Zawisza pokonał Lecha! Rumak zatriumfował nad swoją byłą drużyną
Piłkarze Zawiszy Bydgoszcz wygrali z Lechem Poznań w meczu 24. kolejki Ekstraklasy 1:0 przerywając serię 7 spotkań bez porażki drużyny ze stolicy Wielkopolski. Jedyną bramkę zdobył Josip Barisić. Poznaniacy grali w dziesiątkę od 25. minuty po tym jak drugą żółtą kartkę zobaczył Arnaud Djoum. Bydgoszczanie nie stracili jeszcze gola w 2015 roku - odnieśli trzy zwycięstwa z rzędu, a wcześniej dwukrotnie zremisowali.
Już przed rozpoczęciem spotkania wiadomo było, że poznaniaków w Bydgoszczy nie czeka spacerek. Oba zespoły co prawda dzieli przepaść w ligowej tabeli, tyle tylko, że wiosną Zawisza to zupełnie inna drużyna niż w jesiennej części sezonu. Piłkarze prowadzeni przez Mariusza Rumaka zdobyli osiem punktów, czyli dokładnie tyle samo co podopieczni Macieja Skorży.
Od początku spotkania gracze Zawiszy grali odważnie i widać było, że nie zamierzają oddać punktów bez walki. Lechici również radzili sobie nieźle, w związku z tym stworzyło się całkiem przyzwoite widowisko. Pierwsze groźne okazje do zdobycia bramek mieli przyjezdni – najpierw w 18. minucie Kasper Hamalainen dobrze ruszył lewą stroną boiska, dograł do Zaura Sadajewa, który minął Andre Micaela i oddał strzał z ostrego kąta, obroniony przez Grzegorza Sandomierskiego. Dwie minuty później golkiper Zawiszy niezbyt pewnie odbijał piłkę po uderzeniu Szymona Pawłowskiego, na jego szczęście jednak żaden z rywali nie zdołał skutecznie dobić tego strzału.
Wyglądało na to, że Lech będzie coraz bardziej się rozkręcał, tymczasem przyszły dwa wydarzenia, które znacząco osłabiły poznański zespół. W 23. minucie z powodu kontuzji plac gry opuścił Paulus Arajuuri, a chwilę później drugą żółtą kartkę obejrzał Arnaud Djoum. Belg zachował się wyjątkowo nieodpowiedzialnie, gdyż wiedząc, że ma już na koncie karę indywidualną faulował rywala w taki sposób, że nie mógł mieć do arbitra żadnych pretensji za wykluczenie z gry.
Grający z przewagą jednego zawodnika Zawisza momentalnie nabrał wiatr w żagle. W 27. minucie Iwan Majewskij świetnie zagrał do Sebastiana Ziajki, jego dośrodkowanie trafiło do Bartłomieja Pawłowskiego, ten z kolei podał do Alvarinho. Jego pierwszy strzał zablokował Tamas Kadar, a po drugim, zbyt lekkim, piłkę pewnie złapał Gostomski. W 31. minucie po dograniu Miki niezłej okazji nie wykorzystał Josip Barisić.
Dwie minuty później snajper Zawiszy był już skuteczniejszy i zdobył swoją pierwszą bramkę w Ekstraklasie. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Andre Micael zgrał piłkę głową do Chorwata na piąty metr, a ten – również głową – skierował piłkę do bramki obok bezradnego Gostomskiego. Bardzo pasywnie zachowali się w tej sytuacji obrońcy Lecha, zwłaszcza Kadar oraz Barry Douglas.
„Kolejorz” otrząsnął się dopiero w 37. minucie spotkania, gdy sygnał do ataku dał Marcin Kamiński, pod nieobecność Łukasza Trałki występujący w roli kapitana zespołu. Środkowy obrońca Lecha pognał w pole karne rywala, odegrał piłkę do Gergo Lovrencsicsa, a następnie oddał niezły strzał głową po dośrodkowaniu Węgra, nie trafił jednak do bramki Sandomierskiego.
Kolejną okazję Lech miał już po przerwie. Dobrze pokazał się Sadajew, który przebojowo wszedł w pole karne rywala, minął trzech obrońców i zatrzymał się na interweniującym Sandomierskim. W odpowiedzi tuż obok bramki Gostomskiego uderzał Alvarinho, a chwilę później strzał Bartłomieja Pawłowskiego zablokowali obrońcy Lecha. Warto jeszcze odnotować akcję gospodarzy z 66. minuty, zakończoną strzałem Cornela Predescu i udaną interwencją Kamińskiego.
Dziesięć minut później Zawisza po raz kolejny mógł podwyższyć prowadzenie. Tym razem Ziajka świetnie znalazł się na boku pola karnego i huknął tuż nad bramką Gostomskiego. Lech momentalnie odpowiedział akcją zakończoną strzałem Dariusza Formelli, który był jednak dużo dalej powodzenia niż lewy obrońca gospodarzy.
Pięć minut przed zakończeniem spotkania Lech powinien doprowadzić do wyrównania. Z bardzo dobrym kontratakiem wyszedł Dariusz Formella, wpadł w pole karne, jednak z racji przewagi liczebnej rywala zdecydował się wyłożyć piłkę przed szesnastkę do Lovrencsicsa. Ten bez namysłu huknął w stronę bramki Sandomierskiego i trafił w poprzeczkę.
Ostatecznie mecz zakończył się jednobramkowym zwycięstwem Zawiszy. Jesienią taki wynik zostałby uznany za mega sensację, ale biorąc pod uwagę postawę bydgoszczan po przerwie zimowej, to wcale nie jest zaskoczeniem. Prawda jest taka, że ostatni zespół ligi to w tej chwili… jedna z najlepszych drużyn w Ekstraklasie. Mecz z Lechem tylko to potwierdził.