menu

Wisła Płock rzutem na taśmę ograła Widzew. Wejście smoka 20-letniego Jabłońskiego

1 maja 2015, 20:37 | Kaja Krasnodębska

Wisła Płock po 28. kolejce pozostanie wiceliderem zaplecza Ekstraklasy. Płocczanie w piątkowy wieczór pokonali 2:1 Widzew Łódź, a gola rozstrzygającego losy meczu zdobył w końcówce Dawid Jabłoński. Młody piłkarz gospodarzy chwilę wcześniej pojawił się na boisku.


fot. Tomasz Łasica

Mimo, że na boisku w Płocku naprzeciw siebie stanęły druga i ostatnia drużyna w tabeli, w pierwszej połowie spotkania na boisku nie było tego widać. Z początku aktywniejsi byli piłkarze Wisły, jednak w kolejnych minutach gra zdecydowanie się wyrównała. Wysoki pressing obrońców i niezdecydowanie napastników sprawiły, że do przerwy kibice nie mogli dać porwać się boiskowym emocjom. Gwizdy fanów Nafciarzy na własnych piłkarzy tylko potwierdziły, że pierwsza część gry okazała się dość słaba w wykonaniu obu drużyn.

Już po 45 minutach gry Wojciech Stawowy zdecydował się na pierwszą zmianę. Trener Widzewa zauważył, że słabo spisująca się dzisiaj Wisła jest do ogrania. Trzeba tylko dać impuls do gry swoim zawodnikom. W tym celu na boisku w miejsce odczuwającego skutki kontuzji odniesionej w meczu z Chojniczanką Veljko Bartrovicia pojawił się Liridon Osmanaj. Razem z pierwszym gwizdkiem drugiej części spotkania do przodu ruszyli gospodarze. Strzały Dimitara Ilieva i Piotra Darmochwała sprawiły, że Maciej Krakowiak miał sporo pracy. Widzew wyraźnie cofnął się na swoją połowę, a futbolówka praktycznie nie docierała w pole karne Seweryna Kiełpina. Naprawdę dobre wejście w drugą połowę i ciągłe próby strzałów zaowocowały w 57. minucie. Krzysztof Janus dośrodkował prawą stroną w pole karne, a piłkę w siatce umieścił Jacek Góralski.

Marcin Kaczmarek nie chciał poprzestać na tym skromnym, jednobramkowym prowadzeniu. Po godzinie gry ściągnął malo widocznego Piotra Ruszkula. Zamiast niego na murawę wbiegł Marcin Kaczmarek. Kilka chwil później z powodu kontuzji gry kontynuować nie mógł również Fabian Hiszpański. Zastąpił go były piłkarz Widzewa Łódź Patryk Stępiński. Zmiany te nie wpłynęły zbytnio na obraz gry. Wisła nadal wyraźnie przeważała nie wypuszczając łodzian z własnej połowy.

Trener Stawowy, widząc co się dzieje, na pomoc swoim podopiecznym rzucił tajemniczą gwiazdę Widzewa – Kosuke Kimurę. Nie ruszyło to gości do przodu. Wciąż walczyli z wiślakami na własnej połowie, czasem długimi podaniami usiłując wybić piłkę w środek boiska. I wtedy zdarzyło się coś, czego nie spodziewali się zarówno zgromadzeni na stadionie kibice jak i gracze płockiego zespołu. Z pierwszej skonstruowanej przez Widzew akcji w drugiej polowie, padł gol. Po świetnym podaniu Tomasza Lisowskiego, piłkę do bramki skierował Konrad Wrzesiński.

W ostatnich dziesięciu minutach akcja wyraźnie zaczęła przyśpieszać. Kibice doczekali się widowiska, na które warto było czekać poprzednie 80 minut. W polu karnym Macieja Krakowiaka kilka ładnych piłek dostał od kolegów wprowadzony w drugiej połowie Marcin Krzywicki. Napastnik gospodarzy udowodnił, że kontakt z kibicami poprzez Twittera jest jego mocniejszą stroną niż gra w piłkę.

Trener Wisły Płock postanowił wykorzystać więc swoją ostatnią zmianę. Na boisku pojawił się młody Dawid Jabłoński. I to było prawdziwe wejście smoka. Już kilka minut po pojawieniu się na boisku, 20-latek strzelił decydującą bramkę. Tym samym z nieznanego szerszej publiczności rezerwowego w parę minut stał się bohaterem spotkania.

Piłkarze Widzewa nie poddawali się do końca. Po ostatni gwizdek sędziego próbowali zdobyć wyrównujące trafienie. Ich starania tym razem nie przyniosły jednak efektów. Po wyrównanym w pierwszej połowie spotkaniu i słabej grze w drugich 45 minutach, łódzcy piłkarze po raz kolejny będą wracali do domów na tarczy. Przed nimi jeszcze co prawda sześć kolejek, ale sytuacja w tabeli sprawia, że utrzymanie w pierwszej lidze wydaje się dla nich swoistą Mission Impossible.


Polecamy