Zawisza przegrał piąty mecz z rzędu w lidze. Trener Lechii pozbawił posady rodaka?
Przy praktycznie pustych trybunach, Zawisza Bydgoszcz przegrał u siebie z Lechią Gdańsk (0:2). Wydaje się, że tym samym cierpliwość Radosława Osucha została wyczerpana i z zespołem pożegna się Jorge Paixao.
Obie drużyny nie rozpoczęły najlepiej trwającego sezonu Ekstraklasy. Goście z Gdańska, pomimo ogromnych nadziei, w pięciu meczach zdobyli tylko siedem punktów, przez co plasowali się w środku ligowej tabeli, na dziewiątym miejscu. Jeszcze gorzej wygląda sytuacja bydgoskiego Zawiszy, który po gładkiej porażce z belgijskim Zulte Waregem w Lidze Europy, zdołał wygrać tylko na inaugurację ligi z Koroną 2:0, a następnie poniósł cztery porażki z rzędu z nie najsilniejszymi przeciwnikami: Jagiellonią Białystok, Śląskiem Wrocław, Podbeskidziem Bielsko-Biała oraz Górnikiem Łęczna. Z tego powodu portugalski szkoleniowiec niebiesko-czarnych, Jorge Paixao, miał przed tym meczem nóż na gardle i porażka miała skutkować jego zwolnieniem.
Początek tego spotkania należał do gospodarzy. W pierwszych dziesięciu minutach trzy bardzo dobre szanse miał Wagner Borges, ale żadnej z nich nie potrafił wykorzystać. Najpierw z kilkunastu metrów jego uderzenie obronił Trela, następnie z 16 metrów posłał piłkę Panu Bogu w okno, by na koniec przestrzelić głową w bardzo dogodnej sytuacji po centrze Jakuba Wójcickiego. Po atakach niebiesko-czarnych tempo tego meczu zdecydowanie spadło, przez długi czas nie obserwowaliśmy okazji bramkowych, a najważniejszymi wydarzeniami były zmiany dokonane przez obu trenerów. Kontuzjowanego Porcellisa musiał zmienić Vasco, a beznadziejnego w tym meczu debiutanta w Lechii, Mirandę, zastąpił Możdżeń.
Dopiero pod koniec pierwszej części gry swoją szansę miała Lechia, ale Pawłowski w polu karnym został zablokowany przez obrońców rywala. Chwilę później z rzutu wolnego z 30 metrów huknął niecelnie Kamil Drygas, ale do przerwy mieliśmy w Bydgoszczy bezbramkowy remis. Tuż po wznowieniu gry obie drużyny mogły wyjść na prowadzenie, ale Vranjes głową z kilku metrów uderzył obok bramki Sandomierskiego, a w odpowiedzi Wójcicki z dystansu trafił tylko w boczną siatkę.
W 53. minucie gościom z Gdańska udało się wyjść na prowadzenie, gdy świetną indywidualną akcją popisał się Antonio Colak, który wygrał pojedynek siłowy z Micaelem, przejął piłkę 40 metrów od bramki rywala, ale rozpędzony zdołał minąć Nawotczyńskiego i płaskim strzałem pokonać Sandomierskiego.
Ta bramka dodała Lechii skrzydeł i to gdańszczanie z minuty na minutę zyskiwali coraz większą przewagę. Kilkakrotnie w związku z tym musiał wykazać się Sandomierski, który z trudem obronił dwa uderzenia zza pola karnego Danijela Aleksicia. Zawisza był w stanie odpowiedzieć tylko bardzo kiepskim strzałem głową Vasconcelosa.
Na pięć minut przed końcem przyjezdni przypieczętowali swoje zwycięstwo. Długiej piłki na skrzydło do Makuszewskiego nie przerwał Luis Carlos i skrzydłowy Lechii potężnym strzałem wygrał pojedynek z Sandomierskim, podwyższając wynik meczu na 2:0. Takim rezultatem skończyło się też to spotkanie. Trener Joaquim Machado może odetchnąć z ulgą, za to dla jego rodaka z Zawiszy, Jorge’a Paixao, mógł to być już ostatni akcent na polskich boiskach. Po pięciu porażkach z rzędu (a łącznie siedmiu porażkach w ośmiu meczach) wątpliwe jest, aby ten szkoleniowiec jeszcze wrócił do pracy z niebiesko-czarnymi.