 20-letni Turek krótko podał futbolówkę do Bellarabiego, ten natychmiast oddał ją do Heung-Min Sona, a Koreańczyk huknął na bramkę ile sił w nogach i po chwili na tablicy świetlnej pojawił się wynik 0:1.

Piłkarze Zenitu mieli powody do niezadowolenia, bo przecież nie zasługiwali na taki wynik, ale utracony gol, zamiast wyzwolić w nich dodatkowe pokłady determinacji, podciął im skrzydła. Strata piłki w środku pola była zarzewiem szybkiej kontry, którą rozprowadził Kiessling, a zakończył celnym strzałem Heung-Min Son. W tym momencie wydawało się, że jest już po meczu. Ale czy na pewno było po meczu?

Andre Vilas-Boas skorygował swój plan i zdecydował się na zmiany, wprowadzając w końcówce meczu Riazancewa, Rondona i Arszawina. Ten pierwszy na minutę przed upływem regulaminowego czasu gry popisał się wyśmienitym podaniem, a ten drugi kapitalnym strzałem z woleja, po którym piłka zatrzepotała w siatce. A więc wszystko mogło się jeszcze zdarzyć! Gospodarze byli o krok od wyrównania, ale zabrakło im czasu, by strzelić drugą bramkę. Mało tego, to Bayer mógł podwyższyć wynik w doliczonym czasie gry po strzale Krusego, któremu zabrakło jednak precyzji. Ostatecznie skończyło się na zwycięstwie gości 2:1, dzięki czemu w Leverkusen mogą powoli zacząć cieszyć się z awansu do 1/8 finału Ligi Mistrzów.


Polecamy