Wojciech Grzyb: Po serii porażek atmosfera w szatni jest fatalna [ROZMOWA]
Wojciech Grzyb, były piłkarz i kapitan Niebieskich, opowiada o sytuacji w Ruchu po serii czterech porażek oraz o tym, że chorzowianie muszą przełamać się w najbliższym spotkaniu ligowym z Koroną Kielce. Wieszczy też zmianę w bramce swojej byłej drużyny.
fot. Fot. Mikolaj Suchan / Polskapres
Pamięta pan taką serię porażek w wykonaniu Niebieskich, jakiej świadkami jesteśmy obecnie?
Z tego co pamiętam, to w ubiegłym sezonie w grupie mistrzowskiej chorzowianie przegrali pięć ostatnich spotkań. Czy była kiedyś dłuższa seria, to trzeba by poszukać głębiej w archiwach Niebieskich. Sam jako zawodnik przeżyłem coś takiego, tyle że nie w barwach Ruchu, ale Odry Wodzisław. Za trenera Ryszarda Wieczorka na przełomie dwóch sezonów przegraliśmy w sumie osiem spotkań z rzędu. Doskonale pamiętam, że po takiej serii atmosfera w szatni jest fatalna. Nawet jak wcześniej wszystko było w porządku, to po czymś takim atmosfera w drużynie siada. Po przegranych derbach w Gliwicach przeczytałem wy-powiedź Piotrka Ćwielonga, że to się staje już nudne. To chyba nie jest dobre słowo na określenie tego stanu, ale na pewno nie jest to przyjemne.
Co pana zdaniem najbardziej zawodzi w tym sezonie w Ruchu?
Nie wiem co się dzieje w środku drużyny, więc mogę się wypowiedzieć tylko na podstawie obserwacji meczów. Generalnie Niebiescy nie grają źle, ale później zawsze coś takiego się przydarzy, że nie potrafią zdobyć nawet punktu. Co ciekawe te nieszczęścia przydarzają się drużynie zwykle wówczas, gdy wydaje się, że to ona kontroluje sytuację na boisku i łapie wiatr w żagle.
Statystyka pokazuje, że chorzo-wianie mają duży problem z ob-roną. W tym sezonie stracili już 22 gole - najwięcej obok Korony.
Trudno mi to zrozumieć, bo doskonale pamiętam, że trener Waldemar Fornalik zawsze był zwolennikiem tezy, że drużynę buduje się od tyłu. Nawet jak Ruch nie strzelał gola, to zwykle go też nie tracił. Teraz Niebiescy bramek tracą zbyt dużo i to często w sposób, który trudno jest zrozumieć. Sam ze swojej kariery pamiętam, że często zachodziłem w głowę oglądając analizę meczów, dlaczego zrobiłem na boisku taki błąd, choć nawet zwykły automatyzm nakazywał zachować się zupełnie inaczej. Taki jest urok piłki, a pamiętajmy, że Ruch nie ma dziś zbyt doświadczonego zespołu poza Rafałem Grodzickim i Łukaszem Surmą. Stracone gole to jednak nie tylko wina obrońców, bo w dzisiejszych czasach wszyscy bronią i wszyscy atakują.
Jest jednak newralgiczna pozycja, z którą Ruch po odejściu Matusa Putnocky’ego ma duży problem.
Do gry bramkarzy faktycznie można się przyczepić. Teraz numerem jeden jest Kamil Lech i myślę, że trener Forna-lik wie co robi, że właśnie na niego stawia. Ruch na pewno będzie miał z niego w przyszłości duży pożytek, ale na razie ten młody chłopak gra bardzo nierówno. Nie ma bramkarza, który nie popełnia błędów, ale też wszystkie pomyłki na tej pozycji są bardzo kosztowne. Moim zdaniem w najbliższym czasie nastąpi zmiana w bramce chorzowian.
W kolejnym meczu Ruch zagra z Koroną. Wreszcie się przełamie?
Chyba nie ma lepszego przeciwnika na to przełamanie. Kielczanie są w podobnej sytuacji jak Ruch. Gdybym był dziś piłkarzem Niebieskich, to chciałbym ten mecz rozegrać już w piątek, by jak najszybciej przerwać tę złą passę. Spotkanie jest jednak dopiero w poniedziałek, więc codziennie trzeba się na ten pojedynek mobilizować, bo w naszej lidze nastawienie psychiczne jest bardzo ważne. Powtórzę jeszcze raz - chorzowianie generalnie grają dobrą piłkę, potrafią stworzyć sobie sytuacje strzeleckie, ale z tyłu faktycznie coś nie gra i dlatego są tak nisko w tabeli. Ta seria Ruchu robi się nieciekawa, lecz każda seria ma kiedyś swój koniec. Co prawda presja na drużynie będzie spora, ale przy wsparciu kibiców Niebiescy są w stanie zwyciężyć, bo w końcu z kim mają wygrać w tej lidze jak nie z Koroną...