menu

Grzegorz Pater dla Ekstraklasa.net: Wisła nie spuści głowy

10 kwietnia 2014, 13:41 | Jakub Podsiadło

W ramach ostatniej kolejki rundy zasadniczej T-Mobile Ekstraklasy, Wisła Kraków podejmie Podbeskidzie Bielsko-Biała. Grzegorz Pater, były kapitan Wisły i zawodnik "Górali", zapowiada emocjonujące spotkanie bez wyraźnego faworyta.

Grzegorz Pater
fot. Polskapresse
Grzegorz Pater
fot. Polskapresse
1 / 2

Dla Wisły chyba byłoby najlepiej, gdyby obecny sezon skończył się na rundzie zasadniczej. Po tak udanej jesieni pewnie mało kto spodziewał się miernej wiosny w wykonaniu podopiecznych Franciszka Smudy.
Przed startem sezonu niewielu zakładało, że Wisła zdobędzie tyle punktów jesienią, ale nic nie trwa wiecznie. Zaczęły się kontuzje, trener Smuda musiał żonglować ustawieniem, nie da się ukryć, że to wszystko wpłynęło na gubienie punktów wiosną. Tym bardziej, że wpadki w ostatnich kolejkach były po prostu głupie.

W Bielsku nawet silnej Wiśle szło różnie, ale to chyba pierwszy raz, kiedy niepokój może budzić spotkanie na własnym boisku.
Z przebiegu dotychczasowych spotkań Wisły z Podbeskidziem można wywnioskować, że zespół z Bielska nigdy Wiśle szczególnie nie "leżał", chociaż w Bielsku-Białej czasami udawało jej się wygrywać albo urwać jakiekolwiek punkty. Teoria i miejsce Podbeskidzia w tabeli wskazuje na co innego, jednak na pewno do tej pory nie był to łatwy rywal dla "Białej Gwiazdy".

Już po tej kolejce dorobek punktowy wszystkich drużyn zmniejszy się o połowę. Dla Wisły to hiobowe wieści, bo nie dosyć, że straci sporo punktów zdobytych jesienią, to jeszcze z taką formą może skończyć sezon w ogonie grupy mistrzowskiej. Obecna reforma promuje drużyny, które w tym momencie łapią wiatr w żagle i mają potencjał, żeby wywrócić tabelę do góry nogami. Czy taka sytuacja jest sprawiedliwa?
Nowa reforma nie jest do końca fair. Nawet ten zespół, który wypracował sobie kolosalną przewagę nad rywalami, w jednej chwili traci punkty i cenny dystans do innych drużyn w tabeli. Nie po to się je zdobywa w pocie czoła, żeby potem tracić je na skutek podziału. Reforma uderza w drużyny zbierające punkty, a sprzyja tym z dużymi stratami do rywali. Dla mnie to niezrozumiałe i dziwne, lecz jeżeli "góra" podjęła taką decyzję, należy ją uszanować i choćby podczas tego sezonu spróbować przystosować się do jej wytycznych.

Wydaje się, że ostatnimi czasy w Wiśle szwankuje każda pozycja. Bramkarz puszcza babole, obrona strzela samobóje, pomocnicy są nieefektywni, a Paweł Brożek wiosną zaciął się na dobre. Gdzie zatem szukać punktów w sobotę?
Paweł musiał dojść do siebie po urazie i ciężko mu wrócić do dawnej dyspozycji. Jesienią nie tylko strzelał, ale i asystował przy bramkach kolegów. Cała Wisła jako drużyna też zatraciła swoją siłę rażenia z jesieni, dodatkowo przyplątały się powtarzające się błędy innych formacji. Jeżeli brakuje utrzymania piłki z przodu, a co za tym idzie - strzelania bramek, morale całego zespołu pikuje i odbija się to również na formie obrony. Ale Wisła to nie drużyna, która spuści głowę i będzie tylko czekała na najmniejszy wymiar kary albo na końcowy gwizdek sędziego. Z podniesioną głową będą próbowali wskoczyć na właściwe tory, na których już zresztą byli. Trzymam kciuki za to, żeby tak się stało.

Być może problemem "Białej Gwiazdy" jest brak rywalizacji? Kadra jest na tyle szczupła, że "pewniakom" z pierwszej jedenastki zagrażają rezerwowi co najmniej o klasę gorsi od nich. Trudno oczekiwać, żeby w razie niedyspozycji Brożka trener Smuda zdecydował się wpuścić na boisko Szewczyka.
Sytuacja kadrowa Wisły to temat na kompletnie inną rozmowę. Wiadomo, że budując silny zespół, trzeba mieć zmiennika o podobnych walorach na prawie każdą, jeśli nie każdą pozycję na boisku. Oprócz strony czysto sportowej, to buduje rywalizację na treningu, każdy aż rwie się do gry i wszystko idzie w dobrą stronę. Wisła w tym momencie ma taką kadrę, a nie inną i trenerzy muszą zrobić wszystko, żeby zespół, jaki mają do dyspozycji, był dobrze przygotowany do spotkań fizycznie i mentalnie. Dopiero wtedy cała maszyna "zaskoczy".

O utrzymanie w Podbeskidziu będzie walczyć grupa ludzi, którym w czerwcu kończą się umowy. Osiemnastu piłkarzy i trener mają kontrakty do końca tego sezonu. To dodatkowy motywujący bodziec, czy prędzej drażniąca kula u nogi?
Kiedy kończy się umowa, jakiś niepokój zawsze pojawia się w głowie. Gdy przychodzi dzień meczu, wszystko zostawia się za sobą, gdzieś w szatni. Jestem przekonany, że każdy w Podbeskidziu będzie skupiał się na tym, co ma zrobić w trakcie meczu, nie oglądając się na własny kontrakt. Nawet, jeżeli Podbeskidzie spadnie z ligi albo nie przedłuży z nimi umów, warto pokazać się jak najlepiej na boisku i "sprzedać" swoje umiejętności, jeśli nie "Góralom", to potencjalnemu nowemu pracodawcy. O głowy piłkarzy z Bielska jestem raczej spokojny.

Leszek Ojrzyński to właściwy człowiek na właściwym miejscu? Zdaje się, że Podbeskidzie musi sobie to utrzymanie dosłownie wyszarpać, a filozofia trenera Ojrzyńskiego jest kompatybilna z tymi założeniami.
Nie znam trenera Ojrzyńskiego osobiście i z nim nie pracowałem, ale gdy pracował w Koronie, pokazał charakter. Zespół praktycznie bez gwiazd w składzie notował dobre wyniki, ponadto słyszałem, że to bardzo wymagający szkoleniowiec. Jego rezultaty z drużynami z czołówki osiągnięte w Kielcach wystawiają mu dobrą laurkę.

Na koniec sztampowe pytanie - jaki wynik padnie w Krakowie w sobotę?
Nie będę się bawił w strzelanie, do soboty nie będę ani trochę mądrzejszy w tej kwestii. Oba zespoły mają równe szanse na zwycięstwo. W historii spotkań Wisły z Podbeskidziem ci pierwsi notowali wygrane, remisy i przegrane, dlatego końcowy wynik jest sprawą otwartą. Na pewno będę kibicował Wiśle, żeby to ona wyszła z tego meczu zwycięsko.


Polecamy