Trener Zawiszy: Runda wiosenna nie będzie dla nas spacerkiem
Po pierwszym meczu rundy wiosennej niebiesko-czarni zasiedli na fotelu lidera B klasy (grupa III) i nie będą chcieli go opuścić do ostatniej kolejki. Po meczu z Wisłą Fordon (3:0) rozmawialiśmy z Patrykiem Zarosą, trenerem Zawiszy Bydgoszcz.
fot. Fot. Dariusz Bloch
W przeddzień pierwszego spotkania zarządził pan dodatkowe zajęcia w Potulicach. Przygotował pan na tę okoliczność także specjalną odprawę?
Zajęcia te służyły tylko i wyłącznie stałym fragmentom gry. Należało przećwiczyć rzuty rożne i wolne, ponieważ do tej pory cały czas trenowaliśmy na sztucznej płycie. Musieliśmy szybko przestawić się na naturalną murawę, bo to jednak kolosalna różnica. Chcieliśmy zobaczyć jak się zachowuje piłka na boisku w Potulicach.
Macie tam możliwość trenowania w tygodniu?
Nie. Zrezygnowaliśmy ze względów logistycznych. Trzeba byłoby dojeżdżać po 30 kilometrów, przebijać się jeszcze przez miasto. Łatwiej i wygodniej jest nam trenować w Bydgoszczy, chociaż wiadomo, że zdecydowanie lepiej byłoby pobiegać na naturalnej murawie.
Na inaugurację wiosny pokonaliście Wisłę Fordon. Jak może pan podsumować start rozgrywek?
Jesteśmy zadowoleni z wyniku. Mamy trzy punkty przewagi i - co było dla nas bardzo ważne - lepszy bilans bezpośrednich spotkań z Wisłą. Teraz to my mamy większy komfort psychiczny, ponieważ w razie potknięcia, wiemy że dalej będziemy liderem.
A mecz?
Sam mecz nie był porywającym widowiskiem. Fordon nie jest słabym zespołem, ma w składzie wielu, młodych wybieganych zawodników. W pierwszej rundzie udowodnili, że potrafią grać w piłkę. Dlatego spodziewaliśmy się bardzo trudnego pojedynku. I faktycznie tak było. Wiślacy może nie mieli stuprocentowych sytuacji, lecz w drugiej połowie przy stanie 1:0, po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, jeden z graczy pozostawiony bez opieki mógł wyrównać. To mogło się dla nas źle skończyć. Ale w ostatniej chwili, na szczęście, został zablokowany.
My też nie mieliśmy klarownych okazji do zdobycia bramki. Poza celnym uderzeniem Wojciecha Ruczyńskiego, najlepszą miał Michał Setlak, lecz zamiast strzelać, niepotrzebnie dogrywał. Dobrze, że chociaż końcówka ułożyła się po naszej myśli; gol w doliczonym czasie z rzutu karnego pomógł nam wyjść na prowadzenie. Czerwona kartka w 65 minucie za faul na wychodzącym na czystą pozycję Sergiuszu Kocie była słuszna.
Mam jednak uwagi do zawodników o to, że mimo przewagi liczebnej, obraz gry niewiele się zmienił. Że nie potrafiliśmy utrzymać się przy piłce i że nasza gra była zbyt chaotyczna.
Jak wygląda ocena nowych zawodników?
W porównaniu z pierwszym meczem z Wisłą tylko czterech graczy wyszło ponownie w wyjściowym składzie. Pozostali, to nowi lub ci, którzy w pierwszym spotkaniu nie zagrali. Jestem z nich bardzo zadowolony. Są dla nas ogromnym wzmocnieniem.
Paweł Ettinger zagrał jak profesor, Tomasz Widomski zapracował na karnego i strzelił trzeciego gola. Swoje zadanie wykonał również Adrian Brzeziński, który wszedł na piętnaście minut.
Pierwszy mecz zaostrzył apetyty na awans. Czy najważniejsze teraz będzie, żeby nie przegrać tego w szatni?
Tak, ale myślę, że zespół jest na tyle świadomy, iż wie że kolejne dziewięć spotkań, to nie będą spacerki. Musimy być przygotowani i skoncentrowani na każdy mecz. Wychodząc na boisko nikt nam nie zapisuje od razu trzech punktów.
Jak duża w zespole panuje rywalizacja?
Bardzo duża. Na papierze mam 30 zawodników. Z tego 27 jest do grania, ponieważ trzech graczy jest kontuzjowanych i do końca sezonu prawdopodobnie nie zagra. Są to Rafał Sobacki, Patryk Kuczawski i Marcin Szmańkowski. Śmiem twierdzić, że wystawiając dwie jedenastki, obie walczyłyby o awans. Na każdą pozycję mam dwóch równorzędnych zawodników i na każde spotkanie będę rotował składem.
Czy wszystko odbywa się już dwutorowo, to znaczy grając w B klasie przygotowujecie drużynę na nowy sezon w lidze wyższej?
Trudno na to pytanie odpowiedzieć, bo nie chcę mówić, że awans mamy już w kieszeni. Nie mogę też stwierdzić, że każda jednostka treningowa będzie prowadzona pod kątem ewentualnych występów w wyższej klasie. Aczkolwiek budowa zespołu będzie to wymagała.
Uważam również, że jeszcze w tym półroczu powinniśmy pozyskać kilku graczy, którzy wzmocnią nas w nowym sezonie w formacji defensywnej. Będę chciał z tymi zawodnikami przeprowadzić pierwsze rozmowy.
Zawisza nie jest dla pana zwykłym miejscem pracy. Można zauważyć, że łączy pana z nim stosunek emocjonalny i jest pan integralną częścią klubu...
To jest klub, który w moim życiu pełni ważną rolę. Od urodzenia jestem kibicem Zawiszy. W latach 80. jako mały chłopiec chodziłem na mecze. Próbowałem też swych sił jako zawodnik w grupach młodzieżowych. Ale mieszkałem za Bydgoszczą i z tego powodu miałem utrudnione zadanie. Spełniłem swoje marzenie dopiero w późniejszym czasie, grając w drużynie seniorów. Ciągle natomiast Zawiszy kibicowałem. Jeździłem również na spotkania wyjazdowe.
Czy prowadząc pierwszy zespół niebiesko-czarnych spełnił pan kolejne marzenie?
Kiedy nadarzyła się okazja przejęcia zespołu w roli trenera, chętnie z tej możliwości skorzystałem. Dziś jestem od tego, żeby tej drużynie i temu klubowi pomóc. Poświęcam temu dużo czasu. Staram się rzetelnie wykonywać obowiązki, traktuję swoją robotę śmiertelnie poważnie. Przy okazji kończę kurs trenerski UEFA A, który wiele mnie nauczył. Wszystko będę chciał wykorzystać w pracy w Zawiszy.