Wymiana ciosów przy Bukowej. Sandecja obnażyła słabość defensywy GieKSy (RELACJA, ZDJĘCIA)
Po 5 latach niemocy, Sandecja zwyciężyła w Katowicach z GieKSą. Gospodarze popełniali katastrofalne błędy w defensywie i zasłużenie zakończyli to spotkanie bez choćby jednego punktu.
Trener GKS-u Piotr Piekarczyk, wobec czerwonej dla Adriana Jurkowskiego w spotkaniu z GKS-em Bełchatów, na pozycji stopera wystawił od początku Povilasa Leimonasa. To właśnie Litwin już w 2. minucie po płaskim dośrodkowaniu z lewej strony boiska Kamila Słabego skierował piłkę do własnej siatki, wprawiając w osłupienie widzów, którzy zasiedli na trybunach przy ulicy Bukowej.
Gospodarze sprawiali wrażenie zszokowanych takim obrotem spraw. Przez pierwsze dziesięć minut mieli problem z przedostaniem się na połowę Sandecji. Pierwszą dogodną okazję do wyrównania GKS stworzył dopiero w 17. minucie. Na indywidualną akcję zdecydował się Rafał Pietrzak, który zagrał do lepiej ustawionego Daniela Ciechańskiego. Strzał młodego napastnika wybronił jednak Marek Kozioł. Ciechański, który w wyjściowym składzie zastąpił pauzującego za czerwoną kartkę Grzegorza Goncerza, kolejną okazję miał pięć minut później. Jego strzał głową poszybował jednak kilka metrów obok słupka bramki gości.
Gospodarze z upływem czasu uzyskiwali coraz większą przewagę. Potrafili długo utrzymać się przy piłce, ale do pełni szczęścia zabrakło ostatniego spotkania. Kibice GieKSy w 37. minucie mieli jednak powody do radości. Po dośrodkowaniu z prawej strony pięknym strzałem głową popisał się Adrian Frańczak, który uderzając na dalszy słupek nie dał najmniejszych szans bramkarzowi Sandecji.
Druga połowa mogła się rozpocząć podobnie jak pierwsza, czyli od… samobójczego gola w wykonaniu GieKSy. Czerwiński nie zrozumiał się z Rafałem Dobrolińskim, ale tym razem skończyło się na strachu. Po chwili dogodną okazję do zdobycia bramki miał Maciej Bębenek. Strzał byłego gracza Sandecji powędrował jednak wysoko nad bramką gości. Minutę później fantastycznym strzałem zza pola karnego popisał się Mateusz Bartków. Strzał zawodnika gości trafił jednak w poprzeczkę bramki gospodarzy.
Gracze Piotra Piekarczyka, pomimo optycznej przewagi w drugiej części spotkania zostali skarceni po raz drugi. W 62. minucie na prowadzenie gości ponownie na prowadzenie wyprowadził Arkadiusz Aleksander, który płaskim strzałem umieścił piłkę tuż przy słupku bramki Dobrolińskiego. Podopieczni Roberta Kasperczyka mogli po chwili strzelić trzecią bramkę. Tym razem strzał Aleksandra w ostatniej chwili zablokowali defensorzy GKS-u.
Nie wykorzystane sytuację lubią się mścić o czym gracze w z Nowego Sącza przekonali się w 72. minucie spotkania. Lewą stroną pomknął Frańczak, a jego dośrodkowanie w stylu Ricardo Quaresmy na bramkę zamienił wprowadzony w miejsce Ciechańskiego Paweł Szołtys. Gospodarze poszli za ciosem, ale strzał kolejnego rezerwowego, Krzysztofa Wołkowicza instynktownie wybronił Kozioł. Gdy wydawało się, że kolejna bramka dla GieKSy jest kwestią czasu, goście nieoczekiwanie po raz kolejny objęli prowadzenie. Trzecią bramkę po fatalnym błędzie Dobrolińskiego zdobył Bartosz Sobotka.
Katowiczanie mając kwadrans na wyrównanie ruszyli do ataku. Robili to jednak dość nieporadnie wprawiając w coraz większą frustrację widzów na trybunach. Po chwili złość fanów była jeszcze większa. W 82. minucie nie popisał się arbiter spotkania Tomasz Wajda, który podyktował kontrowersyjny rzut karny, który na bramkę zamienił rezerwowy Jozef Ctvrtnicek. Do końca spotkania wynik nie uległ już zmianie. Goście wywożą z gorącego terenu 3 punkty, z kolei pozycja Piotra Piekarczyka po raz kolejny wydaje się zagrożona.