Zagłębie Lubin - Jagiellonia Białystok 1:0. Taras Romanczuk: Nie wiem, co się z nami stało w pierwszej połowie
Nie takiego wyniku, a przede wszystkim postawy zawodników, szczególnie w pierwszej połowie przegranego 0:1 meczu z Zagłębiem Lubin, spodziewali się kibice żółto-czerwonych. Jagiellończycy po świetnym starcie rundy wiosennej, od kilku kolejek nie grają już tego, co na początku. Porażka z Miedziowymi była już drugą w trzech ostatnich meczach, a mogło być gorzej, bo pamiętamy o szczęśliwym finiszu w spotkaniu z Arką Gdynia, kiedy udało się odwrócić rezultat w doliczonym czasie gry.
fot. Piotr Krzyżanowski
Podopieczni Ireneusza Mamrota nadal jednak są liderem, choć ich przewaga nad drugim miejscem, zajmowanym obecnie przez Lecha Poznań, stopniała do dwóch oczek. Kolejorz jednak nabiera rozpędu, w przeciwieństwie do Jagiellonii. Białostoczanie w Lubinie nie przypominali zespołu, który jeszcze niedawno biegał dużo więcej i szybciej od rywali, co szczególnie przed przerwą było widoczne gołym okiem.
– O pierwszej połowie nie ma za bardzo co mówić, bo po prostu nie ma o czym. Nie wiem, co się z nami stało w tej części gry. Byliśmy wolniejsi od rywali o dwa tempa, a Zagłębie kombinowało na boisku, jak chciało, i stwarzało sobie kolejne sytuacje bramkowe. Można powiedzieć, że prawie całą połówkę przed przerwą przespaliśmy – przyznaje Taras Romanczuk, pomocnik żółto-czerwonych.
Trudno powiedzieć, czym taka bierność była spowodowana. Fakt, daleka podróż na Dolny Śląsk na pewno nie pomogła, podobnie jak nieobecność na treningach wielu podstawowych zawodników, przebywających w ostatnich dniach na zgrupowaniach reprezentacji. Ci natomiast, którzy zostali na miejscu popracowali w tym czasie trochę mocniej nad motoryką, bo to była ostatnia taka dłuższa przerwa w tym sezonie, przed zakończeniem rozgrywek, stąd być może wzięło się lekkie zmęczenie. No i w końcu świadomość, że dwa dni wcześniej potknęła się Legia Warszawa, też mogła spowodować samouspokojenie.
– Może to siedziało nam trochę w głowach i nie można tego tak do końca wykluczyć. To jednak żadne wytłumaczenie i nie możemy sobie pozwalać na tak różne dwie połowy. W pierwszej gramy fatalnie, a w drugiej pokazujemy, że jednak umiemy grać w piłkę – dodaje Romanczuk.
To właśnie jest zagadką, że drużyna po przerwie zaprezentowała się zgoła inaczej. Piłkarzom nagle zaczęło się chcieć. Zaczęli w jednej chwili biegać szybciej, więcej się ruszać na boisku, no i co za tym idzie, pojawiły się sytuacje strzeleckie. Niestety, nie udało się wykorzystać żadnej z nich.
– W drugiej połowie podeszliśmy wyżej do przeciwnika i kreowaliśmy sobie okazje. Ale byliśmy nieskuteczni, do tego bardzo dobrze bronił bramkarz Zagłębia. Nic już teraz nie zmienimy i trzeba patrzeć tylko do przodu – podkreśla Romanczuk.
Straconych punktów na pewno szkoda i oby ich na koniec sezonu nie zabrakło, bo Zagłębie było zespołem jak najbardziej do pokonania. Owszem, lubinianie byli w tym meczu bardzo zdeterminowani, bowiem walczyli o być, albo nie być w ósemce. Ale wydaje się, że bijący się być może o historyczny dla klubu sukces żółto-czerwoni powinni tak samo wyjść na boisko z pianą na ustach i niech wygra lepszy. Tego niestety, przed przerwą brakowało, a refleksja przyszła zbyt późno i Jaga na końcu została bez punktów.
– Musimy jak najszybciej zebrać się w sobie, bo to nie koniec świata. Jesteśmy wciąż liderem i w następnym meczu musimy pokazać, że to był tylko wypadek przy pracy. Trzeba szybko podnieść głowy, być pozytywnie nastawionym i w meczu z Wisłą Płock przez 90 minut grać tak, jak z Zagłębiem w drugiej połowie. Wtedy powinno być dobrze – zapowiada na łamach oficjalnej strony klubu Jakub Wójcicki, obrońca Jagi.
Spotkanie z Nafciarzami, kończące fazę zasadniczą, odbędzie się w sobotę o godz. 18 na stadionie przy ul. Słonecznej w Białymstoku.
[xlink]56c91d2d-1ca9-4753-73bb-87b399c6325d,9c56282e-4267-ad52-ac91-cf970f9f248e[/xlink]