menu

Jacek Krzynówek o swojej pięknej karierze, wielkich zwycięstwach i rozczarowaniach, o Koronie i PGE VIVE Kielce [ZDJĘCIA]

23 maja 2020, 20:11 | Jaromir Kruk

- Marzyłem o kilku minutach w reprezentacji Polski, a skończyło się na 96 spotkaniach. Ja, chłopak ze wsi zagrałem w mundialu, Euro, w Lidze Mistrzów, Bundeslidze, z wielkimi piłkarzami, w wielkich meczach – mówi Jacek Krzynówek, legenda naszego futbolu, dawna gwiazda miedzy innymi Bayeru Leverkusen. Dziś „Krzynek” śledzi co się dzieje w futbolu, ale nie zamierza w nim działać.

- Marzyłem o kilku minutach w reprezentacji Polski, a skończyło się na 96 spotkaniach. Ja, chłopak ze wsi zagrałem w mundialu, Euro, w Lidze Mistrzów, Bundeslidze, z wielkimi piłkarzami, w wielkich meczach – mówi Jacek Krzynówek.
fot. Fot. Polska Press/WajdaFoto

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.

fot.
1 / 19

Pamiętasz swoje pierwsze kroki w ekstraklasie?
W Rakowie pomógł mi Andrzej Kretek, z którym cały czas trzymam kontakt. W Częstochowie, a potem Bełchatowie trafiałem na fajnych ludzi. Rządziła starszyzna, ale ja nie miałem z nikim żadnego problemu. W Bełchatowie stałem się ligowcem pełną gębą, zresztą dołożyłem swoją cegłę do awansu na do najwyższej ligi. Jacek Berensztajn, Darek Rzeźniczek, Sylwek Szkudlarek, Grzesiu Wagner, Jarek Krupski, Darek Patalan, Maciek Falkowski, Marek Nowicki, jeszcze mógłbym wymienić więcej nazwisk, bo każdemu coś zawdzięczam. Trenerzy na mnie stawiali, koledzy lubili, panowała super atmosfera, to się grało w piłkę, co dawało przyjemność.

Po przenosinach do GKS Bełchatów przeszło ci przez myśl, że za staniesz się kluczowym zawodnikiem reprezentacji Polski seniorów?
Raz pojechałem na konsultacje kadry juniorów do Andrzeja Zamilskiego. Był wtedy Marcin Mięciel, Maciek Bykowski, a trenerowi Zamilskiemu jakoś szybko umknęło moje nazwisko. Urodziłem się przed lipcem, a wtedy był inny podział na kategorie wiekowe. Choćby Mirek Szymkowiak, czy Mariusz Kukiełka byli po lipcu i grali z rocznikowo starszymi. Cieszyłem się z tych konsultacji, a potem sobie marzyłem o tych paru minutach w kadrze. Kiedy już przyszło pierwszy raz powołanie do seniorów i poinformował mnie o tym prezes GKS, Zdzisław Drobniewski nie dowierzałem mu. Podobnie trenerowi, świętej pamięci Jerzemu Wyrobkowi, ale mój wyjazd na drużynę narodową stał się faktem. W Bratysławie ze Słowacją jesienią 1998 dostałem od nieżyjącego już Janusza Wójcika kilka minut i poczułem jak się spełnia marzenie. Pamiętam dużo rzeczy z tego zgrupowania, hotel „Sobieski”, Maćka Żurawskiego i Piotrka Reissa, którzy też zaczynali kadrze. Byłem z siebie dumny, bo udowodniłem niedowiarkom, że stawiając małe kroki chłopak ze wsi może się dostać do najważniejszego zespołu w kraju. Wróciłem do Bełchatowa i koledzy z GKS cieszyli się razem ze mną, to było piękne.

Miałeś momenty zwątpienia?
Nigdy tak nie podchodziłem do futbolu. Kochałem to robić i zawsze przykładałem się na maksa. Przed wyjazdem do Norymbergi GKS prowadził rozmowy z Legią, Polonią Warszawa, Wisłą Kraków, ale ja wolałem Niemcy. Przechodziłem do klubu z pierwszej Bundesligi, ale trafiłem do drugiej, bo niefartownie spadł co zadecydowało się w ostatniej kolejce sezonu. Wtedy pewnie tam niektórzy gadali, że co ten Krzynówek zrobił. Utkwiło mi w pamięci, że jeden dziennikarz napisał, że nic ze mnie nie będzie. Trochę później w samolocie poprosił mnie o autograf. Tak to w życiu bywa. Krytyka nikomu nie zaszkodzi, ale rzeczowa. Łatwo też kogoś można pochopnie przekreślić. Ja robiłem konsekwentnie swoje. W Norymberdze harowałem na treningach, ale miałem też za sobą trenera Klausa Augenthalera, który sprowadzał mnie do tego klubu, a potem do Leverkusen i Wolfsburga.

Początki w Niemczech nie były trudne?
Nie znałem języka, a na każdym kroku pomagał mi Tomek Kos. Darius Kampa, Rafael Schaefer też sobie przypomnieli korzenie i polską mowę, a nieufność pozostałych zawodników przełamałem postawą na treningach i podczas meczów. Zobaczyli na co mnie stać i moja pozycja rosła z dnia na dzień.

Który trener Ci najbardziej pomógł i zaszkodził?
Nie narzekałem na trenerów, większość stawiała na mnie i to na pewno pomagało. Tak sobie w duchu zaplanowałem, że powiem a, potem b, potem c, i tak dalej. Czasami trzeba było zrobić krok do tyłu, żeby się odbić, ale cele pozostawały. Raz w życiu zapaliłem papierosa i za to dostałem wpierdziel od ojca. Alkoholu nie nadużywałem, zawsze wiedziałem kiedy można i ile. Miałem zdrowe płuca, mocny charakter, może ukształtowany przez życie na wsi. Gdy w Bratysławie usłyszałem hymn Polski i dostałem te pięć minut to pomyślałem, że warto się było poświęcać, ale nie zamierzałem poprzestać.

Ile wykorzystałeś ze stu procent swojego talentu?
Ponad sto. Niczego bym nie zmienił. Do Bayeru Leverekusen poszedłem za darmo, bo wcześniej Norymberga nie chciała słyszeć o transferze gotówkowym. Nie obrażałem się, pomogłem w wywalczeniu awansu do Bundesligi i w sezonie 2003/04 zdobyłem 12 goli. Wszystko musiałem sobie wywalczyć, nic nie dostałem w prezencie, także w Bayerze Levekusen, naszpikowanym reprezentantami różnych krajów. Spotykam kolegów z dawnych lat i mówią, że mi teraz dobrze. Tylko wtedy gdy oni chodzili na dyskoteki ja trenowałem i to ile tylko się dało. Po zakończeniu kariery mogłem sobie pozwolić na więcej luzu, swobody, a bodajże przez półtora roku nie oglądałem piłki nawet w telewizji.

A jak było z tym słynnym Felixem Magathem?
Augenthaler ściągał mnie do Wolfsburga, nie byłem człowiekiem Magatha. Miałem ciężkie wejście, wróciłem z kadry i zacząłem przygotowania do nowego sezonu tydzień później. Coś tam Magath powiedział po spotkaniu ze mną na lotnisku w Hanowerze, że jestem bardzo arogancki, choć nie zamieniliśmy nawet zdania. Nie podpasowałem mu, lecz nie ma do czego wracać. Tak bywa w futbolu.

Liczyłeś, że zakończysz przygodę z kadrą na Euro 2012?
Czułem, że kończę w Mariborze, gdy przegraliśmy ze Słowenią 0:3 i brzydki sposób pożegnano się z Leo Beenhakkerem, który tyle dobrego zrobił dla kadry. Nikt potem nie zadzwonił z PZPN i nie powiedział: - Jacek, słuchaj, nie pasujesz już do koncepcji. Zrobiło mi się przykro.

Żałujesz, że nie dobiłeś w reprezentacji do setki występów?
Nie miałem na to ciśnienia. Wystąpiłem w trzech wielkich turniejach, a przecież marzyłem o tych kilku minutach. Gdy oficjalnie żegnano mnie przed meczem Polska – Niemcy w Gdańsku słychać było gwizdy. Andreas Koepke, trener niemieckich bramkarzy był w szoku, ale wytłumaczyłem mu, że gwiżdżą na ludzi z PZPN. Obyło się bez pożegnania z prawdziwego zdarzenia, ale to nie jest najistotniejsze. Nikt mi zabierze tych meczów w narodowych barwach. Każdy był wyjątkowy, bo tak wyjątkową drużyną jest reprezentacja Polski.

Twoja kariera mogłaby się stać kanwą scenariusza ciekawego filmu?
W szatni Bayeru z gwiazdami futbolu z różnych krajów siedział chłopak, który mając 18 lat kopał się w LZS Chrzanowice. Niezłe, co? I nagle jestem w markowym klubie. Gramy w piłkę, chodzimy na spotkania z kibicami, sponsorami, czuje na własnej skórze, jak funkcjonuje piłkarski biznes zwany Bundesligą. Biorę udział w Lidze Mistrzów, strzelam gole, coś pięknego. Uwielbiałem grać przy pełnych trybunach i nie zapomnę jak koszmarnym przeżyciem był wyjazdowy mecz z Romą bez publiki. Teraz przez koronawirusa w Niemczech nie wpuszcza się kibiców i wiem, że piłkarzom to nie pomaga.

Jesteś spełniony w reprezentacji?
2002 w Korei – nie wyszliśmy z grupy, 2006 w Niemczech – to samo, 2008 w Austrii – znowu. Wiele razy zastanawiałem się dlaczego, bo nie byliśmy wcale słabi. Niemcy jako mistrz odpadli w grupie w Rosji w 2018 roku, bo nie wszystko w drużynie i wokół funkcjonowało jak powinno. To samo było z nami, także przed dwoma laty na mundialu, wystarczy wspomnieć o kontuzji Kamila Glika. Tylko przed Euro 2016 obyło się bez kontrowersji przy powołaniach, kadra nie zaniedbała nic w przygotowaniach, panowała super atmosfera i wygrała pierwszy mecz. Premierowe spotkanie to klucz, wygrywasz i idziesz na fali. Nie może być żadnych kłótni, afer, kontrowersji, bo układanka się burzy. Poczuł to sam wielki Beenhakker, który przeszedł drogę od bohatera do zera, na co nie zasłużył.

Czego najbardziej brakuje polskiej piłce?
Szkolenia młodzieży na odpowiednim poziomie. Mówi się o jakiś długofalowych planach, ale jakie to ma odbicie w ekstraklasie. Kluby sprowadzają słabych cudzoziemców, a oni zabierają miejsca młodym. Nie jestem zwolennikiem przepisu, że młodzieżowiec musi grać w wyjściowym składzie. Darowane jest gorsze niż wywalczone i się nie zawsze to szanuje. Wychowankowie ogólnie mają ciągle pod górę, choć na nich można zarobić. I oni nie zostawiają klubów w kryzysie, gdy brakuje kasy. To przykre.

Znasz jakieś nazwisko mistrzów Polski juniorów z Korony z zeszłego roku?
Nie. Korona powinna dać chłopakom szansę, postawić na nich, żeby czuli też, że są potrzebni. Słyszałem, że jacyś piłkarze Korony pojechali z powodu koronawirusa do Hiszpanii i nie wrócili. My myślimy, że wszystko co nie nasze jest lepsze i to błąd. Takie podejście to była też jedna z przyczyn, że odechciało mi się w tym wszystkim uczestniczyć. Pracowałem w GKS Bełchatów, ale przekonałem się, że obecna polska piłka klubowa to nie zajęcie dla mnie. W dużym stopniu przypomina mi politykę, nie ma sensu się rozwodzić. A Koronę to pamiętam z dawnych lat. Scyzoryki byli ciężkim rywalem dla Bełchatowa, grało tam wielu dobrych miejscowych i działo się podczas naszych meczów wiele, aż wióry leciały. Kielce to również miłe wspomnienia z reprezentacji, w tym rekordowe 10:0 z San Marino. Fajnie się grało na nowym stadionie w Kielcach.

Interesujesz się zespołem piłkarzy ręcznych Vive?
Ogólnie interesuje się sportem – Formułą 1, tenisem, siatkówką, piłką ręczną. Vive robi na mnie duże wrażenie, bo gra o najwyższe cele w Lidze Mistrzów, ogrywa regularnie niemieckie zespoły. Teraz jest ciężej, bo mają problemy, powiedziałbym, że ktoś im podcina jedną nogę. Stawiam jednak, że kolos z Kielc nie da się przewrócić i nie wypadnie z kontynentalnej elity. Bardzo się lubię z Arturem Siódmiakiem, który grał w reprezentacji Polski piłkarzy ręcznych. Spotykaliśmy się na różnych eventach, rozmawialiśmy o sporcie. Był piękny czas naszej kadry, bo pojawiło się świetne pokolenie. Odeszło i to też odbiło się na Vive, który musi bazować na cudzoziemcach, a oni nie grają tylko z sentymentu, choć zdarzają się wyjątki.

Niemcy nie lubią Polaków?
Odbijają się na negatywne stereotypy na temat Polaków. Na początku pobytu w Norymberdze w galerii chodził za nami ochroniarz i zwróciliśmy mu uwagę. Przeprosił. Potem było OK, ale oni zawsze pamiętają, że obcokrajowcy nie są nimi. Szanują tych dobrych. Z Roberta Lewandowskiego w Bayernie są na pewno zadowoleni, w innych klubach mu zazdroszczą. Przyszedł sobie Polak i ich ustawia. A Robert to jest przepiłkarz, taki się zdarza raz na sto lat. On tylko raz miał dołek, po mundialu w Rosji, ale znowu odpalił i gra jak maszyna. Jestem pełen podziwu dla Lewego.

Liczby Jacka Krzynówka
1 – raz był mistrzem Niemiec z Wolfsburgiem
2 – razy był najlepszym piłkarzem Polski według Tygodnika Piłka Nożna (2002 i 2003)
3 – razy zagrał z kadrą Polski w wielkiej imprezie (MŚ 2002 i 2006, Euro 2008)
6 – bramek w ekstraklasie
7 – meczów w Lidze Mistrzów (3 gole)
24 – trafienia w Bundeslidze
44 – mecze w ekstraklasie (6 goli)
96 – spotkań w reprezentacji Polski
178 – meczów w Bundeslidze

[promo]2383[/promo]
[promo]2385[/promo]
[promo]2387[/promo]
[promo]2389[/promo]