Wymęczone zwycięstwo Arki w Olsztynie
Stomil przegrał u siebie z Arką Gdynia 0:2. I właśnie stwierdzenie, że to gospodarze przegrali ten mecz, aniżeli Arka wygrała, jest najbardziej trafne. Oba gole padły po błędach obrony olsztynian.
fot. Michał Gąciarz
O pierwszej połowie trzeba jak najszybciej zapomnieć. Godna odnotowania jest jedna składna akcja Stomilu. W 8. minucie gry rajdem lewą flanką popisał się Stefanowicz. Dośrodkowanie pomocnika Stomilu trafiło do Kalonasa. Uderzenie Litwina efektowną paradą obronił Maciej Szlaga. Próbował dobijać jeszcze Łukasz Suchocki, lecz jego strzał zablokowali obrońcy.
Arka odpowiedziała strzałem Kuklisa w 22. minucie, który jednak nie sprawił najmniejszych kłopotów bramkarzowi Stomilu Tomaszowi Ptakowi. I na tym emocje w pierwszej połowie się zakończyły. Zawodnicy obu drużyn czekali już tylko na gwizdek sędziego kończący pierwszą połowę. Bo jak inaczej zinterpretować fakt, że bramkarz gości maksymalnie opóźnia wznowienie gry, a stoperzy Stomilu wymieniają między sobą kilka podań i nie mają pomysłu co zrobić z piłką, mimo, że nie są przez nikogo atakowani?
Druga połowa zaczęła się ciekawiej, zarówno Stomil jak i Arka próbowały atakować. Jednak, ku niezadowoleniu kibiców, emocji brakowało aż do 60, minuty. Wtedy to, Marcus da Silva ruszył prawą stroną boiska i oddał strzał, który został podbity w górę przez jednego z obrońców Stomilu. Piłka leciała idealną wręcz parabolą i wpadła do siatki ponad wszystkimi zawodnikami.
Piłkarze Arki jeszcze nie zdążyli się nacieszyć zdobytą bramką, a już Stomil miał szansę na wyrównanie. W polu karnym obrońcom gości uciekł Łukasz Suchocki i został nieprzepisowo zatrzymany. Do piłki ustawionej na 11. metrze podszedł Łukasz Jegliński i trafił w poprzeczkę.
W 70. minucie trener Petr Nemec wpuścił na boisko Mateusza Szwocha. Wejście zawodnika Arki okazało się bardzo trafioną zmianą i już 5 minut po swoim wejściu zdobył bramkę. Jego akcji prawym skrzydłem nie zastopował skutecznie żaden z zawodników Stomilu i strzałem z około 16 metrów Szwoch zdobył drugą bramkę dla Arki.
Stomil jeszcze próbował atakować, nawet kilka razy zawodnicy gospodarzy wywalczyli rzut wolny w okolicy pola karnego Arki, jednak żaden z nich nie stanowił zagrożenia dla Macieja Szlagi.
Przez większość meczu gra zawodników przypominała raczej mecz ligi podwórkowej ,niż spotkanie zaplecza Ekstraklasy. Co najmniej dziwnie to wygląda, gdy zawodowi piłkarze nie potrafią wymienić ze sobą kilku celnych podań. Dotyczy to zarówno Stomilu jak i Arki. Oby jak najmniej takich meczów...