Żeby Polska była Polską
Jaka jest nasza reprezentacja, każdy widzi. W rankingu FIFA niedługo wyprzedzi nas nawet rodzina Adamsów. Skoro dostajemy baty od Litwy, to może nasi kopacze powinni zająć się jakimś pożyteczniejszym zajęciem, a zastąpić ich trzeba poważnymi zawodnikami?
Możemy, śladem Dariusza Szpakowskiego, czepiać się piaszczystego boiska. Możemy, jak piłkarze, twierdzić, że byliśmy lepsi, stworzyliśmy sobie masę sytuacji, ale mieliśmy pecha. Możemy też, w stylu trenera-selekcjonera, obrazić się na cały świat i wszelkie słowa krytyki traktować jak zamach na niepodległość. Ale co to da? Lepiej chyba spojrzeć prawdzie w oczy i powiedzieć wprost, w stylu niezastąpionego Grzegorza Skwary – Jesteśmy, k***a, beznadziejni.
Ale to wcale nie nasza żałosna gra jest w tej sytuacji najsmutniejsza. O wiele gorsze jest to, że chcemy poprawić wyniki za wszelką cenę. Naturalizować, kogo tylko się da. Kupczyć obywatelstwami jak średniowieczny Kościół odpustami. Krew mnie zalewa, kiedy w (teoretycznie) poważnej gazecie opisuje się skład, w którym powinniśmy zagrać na EURO, a parę stoperów tworzą tam… Arboleda i Perquis. Ludzie, przecież żaden z nich nie jest nawet Polakiem!
Rozumiem, Smuda trzyma się kurczowo swojej ciepłej posadki i zrobi wszystko, żeby wyjść z grupy na EURO. Ale czy sprawa ta jest na tyle ważna, żeby wypiąć się na tradycję i wpuścić do reprezentacji ludzi, którzy mają z naszym krajem tyle wspólnego, co Andrzej Lepper z tytułem naukowym? To tylko sport, czasem się wygrywa, czasem przegrywa. Ubieranie w biało-czerwony trykot każdego, kto pograł kilka lat w naszej lidze albo ma polskiego przodka, przy czym jest zbyt słaby na grę w reprezentacji swojego kraju, jest swego rodzaju piłkarskim żebractwem.
Ktoś powie, że przecież wszyscy tak robią, więc co w tym złego? Bzdura. Jako przykład otwartości na piłkarskich imigrantów najczęściej podaje się kadrę Niemiec. Pokażcie mi zawodnika z tej drużyny, który nie jest z krajem naszych zachodnich sąsiadów silnie związany. Co z tego, że mają różne karnacje, a ich rodzice pochodzą z innych krajów? Każdy z nich urodził się na terenie Niemiec, niemiecki był pierwszym językiem jaki poznali w szkole (oczywiście niemieckiej), uczyli się piłkarskiego abecadła w niemieckich szkółkach, przygodę z poważną piłką zaczynali w Bundeslidze.
A jak wyglądają nasi „stranieri”? Część z nich (Olisadebe, Arboleda, Roger) to ludzie, którzy przybyli do Polski za chlebem, okazali się niezłymi ligowymi kopaczami i z czasem uzyskali (lub uzyskają) polskie obywatelstwo. Naszym językiem posługują się słabo (albo jeszcze gorzej), o kulturze czy tradycji nie mają zielonego pojęcia. Inni (Obraniak, Boenisch, Perquis) mają mniej lub bardziej odległych przodków polskiego pochodzenia. Zwykle znają język, tylko od ich rodzin zależy czy zostali wychowani jak Polacy, czy na zachodnią modłę. Można powiedzieć, że są związani z naszym krajem, ale tylko mentalnie. Ich piłkarska ojczyzna to Francja czy też Niemcy.
O ile potrafię zrozumieć (w określonych przypadkach) naturalizację piłkarzy o polskich korzeniach, to przyznawanie obywatelstwa Afrykańczykom czy ludziom z Ameryki Południowej jest już skandalem. Przecież ci ludzie przez większą część życia nie zdawali sobie sprawy z istnienia naszego kraju. Nawet jeśli są lepsi od naszych rodzimych graczy, to czy warto ich powoływać? A może lepiej byłoby dać szansę młodym zawodnikom? Oni nie odwrócą się od reprezentacji, kiedy dostaną kontrakt w zachodnim klubie. Z „farbowanymi Polakami” różnie w takich przypadkach bywało.