Wójtowicz: Taki już ze mnie ekstrawertyk
- Jako trener Sandecji starałem się wpoić drużynie ofensywny styl gry. Nasz futbol mógł się podobać, zespół chwalony był w całej Polsce za polot, przeprowadzane z rozmachem akcje. Widzom na trybunach podobało się także i to, że żyłem przy ławce rezerwowych, zachowywałem się spontanicznie, grałem z chłopakami. Widząc te moje podskoki i gestykulację, również kibicom podnosiła się adrenalina - wspomina były trener Sandecji, obecnie Puszczy Niepołomice Dariusz Wójtowicz.
fot. Michał Ostałowski
Wie Pan o tym, że do dzisiaj, gdy Sandecja nie gra najlepiej, kibice skandują na stadionie Pańskie nazwisko? Czym zasłużył sobie Pan na ich sympatię?
Jako trener Sandecji starałem się wpoić drużynie ofensywny styl gry. Nasz futbol mógł się podobać, zespół chwalony był w całej Polsce za polot, przeprowadzane z rozmachem akcje. Widzom na trybunach podobało się także i to, że żyłem przy ławce rezerwowych, zachowywałem się spontanicznie, grałem z chłopakami. Widząc te moje podskoki i gestykulację, również kibicom podnosiła się adrenalina.
Nie było to wszystko obliczone na tani poklask?
Nie, absolutnie. Taki już ze mnie ekstrawertyk. Przy okazji przekazywałem na bieżąco uwagi piłkarzom, korygowałem ich zachowania.
W Sandecji ten radosny futbol przynosił świetny efekt - w pierwszym roku pobytu w I lidze była bliska awansu do ekstraklasy. Natomiast Puszcza, która poczyna sobie w podobnym stylu, na razie płaci za ten trochę beztroski sposób gry.
Nie zapominajmy, że to właśnie dzięki tej piłce "na tak" awansowaliśmy do I ligi. Ale rzeczywiście, na zapleczu ekstraklasy już tak dobrze nie jest. Na razie obliczony na ofensywę sposób gry obraca się przeciwko nam. Zachwiane są pewne proporcje. Chłopcy nie potrafią czasem zachować równowagi między atakiem i defensywą. Bywają spotkania, w których posiadamy przewagę, a jednak schodzimy z boiska pokonani. Za często przytrafiają się nam błędy w obronie, nie potrafimy wykorzystać wypracowanych sytuacji strzeleckich. Wierzę jednak, że jesienią wzbogacimy swój dorobek punktowy i na wiosnę podejmiemy walkę o utrzymanie się w lidze..
Na razie jednak wasze akcje nie stoją za wysoko. W tabeli zajmujecie przecież przedostatnią lokatę...
Twardo stąpam po ziemi i zdaję sobie sprawę, że nasza sytuacja jest obecnie arcytrudna. Ale proszę spojrzeć na tabelę. Jej dół jest bardzo spłaszczony. Drużyny dzieli różnica raptem kilku punktów. W tej sytuacji każdy kolejny mecz ma dla nas ogromne znaczenie. Znam wartość swej drużyny, wiem, na co stać chłopaków i mimo wszystko z optymizmem spoglądam w przyszłość. Gdyby tak nie było, nie podpisywałbym z Puszczą pięcioletniego kontraktu. Uważam, że możemy wygrać z każdym rywalem i że utrzymamy się w gronie pierwszoligowców.
Nieco wyżej stoją akcje Sandecji, z którą przyjdzie się wam zmierzyć już w sobotę.
Śmiało mogę stwierdzić, że to będzie potyczka o sześć punktów. Jeśli wygramy, zrównamy się z sądeczanami punktami. Przy zwycięstwie Sandecji, ona odskoczy od nas na odległość sześciu "oczek".
Ma Pan już w głowie sposób na swych dawnych podopiecznych?
Mówiąc szczerze, niespecjalnie zawracam sobie głowę szczegółami związanymi z charakterem gry przeciwników. Koncentrujemy się na sobie. O obecnej Sandecji wiem tylko tyle, że kiepsko wystartowała, że zmienił się trener i w jej grze nastąpił wyraźny progres.
No i że wciąż występują w niej Marcin Makuch i Maciej Bębenek, zatem zawodnicy z pańskiej byłej drużyny...
Doszedł jeszcze Marek Kozioł, który na razie ustępuje miejsca w bramce Marcinowi Cabajowi. Z kolei zawodnikami Puszczy są Petar Borovicanin, Sebastian Janik i Longinus Uwakwe, kiedyś broniący biało-czarnych barw Sandecji. Każdy z nich zechce z pewnością zaprezentować się z jak najkorzystniejszej strony.
Tak szczerze: dla Pan sobotnia konfrontacja też ma wyjątkowe znaczenie?
Traktuję ją głównie jako okazję do podreperowania dorobku punktowego. Zdając sobie przy tym sprawę, jak trudne zadanie staje przed nami. Ale nie kryję, że będzie mi bardzo miło powrócić na stadion, z którym mam tak wiele miłych skojarzeń.