Oceny Wisły Kraków za mecz z Lechem: Podcięte skrzydła
Za sam wynik z rozpędzoną poznańską lokomotywą piłkarze Wisły Kraków zasłużyli na pochwałę. Całokształt całokształtem, ale po stronie celnych strzałów też widniało absolutne zero, nic, null. Nie mogło być inaczej, skoro w przeciwieństwie do solidnych Załuski, Głowackiego i błyszczącego Brleka, zawiedli skrzydłowi – Patryk Małecki i Rafał Boguski.
fot. Ryszard Kotowski
Łukasz Załuska (7) – trudno powiedzieć, dlaczego klub jeszcze nie zaoferował bramkarzowi nowego kontraktu. Za interwencje w meczu z „Kolejorzem” należy mu się umowa z podwyżką. Często oprócz rywali zagrażał mu… González, ale Załuska nie pękał i popisywał się refleksem.
Tomasz Cywka (6) – wiele razy narzekaliśmy w pomeczowych ocenach, że jak na piłkarza wychowanego w Anglii, Cywka w ogóle nie umie się zastawiać. Często pewnie odbierał i świetnie zachowywał się na bokach boiska. Nie brakowało podań, umiejętnego zastawiania się i rozegrania, lecz dwukrotnie mu się przegrać kluczowy pojedynek, stąd niższa ocena.
Iván González (4) – trzeba pogrozić Hiszpanowi palcem nie tylko za sumienne strzały na własną bramkę. Prostopadłe podania lechitów groziły powtórką z meczu z Wisły Płock. Wtedy González tylko obejrzał się za uciekającym Piątkowskim, zaś w piątek często wyręczał go Głowacki. „Białej Gwiazdy” nie stać na granie z półtora stopera w składzie.
Arkadiusz Głowacki (7) – na tle swojego partnera ze środka obrony wypadł jak odpowiedzialny opiekun niesfornego dzieciaka. Sędziwy już kapitan Wisły wciąż jest w stanie wygrywać główki z młodszymi graczami, interweniować w ułamkach sekund we własnym polu karnym.
Maciej Sadlok (6) – musieliśmy wyciągnąć średnią z kiepskiego początku, nieefektywnych dośrodkowań w ofensywie i całkiem dobrej postawy w obronie przez resztę meczu. Przyćmił sporo atutów Makuszewskiego, to było przyzwoite spotkanie w jego wykonaniu.
Krzysztof Mączyński (5) – kiedy już było wiadomo, że w wyjściowej jedenastce zabraknie Pola Lloncha, to reprezentant Polski musiał się trochę „ubrudzić”. Z tego zadania wywiązał się poprawnie (i nic ponadto), a obecność Brleka zwolniła go z obowiązków w rozgrywaniu, w czym nawet w kadrze nie radzi sobie dobrze.
Petar Brlek (7) – sztampowe pomeczowe pytanie „czego zabrakło?” kierujemy właśnie do Chorwata. Może gola po solowym rajdzie w drugiej połowie, może zasłużonej asysty po finiszu kolegów? Brlek był w piątek o wiele lepszy od większości partnerów z ofensywy, aż opadł z sił. Dosłownie, bo w końcówce musiał na chwilę zejść z boiska.
Semir Štilić (5) – gdyby piłkarze mieli pasek ładowania jak komputerowe programy, Bośniak doszedł już do 50, może do 60 procent. Widać było okruchy dawnej boiskowej więzi z Brożkiem, szybką nogę, zmyślne zagrania, ale to było wszystko z jego strony. W drugiej części meczu wręcz prosił się o zmianę - Brlek już nie miał siły przebić jego wkładu.
Rafał Boguski (3) – Éver Valencia musiał wiercić się na krzesełku na trybunach na widok tego, co robił jeden z najjaśniejszych punktów Wisły jesienią. Zmarnowanie perfekcyjnej okazji na gola w pierwszej połowie to dość obrazowy przykład, ale przez całą resztę spotkania wcale nie było lepiej z podaniami i szybkością.
Patryk Małecki (5) – tytuł pomeczowych ocen nie wziął się znikąd. Małecki z rzadka celnie dośrodkowywał, musiał dużo walczyć w parterze z obrońcami Lecha i podejmował kiepskie decyzje o strzałach zza pola karnego. Może zabrakło farta przy minimalnie niecelnym uderzeniu z końcówki meczu?
Paweł Brożek (5) – nie pierwszy raz łaskawiej byłoby ocenić go jako kogoś między napadem a pomocą, a nie napastnika. Jako napastnik Brożek był prawie nieobecny pod bramką, za plecami kolegów starał się o główki i dogrania. Mogła irytować ociężałość i brak refleksu przy szybkich akcjach.
Weszli z ławki:
Zdeněk Ondrášek (4) – wraz ze zmianą Czecha wiślacy wymienili lepszego Brożka na jego odrobinę gorszą wersję. „Kobra” niewiele wniósł do gry zespołu po wejściu.
Pol Llonch (6) – to była zdecydowanie lepsza roszada Ramíreza, chociaż Katalończyk wszedł za ofensywnego zawodnika. Wiśle brakowało trochę ikry w środku pola, którą zapewnił dopiero rezerwowy.
Jakub Bartosz grał za krótko.