menu

„Z woleja”: Smerf Maruda przed Katarem, a Europa czci Kazimierza Górskiego [FELIETON]

20 listopada 2022, 22:39 | Ryszard Czarnecki

Zmarzłem na kość, nakląłem się, jak to kibic, ze złością liczyłem ICH strzały w światło bramki (4 w pierwszej połowie) porównując to z naszymi(1!), a na koniec i tak wygraliśmy 1-0. Mówię o ostatnim meczu Biało-Czerwonych przed Katarem, tym z Chile. Reprezentacja najbardziej zeuropeizowanego kraju Ameryki Łacińskiej (byłem, widziałem)narzuciła nam styl gry, a Meksyk jest ponoć od niej wyraźnie lepszy. Meksyk skądinąd zagrał przed mundialem dziewięć sparringów, my tylko jeden. Już jutro okaże się czyj sposób przygotowania był lepszy...

Zziębnięta ławka rezerwowych piłkarskiej reprezentacji Polski podczas meczu z Chilu
Zziębnięta ławka rezerwowych piłkarskiej reprezentacji Polski podczas meczu z Chilu
fot. Szymon Starnawski

Zagraliśmy z Chile w temperaturze niewiele ponad 4 stopnie Celsjusza(dokladnie-4).W Katarze będzie przeszło 30 stopni więcej. Czy nasi piłkarze przeżyją szok termiczny? Czy zdążą się zaaklimatyzować? Wylecieli przecież z kraju w czwartek, a grają już po pięciu dniach. Takich pytań jest wiele. Dwa z trzech meczów gramy na stadionie, który jest bez klimatyzacji. Czy nasi zdzierżą ten upał? Czy zawodnicy z krajów o znacznie cieplejszym klimacie, jak Arabia Saudyjska(identyczna strefa klimatyczna co Katar), Argentyna i Meksyk nie będą z definicji, już na starcie na uprzywilejowanej pozycji? Pytam bo się przejmuję. A swoją drogą my, Polacy jesteśmy podobno jednym z dwóch najbardziej narzekających narodów w Europie; obok Francuzów. Może więc zrzędzę jak to Polak zrzędzi niezależnie od okoliczności przyrody? Oby.

Skoro już jestem przy okolicznościach przyrody to zmrożone boisko stadionu Legii było w takim stanie (zero pretensji, jest przerwa w rozgrywkach do lutego), że należy Panu Bogu dziękować, że nikt z naszych nie odniósł żadnej kontuzji. W tym samym czasie, kiedy my sparowaliśmy z Chilijczykami przy plus 4, Niemcy grały z Omanem przy plus 34. W tym upale ruszali się jak muchy w smole i ledwo wymęczyli skromniutkie zwycięstwo. Następnego dnia wszyscy piłkarze przeszli badania, jak ich organizmy zareagowały na warunki klimatyczne, w których grali zapewne pierwszy raz w życiu. Nauka w służbie futbolu? Jasne. Przykład do naśladowania. OK basta, dosyć ze smędzeniem. Nie, nie jestem Smerfem Marudą. Po prostu zależy mi na polskim futbolu i polskich wiktoriach.

W Parlamencie Europejskim w Brukseli wraz z min. Elżbietą Rafalską zorganizowaliśmy wystawę poświęconą pamięci Kazimierza Górskiego. Zaaranżowałem blisko 20 wystaw w PE, ale właśnie ta cieszyła się największą frekwencją. "Trener Tysiąclecia" mawiał ,że "piłka jest okrągła, a bramki są dwie", ale on sam był jeden, jedyny, wyjątkowy. Lwowiak, urodzony w dzielnicy Bogdanówka w robotniczej dzielnicy jako najstarszy z siedmiorga rodzeństwa. Gdy za niemieckiej okupacji Lwowa nie mógł grać w piłkę, pracował jako mechanik w spółdzielni pracy i w warsztatach kolejowych, potem tych samych, co jego ojciec. Niewysoki, ale zwinny i świetny drybler, stąd boiskowa ksywa "Sarenka". Podczas międzynarodowego meczu po jednej z jego akcji austriacki trener krzyczał "Er is zweite Wilimowski". Porównanie do najlepszego strzelca Biało-Czerwonych musiało być dla przyszłego piłkarza Legii nobilitacją. Najlepsze lata kariery zabrały mu trzy okupacje Lwowa: sowiecka, niemiecka i znów sowiecka. Jako żołnierz zakończył szlak bojowy na Warszawie, o której mógł potem zaśpiewać, jak Czesław Niemen - teraz jest to hymn kibiców z Łazienkowskiej 3 - "moje miasto ,a w nim...".

Pan Kazimierz był futbolistą solidnym, ale najlepsze lata stracił na wojnie: cztery lata nie grał w ogóle, kolejne dwa symbolicznie. Do tego rok po wojnie w meczu Legii z reprezentacją... Milicji Obywatelskiej(!) odniósł ciężką kontuzję, która wyłączyła go z gry na rok. Dlatego tylko raz zagrał dla Biało-Czerwonych i mile tego nie wspominał: w Kopenhadze ulegliśmy Danii 0-8 (1948 rok, grał niewiele ponad pół godziny). Za to trenerem był największym w polskiej historii: złoto IO w Monachium 1972 ("Mazurek Dąbrowskiego „na niemieckiej ziemi- piękna sprawa!), srebro IO w Montrealu 1976, wreszcie -III miejsce na Mundialu w NRF w 1974 . Po igrzyskach w Kanadzie pana Kazimierza wywalili z posady trenera reprezentacji Polski - uznano, że srebrny medal to katastrofa... Dziś życzę polskim piłkarzom jak najwięcej takich "katastrof". Trenera Czesława Michniewicza będziemy wtedy nosić w lektyce...
[polecany] 24064103 [/polecany]