Zapachniało sensacją przy Łazienkowskiej. Górnik postraszył, ale Legia zrobiła swoje [RELACJA, ZDJĘCIA]
Gdy w 38. minucie Górnik wyszedł na prowadzenie, kibice Legii przecierali oczy ze zdumienia. Potem jednak gospodarze wzięli się do roboty, zdobyli trzy kolejne bramki i zainkasowali komplet punktów.
Legia przeciwko Górnikowi, czyli klasyk, którego początki sięgają połowy XX wieku. Wzajemne animozje między stolicą Polski a Śląskiem przetrwały do dzisiaj, choć obecnie warszawsko-zabrzańska batalia nie ma już takiej wielkiej wagi dla ligowej rywalizacji jak kiedyś. Legia od lat walczy bowiem o najwyższe cele, z kolei Górnika najłatwiej scharakteryzować jako ekstraklasowego średniaka. Mimo tego w trakcie meczów między zespołami naprawdę iskrzy. Najlepszy tego dowód dostaliśmy w poprzednim roku. Wtedy zabrzanie zostali rozjechani przez lokomotywę z Poznania, co znacznie skomplikowało sytuację „Wojskowych” w walce o mistrzostwo (ostatecznie tytuł zgarnął Lech). Tak wysoka porażka Górnika została potraktowana przez stołecznych kibiców jako odpuszczenie meczu. Sympatycy Legii przypominają o tym do dzisiaj, choć trudno o jakikolwiek dowód na potwierdzenie ich zarzutów. Przejdźmy jednak do tego, co działo się dzisiejszego wieczoru.
Wydaje się, że u Stanisława Czerczesowa obrońcy będą grali do pierwszego (poważnego) błędu. Michał Pazdan – który w środę zagrał prawdopodobnie najgorszy mecz w karierze – dziś powędrował na ławkę rezerwowych, a jego miejsce zajął Jakub Rzeźniczak. Zabrakło również Guilherme. Zamiast niego Czerczesow wysłał na boisko Aleksandara Prijovicia. Na większą liczbę zmian zdecydował się tymczasowy trener Górnika, Jan Żurek. W porównaniu do ostatniej jedenastki Leszka Ojrzyńskiego dokonał czterech roszad. W pierwszym składzie zabrzan zabrakło miejsc dla Kena Kallaste, Ołeksandra Szeweluchina, Pawła Golańskiego (kontuzja) oraz Szymona Matuszka. Od początku zagrali natomiast Adam Danch, Mariusz Magiera, Mariusz Przybylski oraz Łukasz Madej.
Samo spotkanie nie zachwyciło, choć momentami było gorąco, co pozytywnie wpływało na zmarzniętych kibiców. Większość pierwszej połowy wyglądała schematycznie: Legia pozornie kontrolowała to, co dzieje się na boisku, Górnik udawał, że kontratakuje i w ogólnym rozrachunku najlepsze wrażenia sprawiała oprawa kibiców gości. Ciekawie wyglądały również spięcia między Łukaszem Madejem a Jakubem Rzeźniczakiem. Ostatecznie jednak do roboty postanowili się wziąć piłkarze z Zabrza. Jose Kante nie pozwolił odebrać sobie piłki i zagrał przed bramkę do Sebastiana Stebleckiego, który zupełnie niepilnowany dopełnił formalności. W tym momencie zabrzanie popełnili jednak spory błąd – po zdobyciu gola cofnęli się zbyt głęboko, pozwalając gospodarzom na swobodne rozgrywanie piłki.
To zemściło się jeszcze w pierwszej połowie. Tuż przed gwizdkiem na przerwę Ondrej Duda ostro dośrodkował, a piłkę do siatki gości z bliskiej odległości wpakował Adam Hlousek, dla którego było to drugie trafienie w barwach Legii. Chwilę wcześniej poprzeczkę obił Artur Jędrzejczyk. Optyczna przewaga gospodarzy zwiększyła się po przerwie. Najpierw piłkę do siatki mógł wpakować Tomasz Jodłowiec, ale jego uderzenie zdołał zablokować Danch. Parę minut później nikt już jednak nie zdołał uratować Górnika. Z lewej strony dośrodkował Kucharczyk, a Jędrzejczyk głową pokonał Radosława Janukiewicza. Po chwili bramkarz gospodarzy znów był w opałach, ale z pomocą obrońców zatrzymał uderzenia duetu Prijović-Nikolić. Zdało się to jednak na nic, ponieważ po chwili Legia prowadziła już 3:1. Nikolić zagrał prostopadle do Prijovicia, a ten – mimo asysty Dancha – pokonał wyraźnie zirytowanego Janukiewicza.