menu

Wojciech Kowalczyk: "Kapela, która grała pod batutą Roberta Lewandowskiego, niekoniecznie pod batutą Paulo Sousy"

21 czerwca 2021, 05:07 | Adam Godlewski

Były reprezentant Polski (srebrny medalista olimpijski z Barcelony), dziś ekspert Kanału Sportowego i Weszło, Wojciech Kowalczyk ocenia mecz Polski z Hiszpanią. I po cudzie w Sewilli czeka na drugi - wygraną ze Szwecją.


fot. Sylvia DąBrowa

Widziałeś polską drużynę z prawdziwego zdarzenia w meczu z Hiszpanią?
Widziałem drużynę, która stała na straconej pozycji i chciała się zrehabilitować za to, co popełniła w meczu ze Słowacją. Była to kapela, która grała pod batutą Roberta Lewandowskiego, niekoniecznie pod batutą Paulo Sousy. Chociaż pewnie Portugalczyk jakiś udział w tym remisie miał.

Uważasz zatem, że kluczowe było wspólne wyjście piłkarzy na kolację, bez trenera i innych członków sztabu?
Jestem pewny, że właśnie tak było. Lewandowski wreszcie pokazał na boisku, kto tam rządzi. To był najlepszy występ Roberta w poważnym turnieju. Odkryciem meczu i postacią numer dwa został Karol Świderski, który do przerwy był nawet najgroźniejszy w naszym zespole. Widać było, że „Lewemu” bardzo zależało, zapewne ktoś z jego otoczenia ogarnął, że na przykład Włosi podśmiewają się z niego, wystawiając do jedenastki rozczarowań pierwszej rundy. Nasz kapitan zareagował na tę krytykę pozytywnie. Kto jednak miał zareagować w ten sposób, jeśli nie Lewandowski...

Robert popełnił błąd w sytuacji, gdy dobijał piłkę po słupku Świderskiego?
Gdyby miał taki luz, jak zwykle w Bayernie czy meczach eliminacyjnych pod kierunkiem Adama Nawałki, spokojnie trafiłby do siatki. Powinien zagrać pasówkę po długim rogu i hiszpański bramkarz nie miałby żadnych szans. Najwyraźniej chciał go jednak „zabić” i uderzył na siłę. Nie wiem, czy Lewandowskiego sprowokowały hiszpańskie media, szeroko opisujące, że tamtejsi stoperzy przykryją go kapeluszami, czy może sfrustrowała sytuacja na boisku, ale na pewno zawalił w tej sytuacji. Nie musiał celować koło ucha Unaia Simona, choć pewnie kilkadziesiąt takich strzałów wpadło mu w karierze. Teraz mógł pokazać pełnię klasy, uderzając delikatnie, technicznie. Pokazał ją dopiero nieco później, zupełnie niszcząc obrońcę, gdy zdobywał gola. Remis z Hiszpanią i nadzieja na lepsze jutro reprezentacji Polski to zasługa Roberta. Podkreślam to dobitnie, gdyż ostatnio regularnie zbierał największą krytykę. Za to, że nie strzela i wymachuje rękami. Kiedy więc w końcu zagrał kapitalnie - trzeba mu to po prostu oddać.

W twoje ocenie Hiszpanie ułatwili nam zadanie?
Oczywiście. Sądzę, że nas po prostu zlekceważyli; potraktowali tak jak my Słowaków. Luis Enrique ma absurdalny pomysł na grę. W zespole jest plejada gwiazd, z których w najgorszych klubach grają Unai Simon z Bilbao i Dani Olmo z RB Lipsk, mówię to oczywiście z pewnym przekąsem, a grają jakby pierwszy raz spotkali się tuż przed Euro. Zbitki ostatnich akcji Alvaro Moraty wyglądają jak żywcem wyjęte z naszej ekstraklasy. Jordi Alba to nie jest osobowość na kapitana takiego zespołu. Jeśli naprzeciw są Słowacy, Polacy i Szwedzi, to Thiago Alcantara, który ma wyobraźnię i potrafi kreować, powinien się na tle takich przeciwników zabawiać. Jego kosztem występuje jednak przerywacz Koke. To nie do pomyślenia… To nie jest taka Hiszpania, z którą mierzył się Franciszek Smuda i przegrał 0:6 w 2010 roku. Wtedy przed mundialem zaprosili nas tak, jak my zwykle zapraszaliśmy Litwinów. Żeby sobie postrzelać i poprawić humory. Teraz - sądzili, że mecz sam się wygra. A potem nie mogli się napędzić, wrzucić piątego biegu, o szóstym nie wspominając. Mieli posiadanie piłki na poziomie 70 procent, ale było to toporne posiadanie.

My pokazaliśmy charakter i cojones. Dostrzegłeś inne pozytywy?
OK, ale dlaczego charakteru nie było widać w pierwszym spotkaniu? To teraz piłkarze będą wybierali sobie mecze, w których zademonstrują cojones? To jest reprezentacja Polski, a nie TKKF. Zaangażowanie powinno być zawsze, od tego trzeba zacząć powtarzalność, której najbardziej brakuje w tej reprezentacji. Słowacja to rywal z takiej półki, że zwycięstwo było naszym obowiązkiem. Spokojnie wrzucić 2:0 i zapomnieć. Tyle że aby wygrać, trzeba było podejść do przeciwnika poważnie. A nawet jeśli potem zabrakłoby sił na rywalizację z Hiszpanią, to i tak w dorobku mielibyśmy trzy punkty, a nie jeden.

Nasza gra obronna była do zaakceptowania?
Obrońcy słusznie dostali wysokie noty. Mieli sporo roboty, a skoro nie przegraliśmy, to najlepszy dowód, że wykonali ją dobrze. W naszej defensywie było jednak dużo chaosu. Za dużo. Zwłaszcza w końcówce spotkania. Oczywiście, przy utracie gola w zasadzie wszyscy zachowali się jak amatorzy. Tymoteusz Puchacz odpuścił, potem Kamil Glik z Janem Bednarkiem tylko przyglądali się rozwojowi akcji, a Bartek Bereszyński złamał linię spalonego. Bednarek pod koniec oddychał już rękawami, nie miał kompletnie sił. A Bereszyński z Wojtkiem Szczęsnym prawie strzelili swojaka… Prawda jest taka, że to nie Hiszpanie mieli szczęście, tylko my. Rywale nie wykorzystali przecież rzutu karnego, w kilku innych sytuacjach także powinni się lepiej zachować. Byli jednak nieskuteczni. Dlatego nasza defensywa wyszła z tej konfrontacji obronną ręką.

Piotr Zieliński także otrzymał wysokie noty. Zasłużenie?
Jeśli tak, to zapytam: za co?! Ma kreować akcje, budować grę naszego zespołu. Ma być liderem drugiej linii. Czy był nim w meczu z Hiszpanią? Ja tego nie dostrzegłem. Nie rozumiem pochwał za to, że odebrał trzy piłki rywalowi. Taka jest jego robota, taki jest jego zawód, łaski nikomu nie zrobił. Za odbiory to może dostać notę jeden. W Napoli wysokie oceny ma wystawiane za grę do przodu, a w reprezentacji Lewandowski potrzebuje podań tak samo jak napastnicy we włoskim klubie. Do pomocy w meczu z Hiszpanią Robert miał jednak tylko Świderskiego. Od Zielińskiego nie dostał podania. A przypomnę tylko, że na te błyskotliwe asysty Piotra czekamy już od kadencji Nawałki. Skoro mamy wychodzić z szybkimi kontrami, to nie wolno prowadzić piłki przez 5 sekund. Tak to się nie uda, z tego robią się wyłącznie straty! We Włoszech Zieliński gra szybko, nie holuje piłki. Dlatego nie będę chwalił tak wyszkolonego piłkarza za grę defensywną. Zresztą w sobotę wszyscy zapieprzali w defensywie aż miło było popatrzeć. Zatem za to wszystkich trzeba byłoby pochwalić po równo. Od niego oczekują czegoś więcej. Przecież gdyby Zieliński dostosował się poziomem do Lewandowskiego, który zagrał kapitalne spotkanie, to być może wygralibyśmy.

Jesteś optymistą przed meczem ze Szwedami?
W Sewilli musiał się wydarzyć cud, żebyśmy urwali punkt Hiszpanom. I się wydarzył! Aby zwyciężyć ze Szwedami, musiałby się wydarzyć drugi. Przecież do tej pory Paulo Sousa nie wygrał z żadną zawodową drużyną, bo Andory nikt przecież nie traktuje poważnie. Obejrzałem uważnie Szwedów w meczu ze Słowacją. Nie wyglądali dobrze do przerwy, w tym sensie, że nie biegali rewelacyjnie. Dopiero po zmianie stron coś zaczęło im się kleić, coś się odblokowało w fizyce. Pomęczyli się, ale wygrali. I zaczęli długi odpoczynek przed meczem z Polską. Skończyli mecz w piątek o godzinie 17 i zostali w Petersburgu. Zrobili odnowę, potem mogli nawet pójść na balety. O 21 w sobotę byli po delikatnym rozruchu i usiedli przed telewizorami, żeby przeanalizować grę Polaków. Gdy w niedzielę odbywali normalny trening, nasi zawodnicy dopiero wsiadali do samolotu startującego z Sewilli. A potem będzie Biało-Czerwonych czekał jeszcze jeden lot - z Sopotu do Petersburga. Skandynawowie dostali prawie dwa dni więcej na złapanie większej świeżości przed trzecim meczem w grupie.

Sądzisz, że remis z Hiszpanami będzie przełomem?
Nie. Na razie pokazał, że jeśli stoimy pod ścianą, to potrafimy rozpaczliwie złapać się ostatniej szansy. A teraz piłkarze mają jeszcze dużo do udowodnienia. Gdyby nie udało się wyjść z grupy, czyli spotkanie ze Szwedami nie zakończyłoby się naszym zwycięstwem, to trzeba będzie potraktować remis z Hiszpanią jako wypadek przy pracy bądź wyjątek potwierdzający regułę. Bo albo będzie to nowy początek, albo nic nieznaczący epizod, jak remis Jurka Brzęczka w debiucie z Włochami w Bolonii. Na razie Sousa i jego ludzie nie przekonali mnie, że system z trzema stoperami jest bardziej ofensywny od klasycznego ustawienia z czwórką w linii. Odbieram to jako PR-ową nowomowę. Tak chciał grać prezes Zbigniew Boniek, i zatrudnił Portugalczyka, który zgodził się na wdrożenie tego systemu.

Sugerujesz, że Brzęczek został zwolniony, bo nie chciał stosować tego ustawienia?
Było to dziwne, że prezes PZPN wyjechał do Rzymu na Boże Narodzenie, a po powrocie okazało się, że Brzęczek jest zły. Dlatego właśnie zakładam, że przestał pasować, gdyż nie grał trzema obrońcami. Boniek nie poinformował nikogo z zarządu o zamiarze zmiany, choć do wyborów pozostawało już tylko 8 miesięcy, a do rozpoczęcia Euro 2020 niespełna 5. Przecież to niepoważne. Tyle że od 9 lat w PZPN nie ma odpowiedzialnego za jakiekolwiek niepowodzenia. Boniek wypina pierś wyłącznie po ordery, choć za drugą kadencję nie ma za co. Zakładam więc, że jeśli nie wyjdziemy z grupy, to winni okażą się piłkarze. Jeśli rozegramy czwarty mecz, będzie to zasługa Bońka.

Rozmawiał Adam Godlewski