Nowe Zagłębie gra po staremu. Pogoń wygrała w Lubinie na inaugurację sezonu
Na inaugurację sezonu Ekstraklasy od razu doczekaliśmy się niespodzianki. Po raz kolejny stawiane za faworyta Zagłębie Lubin fatalnie rozpoczyna sezon, a do Szczecina wracają szczęśliwi "Portowcy". Pogoń w pełni zasłużenie wygrała bowiem na Dolnym Śląsku 2:0.
W pierwszym meczu nowego sezonu T-Mobile ekstraklasy kibice liczyli na grad bramek ze strony Zagłębia i Pogoni, jak miało to miejsce w poprzednim sezonie (w meczach obu zespołów w sumie padło ich 7). Po pierwszych minutach i żwawej grze zdawało się, że i w tym spotkaniu zobaczymy wiele goli.
Od początku meczu lepiej prezentował się zespół gości. Szczecinianie bez kompleksów podeszli do tego spotkania, nie dając się budowanemu za duże pieniądze Zagłębiu. Widać było, że lubinianom zależy na zepchnięciu przeciwnika do defensywy, jednak większość ich akcji kończyła się złymi zagraniami w kierunku Michala Papadopoulosa.
W 4. minucie po nieudanym dośrodkowaniu Roberta Jeża z rzutu wolnego "Portowcy" śmiało przenieśli się z piłką pod bramkę rywala, jednak dobrze zapowiadająca się akcja skończyła się złym dograniem Murayamy. Już dwie minuty później Pogoń dopięła swego. Znakomitym dośrodkowaniem z rzutu wolnego popisał się Takafumi Akahoshi, co wykorzystał Maciej Dąbrowski, kierując piłkę głową do siatki gospodarzy. Bez wątpienia negatywny udział przy tej akcji miał Adam Banaś, który nie zdołał upilnować wyskakującego do strzału Dąbrowskiego.
Kolejne minuty upływały pod znakiem nieudolnych prób ofensywnych Zagłębia. Gospodarze mieli zdecydowaną przewagę w posiadaniu piłki, jednak nic z tego nie wynikało. Gra toczyła się głównie w środku pola.
Pogoń atakowała rzadko, ale skutecznie. W 29. minucie znów dośrodkowywał Murayama. Piłkę sparował bramkarz Zagłębia, jednak z dobitki bez problemów do siatki skierował ją nieupilnowany Takafumi Akahoshi. Było już 2:0 dla gości i kibice gospodarzy wyraźnie osłabli z dopingiem, jakby tracąc wiarę w końcowy sukces, a na trybunach zaczęły dominować gwizdy.
W 33. minucie Pogoń przeprowadziła kolejną groźną akcję, jednak tym razem gospodarzy uratował ich bramkarz. Z upływającym czasem kibice coraz śmielej wyrażali swoje niezadowolenie z gry piłkarzy, a kolejne minuty mijały pod znakiem bezsilności Zagłębia. Ich akcje rzadko docierały do pola karnego rywali, a w najlepszym wypadku kończyły się nieudolnym strzałem. Pięć minut przed końcem pierwszej połowy takim właśnie popisał się Łukasz Piątek, uderzając z dystansu.
Od początku drugiej połowy gospodarze śmielej ruszyli do ataku. Po minucie gry Zagłębie miało już na koncie dwa groźne dośrodkowania. Dużo świeżości do gry Miedziowych wprowadził Arkadiusz Woźniak, który na murawie pojawił się po przerwie. Z każdą minutą jednak ataki Zagłębia były coraz rzadsze, a coraz śmielej grała Pogoń. W zespole gości efektownie prezentował się młody Jakub Bąk, który w 54. minucie oddał bardzo groźny strzał z dystansu.
Z upływem czasu gospodarze prezentowali się coraz gorzej. Niby atakowali, jednak robili to bardzo niemrawo, bez wiary w powodzenie akcji. Zadania nie ułatwiała im bardzo dobra postawa obrońców Pogoni. W 73. minucie składną akcję gości mocnym strzałem zakończył Jakub Bąk, jednak piłka wylądowała w rękach interweniującego Michała Gliwy.
W końcówce Zagłębie zamiast żwawo atakować próbowało nieudolnie przeprowadzać akcje pozycyjne. Trudno więc dziwić się ich kibicom, którzy zaczęli opuszczać stadion już kilka minut przed zakończeniem meczu. Miedziowi zagrali tak słabo, że w doliczonym czasie gry goście mogli swobodnie wymieniać podania w środku pola.