menu

Oceniamy Podbeskidzie za mecz z Zawiszą: niespodziewani bohaterowie "Górali"

15 grudnia 2014, 08:24 | Przemysław Drewniak

W swoim ostatnim tegorocznym meczu Podbeskidzie Bielsko-Biała pokonało u siebie bydgoskiego Zawiszę 2:1 i przynajmniej do lutego pozostanie w pierwszej ósemce Ekstraklasy. Nie byłoby zwycięstwa "Górali", gdyby nie znakomita postawa ich rezerwowych, Piotra Malinowskiego i Bartosza Śpiączki. Obaj wpisali się na listę strzelców i otrzymali od nas najwyższe noty za występ w niedzielnym spotkaniu.

Michal Pesković – 6: Rywale długo nie zmuszali go do trudniejszych interwencji (przy golu nie mógł zbyt wiele zrobić), aż w końcu dwa razy sprawdził go Porcellis. Na uznanie zasługuje zwłaszcza piękna parada po silnym strzale Brazylijczyka pod poprzeczkę, którą Słowak uratował swój zespół przed stratą punktów.

Tomasz Górkiewicz – 4: Miał problemy z szybkością skrzydłowych Zawiszy i znów potwierdziło się, że krycie w tłoku przy dośrodkowaniach w pole karne nie jest jego mocną stroną. Utrata koncentracji Górkiewicza kosztowała bielszczan utratę gola. Później jednak robił co mógł, by zrehabilitować się za swój błąd niezwykle ambitną postawą.

Bartłomiej Konieczny – 5: W pierwszej połowie miał duże problemy ze skutecznym wyprowadzaniem piłki, czym narażał swój zespół na straty, ale swoje winy odkupił solidną postawą w momentach, gdy Zawisza desperacko dążył do wyrównania. Gdyby nie jego spektakularny blok po strzale Luisa Carlosa, goście mogliby dopiąć swego.

Pavol Stano – 4: W jego poczynaniach było odrobinę zbyt dużo niepewności. Nie zawsze dobrze się ustawiał, czego efektem była chociażby stuprocentowa sytuacja Jorge’a Kadu z końcówki pierwszej połowy. Na jego szczęście bydgoszczanie nie potrafili skorzystać z tego prezentu.

Piotr Tomasik – 5: Ostatnio grał w Ekstraklasie w październiku, co było po nim widać w początkowych fragmentach meczu. Później lewy obrońca Podbeskidzia poczynał sobie jednak coraz śmielej i często dawał pożytek swojej drużynie także w ofensywie.

Damian Chmiel – 5: Nie błyszczy formą tak jak w pierwszej części rundy, ale o jego występach i tak nie można powiedzieć złego słowa. Choć czasem brakowało mu dobrej finalizacji akcji, to był pożyteczny, wykonując tytaniczną pracę na całej długości boiska.

Adam Deja – 5: Widać po nim coraz większe obycie na ekstraklasowych boiskach. Całkiem nieźle prezentował się zarówno w odbiorze jak i elemencie rozgrywania piłki. W końcówce meczu zabrakło mu chyba nieco doświadczenia, bo cofał się zbyt głęboko, ułatwiając gościom ataki środkiem boiska.

Dariusz Kołodziej – 5: O jego występ bielscy kibice obawiali się najbardziej. „Kołek” rozegrał w tym sezonie zaledwie dwa mecze w Ekstraklasie, bo znów dokuczały mu kontuzje, które wybiły go z rytmu meczowego. Z konieczności zagrał od pierwszej minuty, a zadanie dodatkowo utrudniła mu kontuzja Slobody, po której musiał przenieść się na pozycję defensywnego pomocnika. Spisał się jednak bardzo przyzwoicie, wyglądał nadspodziewanie dobrze pod względem motorycznym i był bliski strzelenia gola, gdy z rzutu wolnego przyłożył w słupek.

Sylwester Patejuk – 4: Widoczny, ale mało efektywny. Przy wykańczaniu akcji miał problemy z podejmowaniem właściwych decyzji albo zrozumieniem intencji kolegów z boiska.

Robert Demjan – 5: Od kilku kolejek nie schodzi poniżej solidnego poziomu. Znów był bardzo ważnym ogniwem w ofensywie Podbeskidzia, sprawiając mnóstwo problemów środkowym obrońcom Zawiszy. Był też bardzo bliski czwartego w tym sezonie trafienia, ale piłka po jego strzale zatrzymała się na słupku.

Piotr Malinowski – 7: Często wyśmiewany za brak skuteczności tym razem zagrał krytykom na nosach. Nie tylko strzelił bardzo ważnego, wyrównującego gola, ale swoją ogólną postawą zasłużył na miano piłkarza meczu. Momentami kręcił przeciwnikami jak chciał, a jego podania cechowała dobra jakość. Takiego „Malinę” kibice w Bielsku-Białej chcieliby oglądać znacznie częściej.

Bartosz Śpiączka – 7: Wszedł na boisko naładowany energią, zupełnie jakby wiedział, że to on zostanie bohaterem Podbeskidzia. Trener bramkarzy Izaak Stachowicz przed wejściem na boisko podpowiedział mu, by próbował strzałów z każdej pozycji. Śpiączka dał temu wiarę i już po dwóch minutach od wejścia na boisko kropnął zza pola karnego tak, że Sandomierski mógł tylko wyjmować piłkę z siatki. Podobnie jak w Poznaniu, jako rezerwowy zapewnił „Góralom” bardzo ważne punkty. Kto wie, może wiosna będzie należała do niego?

Anton Sloboda i Sebastian Bartlewski grali zbyt krótko, by ich ocenić.


Polecamy