Zawisza zdeklasował Miedź. Dwa "babole" Smuga, supergol Smektały (RELACJA, ZDJĘCIA)
Chociaż pierwszego gola w Bydgoszczy strzelili piłkarze Miedzi, to Zawisza odpowiedział czterema trafieniami. Szczególnej urody była bramka Jakuba Smektały z 36. minuty. Na antybohaterem spotkania wyrósł bramkarz gości Dawid Smug, który niefortunnymi interwencjami przyczynił się do utraty dwóch goli.
Zawisza w pierwszej fazie meczu miał przewagę, której udokumentowaniem był groźny strzał Panayotova. Kiedy zapowiadało się, że to gospodarze będą przejmować kontrolę nad meczem, zupełnie z niczego bramkę zdobyli goście. Po błędzie Nawotczyńskiego, który nie zdołał przeciąć świetnego podania Ferugi, były snajper GKS-u Bełchatów Bartosz Ślusarski bez problemu otworzył wynik spotkania już w 8.minucie.
Mecz miał dość jednostronny przebieg – gospodarze odbijali się od okolic pola karnego Miedzi, a ta kontratakowała, często zagrażając bramce Sapeli. Zawiszy brakowało dobrej organizacji gry w środku pola, przez co schematyczne ataki podopiecznych Mariusza Rumaka kończyły się bardzo słabej jakości dośrodkowaniami Smektały. Wyrazem bezradności Zawiszy w 1. połowie był strzał Kamila Drygasa z około 27 metrów z rzutu wolnego, który pułapem osiągniętym przez piłkę przypominał pamiętny rzut karny Sergio Ramosa. I znów, kiedy Miedź nabrała przeświadczenia, że gospodarze nie mają prawa niczym ich zaskoczyć, genialnym strzałem z 17. metrów popisał się bardzo źle grający wcześniej Smektała. Bomba skrzydłowego WKS odbiła się jeszcze od poprzeczki i w 36. minucie mieliśmy remis.
Oba zespoły miały jeszcze swoje szanse - chwilę po stracie bramki doskonałą okazję dla podopiecznych Ryszarda Kuźmy zmarnował Cierpka, przenosząc futbolówkę kilka centymetrów nad poprzeczką. Z kolei w 40. minucie Łukowski zagrał idealną prostopadłą piłkę do Lewickiego, jednak górą w sytuacji sam na sam był Smug, przez co po 1. połowie mieliśmy remis.
Druga połowa od pierwszych chwil toczyła się w zupełnie innym, naprawdę imponującym tempie. Już w 48. minucie gola na 2:1 zdobył Zawisza. Sprytnie rozprowadzona akcja między Igumanoviciem a Łukowskim zakończyła się dośrodkowaniem tego drugiego, bliski kuriozalnego „swojaka” był Telichowski, który przecinając krosowe podanie, trafił w poprzeczkę. Piłka spadła jedna prosto pod nogi Lewickiego, który nie miał problemu z uderzeniem do pustej bramki. Gol uskrzydlił gospodarzy, którzy byli w nieprawdopodobnym gazie. Fatalny błąd Smugi mógł wykorzystać Smektała, który w 53. minucie strasznie się "podpalił" i nie trafił do pustej bramki.
W odróżnieniu od pierwszej części gry, w drugiej połowie na boisku dominowali gospodarze. Mariusz Rumak nie pierwszy raz pokazał, że potrafi przekazać swoim piłkarzom co mają robić. Inna sprawa, że Miedź robiła wszystko, żeby Zawisza zainkasował 3 punkty. Smug wyszedł przed pole karne by przechwycić dogranie Kony ze środka pola, ale fatalnie, wręcz haniebnie minął się z piłką i Panayotov bez problemu wpakował piłkę do pustej bramki. To może być najbardziej kuriozalna bramka sezonu, a Bułgar ma w drużynie z Kujaw prawdziwe wejście smoka – drugi mecz, druga bramka!
W 70. minucie kibice Miedzi mogli poczuć się jak w sennym koszmarze. Po rzucie wolnym z pozycji skróconego rzutu rożnego, Bartczak zagrał piłkę wzdłuż bramki do Telichowskiego, a ten z 50 centymetrów zamiast trafić do bramki… wybił piłkę! W tym momencie stawało się powoli jasne, że gospodarze nie mogę przegrać tego meczu. Co więcej, w 77. minucie kolejny kuriozalny błąd popełnił Smug, który najpierw dobrze obronił strzał sprzed pola karnego, a potem sam „wrzucił” sobie piłkę do bramki po dośrodkowaniu z prawej strony i zrobiło się 4:1.
Wśród zgromadzonych przy ulicy Gdańskiej kibiców znajdowała się grupa około 50 młodych ludzi, którzy przyjechali do Bydgoszczy w ramach międzynarodowego projektu. Goście, którzy przyjechali między innymi z Brazylii, Australii czy Francji mogła się cieszyć ze zwycięstwa gospodarzy swojego pobytu. O wyniku zdecydowała fatalna postawa gości w 2. połowie.