Zawisza po przerwie odwrócił losy meczu z GKS Bełchatów. Druga ligowa wygrana bydgoszczan
W ostatnim meczu 12. kolejki Ekstraklasy, Zawisza Bydgoszcz pokonał u siebie GKS Bełchatów (2:1). Gospodarze dzisiejszego spotkania po przerwie z nawiązką odrobili straty poniesione w pierwszej połowie. Dla podopiecznych Mariusza Rumaka było to drugie zwycięstwo w sezonie.
W pierwszych minutach spotkania optyczną przewagę uzyskali bydgoszczanie. Jednak wszystko co mogli zrobić podopieczni trenera Mariusza Rumaka to niecelny strzał z dystansu Michała Masłowskiego i kilka nieudanych dośrodkowań. Bełchatowianie ograniczyli się do uważnej grze w defensywie, czyhając na przeprowadzenie szybkiego kontrataku. Taki obraz meczu utrzymywał się do 32. minuty, kiedy to jedna z akcji gości przyniosła rzut karny po faulu Andre Micaela na Bartłomieju Bartosiaku. Do piłki podszedł Adam Mójta i na tablicy świetlnej pojawił się wynik 0:1.
Strata bramki korzystnie wpłynęła na piłkarzy Zawiszy, a szczególnie na Masłowskiego, który poderwał partnerów do walki swoją ambitną postawą. Popularny „Masło” przeprowadził znakomitą dwójkową akcję z Wójcickim, który niewiele się pomylił strzelając głową. Później byliśmy świadkami dość kontrowersyjnej sytuacji. Patryk Rachwał łapał za koszulkę Herolda Goulona w polu karnym, ale sędziowie widocznie nie zauważyli zagrania pomocnika Bełchatowa i nie zareagowali, kiedy Francuz upadał na murawę. Końcówka pierwszej połowy mogła jednak dać nadzieje kibicom Zawiszy na lepszą grę w dalszej części spotkania.
I rzeczywiście, druga połowa to już zupełnie inna bajka. Zawisza przerodził się z brzydkiego kaczątka… nie, nie w pięknego łabędzia, raczej w kaczątko po wizycie u dobrego wizażysty. Na efekty nie trzeba było długo czekać, bo już trzy minuty po wznowieniu gry Piotr Petasz strzałem z rzutu wolnego wpakował piłkę do bramki. Pomógł mu w tym Bartosiak, który nie dość, ze uchylił się przed strzałem, to jeszcze delikatnie zmienił jej kierunek lotu, co zupełnie zmyliło Arkadiusza Malarza. No cóż, młody napastnik będzie miał nauczkę, żeby nie zamykać oczu i nie odwracać się od piłki, kiedy stoi w murze.
W kolejnych minutach bydgoszczanie coraz mocniej naciskali na balon z napisem GKS Bełchatów i wydawało się, że ten balon w końcu pęknie. Mogło tak się stać w 69. minucie. Wówczas po zagraniu Kadu w znakomitej sytuacji znalazł się Wagner. Jego strzał odbił jeszcze Malarz, ale wobec dobitki Luiza Carlosa był już bezradny. Tyle, że Carlos zamiast skierować futbolówkę do bramki z odległości pięciu metrów trafił piłką w poprzeczkę. Jeżeli nie wykorzystuje się takich sytuacji to jak można myśleć o zwycięstwie?
Końcówka spotkania mogła się podobać kibicom. Szybka gra, akcje raz pod jedną, raz pod drugą bramką – to mogło się podobać. Problem w tym, że obie ekipy raziły nieskutecznością. W takich momentach potrzebny jest ktoś wyjątkowy, ktoś kto podejmie ryzyko w najmniej spodziewanym momencie, potrzebny jest lider. W Bełchatowie kimś takim był Michał Mak, ale tego dnia nie było go na boisku z powodu kontuzji. A czy Zawisza kogoś takiego ma? Owszem, ma, a jest nim Michał Masłowski. Tym razem reprezentant Polski wcielił się w rolę egzekutora i tylko wykończył akcję zainicjowaną przez Sebastiana Ziajkę dostawiając nogę. Może i w tej akcji zrobił niewiele, ale z przebiegu spotkania można powiedzieć, że był jego najlepszym piłkarzem, a nawet gdyby nie był, to w końcu rozstrzygnął o losach tego spotkania.