Patryk Małecki: Cieszę się, że wracam. Wisła i Kraków to mój dom [ROZMOWA]
- Łatwo byłoby wrócić, gdyby Wisła była na topie. Dla mnie natomiast wyzwaniem jest to, żeby wrócić teraz, gdy sytuacja jest trudna, i pomóc klubowi, któremu tyle zawdzięczam - mówi Patryk Małecki, który wraca do Wisły Kraków.
fot. Andrzej Banaś/Polskapresse
Czytaj również: Puchar Świata w biathlonie: Magdalena Gwizdoń na 8. miejscu w Ruhpolding
Można już Pana na powrót powitać w Krakowie?
Przede mną jeszcze badania, ale jestem pewien, że wszystko będzie dobrze i podpiszę kontrakt z Wisłą.
Jak długi kontrakt Pan podpisze?
Na 2,5 roku.
Jakie uczucie towarzyszy temu powrotowi?
Cieszę się, że wracam do domu. Bo Wisła i Kraków to jest mój dom. Bardzo cieszę się, że znowu będę mógł tutaj grać.
Zanim odszedł Pan z Wisły, wiele było w Krakowie zakrętów z pańskim udziałem. Ma Pan to wszystko już za sobą?
Przede wszystkim chciałbym wywalczyć sobie miejsce w pierwszej jedenastce. Chciałbym też bardzo pomóc drużynie w zajęciu jak najlepszego miejsca na koniec sezonu. Grałem przeciwko Wiśle trzy razy i uważam, że choć „Biała Gwiazda” zajmuje obecnie trzynaste miejsce, to prezentuje jeden z najciekawszych stylów w Polsce. Cieszę się, że znów będę mógł grać z takimi piłkarzami, jacy są w Wiśle. Chcę dołożyć swoją cegiełkę do tego, żeby drużyna prezentowała się jak najlepiej.
Rozmowy z Pogonią na temat rozwiązania kontraktu były trudne?
Takie rozmowy zawsze są trudne. Tego typu spraw nie załatwia się w pięć minut. Najpierw musiałem się zastanowić, czy jest w ogóle sens zostawać w Pogoni na najbliższe pół roku. Zgłosiła się Wisła, przedstawiła mi konkretne warunki i podjęliśmy z żoną decyzję, że trzeba wracać do Krakowa.
Tadeusz Pawłowski zdradził, że już z Panem rozmawiał. Co Pan usłyszał od szkoleniowca Wisły?
Powiedział, że z jego strony jest zielone światło, jeśli chodzi o ten transfer, że chce, żebym wrócił do klubu. Opinia trenera jest dla mnie bardzo ważna, bo gdyby nie zadzwonił, albo powiedział, że nie widzi mnie w drużynie, to pewnie nie byłoby mnie w Wiśle. To trener miał decydujący głos.
Jesienią wrócił Pan na boisko po ciężkiej kontuzji, ale miniona runda nie była dla Pana najlepsza.
Nie zgodzę się z taką opinią. Przed kontuzją grałem słabo, ale po tym jak się wyleczyłem, z meczu na mecz moja forma była wyższa. Nie było nam jednak po drodze z trenerem Michniewiczem. Oczekiwał ode mnie czegoś innego. Sam nie wiem nawet dokładnie czego. Jeśli natomiast chodzi o sprawy czysto sportowe, to uważam, że wyglądało to z mojej strony jesienią o wiele lepiej niż zaraz po przyjściu do Pogoni.
Chce Pan powiedzieć, że miał konflikt z trenerem Michniewiczem?
Konflikt to za duże słowo, bardziej nieporozumienie. Nie chciałbym zbyt obszernie na ten temat się rozwodzić. Może jeszcze przyjdzie kiedyś na to czas. Powiem tylko tyle, że było szereg kwestii, w których trener mi przeszkadzał. Cieszę się, że mam to już za sobą. Chcę się skoncentrować na tym, żeby jak najlepiej przygotować się do sezonu w Wiśle.
Trener Michniewicz zarzucał Panu, że liczby miał Pan słabe. Brakowało asyst i bramek. Trudno się z tym nie zgodzić.
Różnie z tym bywa. Czasami piłkarz może się zaciąć jeśli chodzi o takie twarde liczby. Problem polegał jednak na tym, że w Pogoni wszystkiemu winni byli boczni pomocnicy. O innych zawodnikach trener nigdy złego słowa nie powiedział. Natomiast skrzydłowi, nie tylko ja, ale również inni, cały czas byli krytykowani.
Od Pana najlepszego sezonu w Wiśle, gdy za trenera Roberta Maaskanta był Pan czołową postacią „Białej Gwiazdy”, minęło już prawie pięć lat. Wierzy Pan, że jest w stanie jeszcze grać na takim poziomie jak wtedy, gdy zdobywaliście ostatnie jak na razie mistrzostwo Polski dla Wisły?
Zobaczymy. Nie chcę składać w tym momencie żadnych deklaracji. Ciężka praca, boisko - to wszystko zweryfikuje, na co mnie stać.
Z kolegami z Wisły już Pan miał okazję porozmawiać?
Rozmawiałem z Pawłem Brożkiem i ta rozmowa też bardzo mi pomogła. Słowa, które od niego usłyszałem dużo dla mnie znaczą. Paweł powiedział mi jak jest, nie owijał niczego w bawełnę, ale tą rozmową tylko upewnił mnie, że warto wrócić do Krakowa.
Zdaje Pan sobie sprawę, że kibice Wisły różnie odbierają pański powrót? Nawet na ostatnim meczu w 2015 roku z Pogonią część trybun skandowała pańskie nazwisko, ale byli i tacy, którzy gwizdali. Pewnie będzie Pan musiał swoją grą przekonać do siebie tych, którzy mniej wierzą w Patryka Małeckiego.
Staram się o tym nie myśleć w ten sposób. Wracam do Wisły, do mojego domu, do klubu, który zawsze miałem w sercu. Nie muszę nic nikomu udowadniać. Każdy wie, na co mnie stać. Po prostu chcę być zdrowy, chcę być w formie, a tak jak powiedziałem, wszystko zweryfikuje boisko. Nie przejmuję się tymi ludźmi, którzy na mnie gwizdali, albo będą gwizdać. Takie jest życie, a każdy ma prawo w taki czy inny sposób wyrażać swoje stanowisko. Jeśli ktoś coś ma do mnie, niech powie mi to prosto w twarz. Na pewno przyjmę to z godnością.
A jak poradzi Pan sobie z sytuacją, że wraca Pan do Wisły, która póki co, nie walczy o mistrzostwo Polski, ale musi najpierw wydostać się z dołu tabeli?
Łatwo byłoby wrócić, gdyby Wisła była na topie. Dla mnie natomiast wyzwaniem jest to, żeby wrócić teraz, gdy sytuacja jest trudna, i pomóc klubowi, któremu tyle zawdzięczam. Wiem, że nie będzie łatwo, ale jestem pełen nadziei, że wszystko skończy się po naszej myśli.