Marko Kolar i Denys Bałaniuk. O dwóch napastnikach Wisły Kraków, którym strzelać nie dano
Ekstraklasa piłkarska. Marko Kolar i Denys Bałaniuk są młodzi i głodni gry. W swoich krajach zapracowali na opinię sporych talentów. Mają tylko jeden problem - nazywa się Carlitos
Marko Kolar i Denys Bałaniuk to napastnicy, którzy od miesięcy czekają na to, by pokazać swoje możliwości w Wiśle. Czy w rundzie finałowej w końcu doczekają się prawdziwej szansy od trenera Joana Carrillo?
Dwie rzeczy przemawiają za tym, by kibice w końcu zobaczyli tę dwójkę w akcji. Po pierwsze, Wisła plan minimum na ten sezon już zrealizowała, ulokowała się w górnej ósemce. Carrillo może więc sobie pozwolić na więcej eksperymentów. Po drugie, bolączką drużyny bywa postawa w ofensywie. A poza tym czas pomyśleć o tym, co się stanie, jeśli jednak po sezonie Carlitosa zabraknie.
Czy 23-letni Chorwat lub 21-letni Ukrainiec mogą stać się rozwiązaniem choć części problemów Wisły w ataku? - Oczywiście, że możemy. Po to tu jesteśmy. Nie ściągnięto nas tu przecież na darmo - stwierdza Marko Kolar. - Jeśli tylko drużyna będzie nas potrzebować, jesteśmy w stanie jej pomóc.
Chorwat dużą część swojego pobytu w Krakowie musiał spisać na straty z powodu urazu. Teraz jednak jest w pełni zdrowy i pali się do gry. - Brak rytmu meczowego to mój największy problem. Mam jednak nadzieję, że wkrótce uda mi się dostać więcej minut na boisku. Choć trener nie rozmawiał ze mną na ten temat przed rundą finałową - zastrzega. Jeśli zliczyć te ponad 7 miesięcy, które już spędził w Wiśle i spojrzeć na czas spędzony na boiskach ekstraklasy, to wygląda to gorzej, niż blado. Chorwat w sumie zanotował ledwie… 8 minut gry. - Po raz pierwszy w karierze mam tak długi okres bez regularnej gry. To dla mnie nowe doświadczenie. Ale cóż, wszystkiego w życiu trzeba spróbować - uśmiecha się. - Myślę, że teraz zacznie się dla mnie lepszy okres.
Bałaniuk ma nieco lepsze statystyki, bo w porównywalnym okresie zaliczył dwa mecze w pierwszej jedenastce, jeszcze za kadencji Kiko Ramireza. - Potem złapałem kontuzję. A później nie dostawałem już szans u poprzedniego szkoleniowca i nie wiem, dlaczego tak było - przyznaje. Nie kryje, że taka sytuacja to hamulec w rozwoju młodego zawodnika: - Gdy nie gram, to oczywiste, że nie robię postępów. Może robię w ten sposób krok do tyłu, a może po prostu jestem w tym samym miejscu. Na pewno jednak nie robię kroku naprzód.
Niedawno Carrillo sprawdzał ich formę w sparingu z Piastem Gliwice. Było wyraźnie widać, że Chorwat i Ukrainiec różnią się od siebie stylem gry. - Denys lepiej czuje się z piłką przy nodze, dostając podanie do nogi, natomiast ja wolę dostawać piłki na wolne pole, na dobieg. To chyba największa różnica między nami - analizuje Kolar. Widać, że Chorwat nie ma na boisku „ciśnienia”, by na siłę udowadniać swoją przydatność strzałami z każdej pozycji. - Moją rolą jest też kreowanie, nie tylko wykańczanie. Zawsze miałem taki styl. Nauczono mnie, by grać dla drużyny, a nie tylko zabierać się z piłką i kierować na bramkę – kwituje.
Bałaniuk nie kryje, że on z kolei lubi indywidualne zrywy. - Lubię mieć piłkę przy nodze i zagrać nieco indywidualnych akcji. Równie dobrze mogę grać na skrzydle, lubię schodzić do linii. Dysponuję odpowiednią szybkością i siłą. Inna sprawa, że nie gramy systemem z typowymi skrzydłowymi. I trener Carrillo wyobraża mnie sobie jedynie w roli środkowego napastnika. Nie mam z tym problemu – zapewnia.
Wydaje się, że na skrzydle Carrillo raczej widziałby od czasu do czasu Kolara. A co na to sam Chorwat? - To nie tak, że jestem sceptyczny wobec opcji gry na skrzydle. Po prostu jako środkowy napastnik czuję się najbardziej naturalnie. Ale oczywiście jeżeli trener zdecyduje się wystawić mnie na skrzydle, to dam z siebie maksimum - stwierdza 23-latek.
Kolar nie panikuje, bo ma świadomość, że trener ceni jego umiejętności. Carrillo nie raz wspominał, jak inteligentnym graczem jest Chorwat. - To fakt, mnie też to mówił – przyznaje Kolar. Znają się jeszcze z Chorwacji. Właśnie minął rok od meczu, w którym Marko w barwach Interu Zapresić strzelił bramkę Hajdukowi Split pod wodzą Katalończyka. - Przypomniałem to trenerowi, jak tu przyszedł – śmieje się Kolar. - Ale ostatecznie przegraliście z nami! – odparł. A ja mu na to: - Tak, ale strzeliłem wam bramkę! Może nie był to gol jakiejś szczególnej urody, ale liczy się, że wpadło.
Rok, jaki minął od tego czasu trudno uznać za udany dla Chorwata. Wprawdzie twierdzi, że klub zmienił na lepszy, ale w ojczyźnie przynajmniej mógł liczyć na grę. A teraz z Bałaniukiem walczą nawet nie o gole, ale o wyszarpanie pojedynczych minut na murawie. Ukrainiec ostatnio dostał od trenera… możliwość przebywania na boisku przez kilkadziesiąt sekund w meczu z Sandecją. - Jeśli dostanę tylko szansę w normalnym wymiarze czasowym, a nie minutę… - zaczyna Ukrainiec, po czym się reflektuje: - To znaczy: może i wejście na minutę to jest normalna sprawa, tylko że nikt nie strzeli w takim czasie gola.
Mają tego pecha, że na ich pozycji gra aktualny lider klasyfikacji strzelców ekstraklasy. - Gdybym spędzał więcej czasu na murawie, to myślę, że też bym trafiał do siatki. Musiałbym. Na razie nie dostałem czasu na pokazanie tego - stwierdza Bałaniuk. Czy po sparingu z Piastem Ukrainiec pytał trenera o swoją sytuację?
- Nie przepadam za indywidualnymi rozmowami ze szkoleniowcami. Może to błąd, ale nie mam takiej potrzeby. Nigdy nie miałem jakichś familiarnych relacji z trenerami. Dla mnie trener to jednak człowiek, którego mam się słuchać, mam mu ufać, a on wierzyć we mnie. Tyle. Jeśli nie ma mnie w osiemnastce, rozumiem to. Nie zmienię tego inaczej, niż poprzez trening - kwituje.
W Krakowie czują się jednak na tyle dobrze, że nie popadają we frustrację z powodu niespełnionych sportowych ambicji. - Jest mi o tyle łatwiej, że mam tu wielu kolegów z Bałkanów. Spędzamy razem dużo czasu - podkreśla Kolar. Do bałkańskiej paczki „przygarnęli” też Bałaniuka. - Denys dobrze sobie radzi, jak gramy na PlayStation w FIFA. Nie to co Petar Brlek - śmieje się Kolar.
Denys dodaje: - Mam też w Krakowie kolegów i koleżanki z Ukrainy. Choć najlepsze miasto na świecie to dla mnie rodzinna Odessa. Ciągle o nim myślę, zawsze ciągnie mnie do domu. Tam są w końcu moi przyjaciele i rodzina. Ale kiedy odwiedzają mnie w Krakowie, to czuję, jakby Odessa była tutaj.
Wisła finałową rundę rozpocznie w poniedziałek starciem z imienniczką z Płocka. Kolar zapewnia, że drużyna wciąż chciałaby walczyć o coś więcej, niż tylko spokojne dogranie sezonu.
- Nadal możemy walczyć o udział w europejskich pucharach. Będzie bardzo trudno, ale dobrze jest stawiać sobie wysokie cele - mówi. I przypomina świetny mecz, jaki niedawno Wisła rozegrała w Warszawie. Dla niego to było szczególne spotkanie, bo mógł znów zobaczyć w akcji swojego idola z dzieciństwa - Eduardo da Silvę.
- Ostatnim razem jak go widziałem - chyba z dziesięć lat temu - to ja miałem jeszcze długie włosy - śmieje się Chorwat. - Cóż, może Eduardo nie jest już tym najlepszym, ale nadal to zawodnik, którego podziwiałem.