Wisła Puławy pokonała Garbarnię w zaległym spotkaniu
W zaległym spotkaniu 22. kolejki II ligi Garbarnia Kraków przegrała na boisku Wawelu z Wisłą Puławy 1:2, decydującą bramkę tracąc w końcówce.
fot. Wojtek Antosz
Porażka jeszcze mocniej komplikuje losy Garbarni, która zajmuje w tabeli 14. miejsce. O kolejne punkty już jutro powalczy w Niepołomicach z Puszczą. Wisła po 28 kolejkach plasuje się na 10. pozycji.
Inauguracyjne minuty należały do gości, wśród których brylował Konrad Nowak, autor trzech goli w jesiennym spotkaniu tych drużyn. Napastnik Wisły już po kwadransie miał prawo cieszyć się z hat-tricka, ale swoje pierwsze trafienie zaliczył dopiero w 40 minucie, gdy wykończył koronkową akcję całego zespołu.
Po drugiej stronie działo się niewiele, choć krakowianie też mieli dogodną szansę na objęcie prowadzenia. W 31 minucie Mariusz Stokłosa minął dwóch rywali i zagrał prostopadle do Sebastiana Leszczaka, lecz były gracz Wisły Kraków nie potrafił wykorzystać sytuacji sam na sam.
Po zmianie stron z każdą akcją coraz bardziej uwidoczniała się przewaga Garbarni. Zespół Krzysztofa Bukalskiego naprawdę prezentował się dobrze i wyrównanie mu się zwyczajnie należało. Zrehabilitował się Leszczak, którego strzał pod poprzeczkę był nie do obrony.
Niesamowita była końcówka. Wszystko zaczęło się od gola dla słabo radzącej sobie w tym fragmencie meczu Wisły. Kapitalna wrzutka w pole karne Sebastiana Orzędowskiego i Nowak efektownym "szczupakiem" pokonał Żylskiego. Po tej bramce puławianie cofnęli się głęboko, czekając na to, co wymyślą krakowianie. Ci wielkiego pomysłu nie mieli, ale do jednego błędu zmusili przeciwników. W ostatniej akcji meczu brak komunikacji pomiędzy golkiperem a linią defensywną skończył się zagraniem piłki ręka poza polem karnym przez Ukraińca. Kara: "czerwień" dla Nazara Peńkowcia i rzut wolny z 17 m. Uderzył Marcin Siedlarz, ale rewelacyjnie piłkę sparował Maciej Chojak, który dopiero co wszedł na boisko.
- Wybronił nam to zwycięstwo - przyznał trener Wisły Jacek Magnuszewski. - Wreszcie szczęście uśmiechnęło się do nas, a nie do rywali. Dla kibiców było to świetne widowisko, mi z kolei jako trenerowi, przybyło trochę siwych włosów, ale z efektu końcowego jestem bardzo szczęśliwy - dodał.
- Wisła niczym nas nie zaskoczyła, wiedzieliśmy, jak będzie grała i tak właśnie to wyglądało na boisku. My nie potrafiliśmy jednak temu zaradzić. Zdecydowałem się na ofensywne ustawienie i z gry w ataku mogę być zadowolony, kilka razy rozmontowaliśmy obronę przeciwników. Dużo słabiej za to wyglądaliśmy w defensywie - zauważył trener Bukalski.