Boban Jović, Gordan Bunoza, Osman Chavez. Poczuć się jeszcze raz, jak kiedyś w Wiśle Kraków
To były czasy! Sukcesy z „Białą Gwiazdą” wspominają jej byli piłkarze: Gordan Bunoza, Boban Jović i Osman Chavez. Teraz każdy z nich żyje na innym kontynencie, ale łączy ich sentyment do Wisły Kraków. Jeden został lokalną gwiazdą w Azji, drugi walczy o odbudowanie kariery, a trzeci – zamiast na boisku, rywalizuje już o głosy wyborców.
Ciężki czas, jaki ostatnio przechodziła Wisła Kraków pokazał, jak wielu jej byłych piłkarzy wciąż interesuje się losem dawnego zespołu. Tarapaty, w jakie popadł klub, egzotyczni niedoszli właściciele i wreszcie misja ratunkowa, której podjął się Jakub Błaszczykowski – o tym mówiło się nie tylko w Polsce. Okazuje się, że były to tematy rozmów w wielu miejscach globu, od Hondurasu, przez Lublanę po daleką Koreę. A pytania „Co z tą Wisłą?” zadawano w wielu językach.
W swojej erze świetności „Biała Gwiazda” była bowiem nie tylko miejscem pracy dla dziesiątek zawodników z różnych kontynentów. Po latach okazuje się, że wielu byłych piłkarzy wspomina czas spędzony pod Wawelem jako najlepszy w ich piłkarskich karierach. Niektórzy zdobywali tu mistrzowskie trofea, inni byli już świadkami staczania się klubu w czasy kryzysu. Sprawdziliśmy, jak dziś swój czas w krakowskim klubie wspominają trzej byli wiślacy – Gordan Bunoza, Boban Jović i Osman Chavez. Każdy z nich po opuszczeniu Krakowa zmierzył się z wielkimi wyzwaniami, ale zupełnie innego rodzaju.
Złota era Bogusława Cupiała
Dekadę temu w krakowskim klubie nikt nie oglądał jeszcze każdej złotówki. W czasach, gdy ówczesny właściciel Bogusław Cupiał wierzył w sen o Lidze Mistrzów, klub był jak podłączony do pompy z pieniędzmi, które płynęły z Myślenic wartkim strumieniem. Gordanowi Bunozie, który w 2010 roku przychodził do Wisły za 400 tysięcy euro nie śniłoby się, że niecałe dziewięć lat później kibice będą musieli zrzucać się na gwiazdkowe prezenty dla dzieci piłkarzy „Białej Gwiazdy”. On grał pod Wawelem w czasach, gdy pod wodzą Roberta Maaskanta zespół był o kilka minut od spełnienia marzeń o fazie grupowej Ligi Mistrzów. A potem z Kazimierzem Moskalem walczył na wiosnę w Lidze Europy.
Nigdy później Bunoza nie otarł się już o takie sukcesy. - Ten czas, który spędziłem w Wiśle to był mój najlepszy okres w karierze – przyznaje Bośniak. - Słyszałem, że Wisła przechodzi ostatnio trudne chwile. Wiem też, że Kuba Błaszczykowski zdecydował się wrócić do klubu i przekazał Wiśle pieniądze, by ją ratować. Wielki szacunek dla niego – podkreśla.
On sam po tym, jak opuścił Kraków, najpierw zaczepił się we włoskiej ekipie Delfino Pescara. Stamtąd został wypożyczony do Dinama Bukareszt, w Rumunii próbował też sił w zespole Pandurii Targu Jiu. Ale ostatecznie postawił na egzotyczny kierunek i na początku 2017 roku przeniósł się do Korei Południowej. Przy czym nie do stolicy kraju, a do położonego nad Morzem Żółtym miasta Incheon. Okazało się to strzałem w dziesiątkę.
Tam wreszcie odnalazł stabilizację i mógł się nawet poczuć lokalną gwiazdą. Został kapitanem zespołu i zarobił dobre pieniądze. - Wielu graczom z zagranicy nie jest wcale łatwo się tu zaadaptować, nawet bardzo dobrym zawodnikom. Jest jednak duża różnica kulturowa. Czasem czujesz się jak w zupełnie innym świecie. Ale mnie codzienne życie tutaj bardzo się podoba – zapewnia Bośniak. - Ludzie bardzo mnie tu szanują. Ale wolę żyć w spokoju, nie robić za żadną gwiazdę, po prostu wykonywać swoją robotę na boisku.
[polecane]16421911, 16427967, 16393511, 7102003[/polecane]
Były defensor „Białej Gwiazdy” na początku dzielił szatnię m.in. z Australijczykiem czy Serbem. Ostatnio jednak miał w zespole już niemal samych koreańskich graczy. - Staram się tu nie rzucać w oczy, ale gdy jesteś piłkarzem i obcokrajowcem w Korei, mieszkańcy uważają cię za gwiazdę – przyznaje. - Życie tu jest fajne, ale czasem od strony sportowej bywa stresująco. Gram w klubie, który praktycznie co sezon walczy o utrzymanie w lidze. Osobiście mogę jednak ocenić, że gram na dobrym poziomie, widzę to choćby po statystykach. Uważam, że jestem tu jednym z lepszych obrońców w lidze – nie kryje.
Twierdzi, że liga koreańska jest jedną z najmocniejszych w Azji: - Choć na przykład w Japonii gra się futbol bardziej techniczny. Generalnie jednak koreańskie kluby zatrudniają obcokrajowców, którzy są w stanie zarabiać naprawdę duże pieniądze. Futbol tu jest bardzo agresywny, a tutejsi zawodnicy są niezmordowani, potrafią mnóstwo biegać i są bardzo szybcy. Walczą jak na wojnie.
Bośniak przekonał się nawet do lokalnej kuchni. - Nie ma tu bałkańskiej pljeskavicy, ale jedzenie jest bardzo dobre. Tyle tylko, że wszystko jest bardzo ostre. Ale to chyba korzystna dla zdrowia dieta. Samo miasto Incheon jest topowe, zapewniam. I człowiek czuje się tu bezpiecznie.
W styczniu przedłużył kontrakt do końca 2020 roku, ale zaczyna powoli tęsknić za Bałkanami i Europą. - Nie nauczyłem się koreańskiego, jest za trudny. Porozumiewam się tu po angielsku. Po koreańsku znam tylko kilka sformułowań, których potrzebuję na co dzień w futbolu – przyznaje. 31–latek powoli zaczyna już myśleć o końcu kariery. – Jestem już trochę zmęczony tą ciągłą walką o utrzymanie. No i jednak daleko stąd do rodziny i domu.
Bunoza odgraża się, że gdy wróci do Europy, wpadnie też pod Wawel: - Może któregoś dnia odwiedzę dawnych kolegów w Krakowie. Tęsknię za atmosferą na tym stadionie, chętnie przyjechałbym na jakiś mecz na Reymonta. Chciałbym życzyć Wiśle, by wróciła na należne sobie miejsce. Takie, na które ten klub zasługuje. Pozdrówcie ode mnie wszystkich fanów Wisły i moich dawnych przyjaciół z Krakowa!
Junco mówił: tak, tak, tak
W odwrotnej sytuacji jest inny były defensor Wisły z Bałkanów - Boban Jović. On walczył ostatnio o to, by kariery nie kończyć, ale odbudować ją na nowo. Gdy odchodził z krakowskiego zespołu na początku 2017 roku, był dobrze zapowiadającym się reprezentantem Słowenii. Przez kolejne dwa lata dostał jednak od życia ciężką lekcję, bo musiał zmagać się z nieuczciwymi tureckimi działaczami, a do tego – z problemami zdrowotnymi. W słoweńskich mediach pojawiły się nawet tytuły: „Kalwaria Bobana Jovicia”. Z Bunozą łączy go jednak to, że za najlepszy piłkarsko okres w karierze uważa czas spędzony w Wiśle. I przyznaje, że wcale nie miał wielkiej ochoty z niej odchodzić.
Dla „Białej Gwiazdy” Jović zagrał w sumie 65 meczów. Dał się poznać jako nieustępliwy defensor. Ale gdy w klubie nastała „opcja hiszpańska”, zimą niemal z dnia na dzień przeniósł się do tureckiego Bursasporu. - Miałem wtedy kontrakt ważny do końca czerwca - wspomina. - Ale była w nim zawarta opcja automatycznego przedłużenia o rok. I powiedziałem w pewnym momencie ówczesnemu dyrektorowi Manuelowi Junco, że chciałbym przedłużyć ten kontrakt z Wisłą – wyznaje Jović.
Hiszpan dopiero co pojawił się wówczas w klubie. - Dyrektor sportowy mówił cały czas: tak, tak, tak, ale mamy teraz problemy, zobaczymy co i jak. Przed przerwą zimową zapytałem jeszcze raz dyrektora: powiedzcie mi, co dalej? Przedłużycie ze mną kontrakt? Oni powtarzali: jesteśmy na to otwarci, ale porozmawiamy jak wrócisz. Przyjechaliśmy w nowym roku i była ta sama historia. Wtedy zrozumiałem, że Wisła idzie w „hiszpańskim” kierunku, że zamiast Radosława Sobolewskiego trenerem będzie Kiko Ramirez – przyznaje Słoweniec. - W tym samym czasie dostałem dobrą finansowo ofertę z Bursasporu. Podjąłem decyzję o wyjeździe do Turcji, bo nie wiedziałem, co będzie dalej w Wiśle.
Okazuje się, że odchodząc, darował krakowskiemu klubowi sporo pieniędzy. - Zdecydowałem się odpuścić klubowi wszystkie zaległości wobec mnie, bo wierzyłem w to, że pieniądze naprawdę trafią na potrzeby Wisły, do zawodników – mówi dziś. - Później okazało się jednak, że piłkarze nadal nie dostawali na czas pensji, a za to działacze – tak.
Jović nie może odżałować, że tamten zespół Wisły, który pod wodzą Radosława Sobolewskiego zaczynał grać ciekawą piłkę, przeszedł do historii. - Mieliśmy wtedy naprawdę fajną drużynę, na której czele stanął trener Sobolewski. Arek Głowacki jeszcze wtedy grał w zespole, atmosfera w szatni była super. Gdyby to trener Sobolewski miał dalej prowadzić tę ekipę, zostałbym w Wiśle. Ale widziałem w którym kierunku to ma iść – że przyjdzie wielu nowych graczy, że działacze chcieli zmienić wszystko. Tak się ostatecznie stało.
[cyt color=#000000]Boban Jović: Trenowałem ostatnio indywidualnie, bo sezon zbliżał się w Słowenii ku końcowi. Obecnie szukam nowego klubu[/cyt]
Wtedy wydawało mu się, że lukratywna oferta z Bursasporu zapewni dobrą przyszłość jego rodzinie. Okazało się, że o mało co nie powtórzył historii innego byłego piłkarza Wisły Mirosława Szymkowiaka. Boleśnie przekonał się, że to, co w Turcji człowiekowi obiecają, to jedno, a co będzie w rzeczywistości – to już zupełnie inna sprawa. - Od samego początku nie dostawaliśmy tam pensji, przez kilka miesięcy. W klubie był totalny chaos, ciągle zmieniali się trenerzy. Nie wiedziałem, że w Turcji tak to wygląda. Nie tylko ja byłem w takiej sytuacji. To był duży błąd, decyzja o przenosinach tam – przyznaje z dzisiejszej perspektywy.
Chciał odżyć na wypożyczeniu w Śląsku Wrocław, ale tam prześladowały go problemy ze zdrowiem. Zresztą nie tylko jego, w tamtym czasie we Wrocławiu stworzył się spory „szpital”. Ostatecznie wrócił do Turcji, ale wytrzymał tam tylko pół roku. - Bursaspor to duży klub, z dużą liczbą kibiców. Ale mentalność jest zupełnie inna, niż w Polsce czy Słowenii. Rozwiązałem kontrakt z winy klubu z powodu zaległości finansowych – wyjaśnia Jović. Został zmuszony skierować sprawę do FIFA. – W pewnym momencie byliśmy też odsunięci od treningów z drużyną. Sporo było tych konfliktów. Od lutego jestem jednak wolnym zawodnikiem. Teraz robię wszystko, by jak najlepiej przygotować się do kolejnego sezonu.
Były wiślak walczy, by wrócić na poziom, na którym grał w czasach „Białej Gwiazdy”. Wtedy mógł liczyć na powołania do reprezentacji Słowenii, na grę w eliminacjach do mistrzostw świata obok Jana Oblaka czy Valtera Birsy. Zmagania z tureckim klubem wiele go kosztowały, ale w końcu wrócił do formy fizycznej i mentalnej. - Głowa jest teraz czysta, organizm przygotowany pod względem fizycznym. Powiedziałem sobie, że teraz jest moment na odbudowanie mojej kariery – deklaruje. - Trenowałem ostatnio indywidualnie, bo sezon zbliżał się w Słowenii ku końcowi. Obecnie szukam nowego klubu.
Niezależnie jednak od tego, czy akurat był w rodzinnym Celje, Bursasporze, czy Lublanie, cały czas śledził to, co działo się z jego byłym klubem. Był na bieżąco z wynikami Wisły, aferą z Vanną Ly, czy powrotem Błaszczykowskiego. - Prywatnie jestem kibicem NK Olimpija Lublana, ale piłkarsko te lata w Wiśle to były moje najlepsze lata w karierze. To, jak się w Krakowie odnaleźliśmy wraz z moją rodziną było świetne. Chciałbym kiedyś jeszcze móc się tak poczuć, jak wtedy – wyznaje.
Niespodzianka od życia
Sukcesy, po jakie sięgał z Wisłą wspomina też często Osman Chavez, dla którego mistrzowski tytuł zdobyty w Krakowie to była jedna z najpiękniejszych chwil w karierze. Przebić ją mogły pewnie tylko występy dla narodowej reprezentacji Hondurasu na mistrzostwach świata.
W przeciwieństwie do Bunozy i Jovicia, Chavez zamknął już etap piłkarskiej kariery. Niespodziewanie otworzyła się przed nim szansa na zupełnie inne życie – w roli polityka. Od półtora roku jest deputowanym honduraskiego parlamentu. Zamienił więc korki na garnitur i krawat. – To prawda, że życie mocno mnie zaskoczyło. Nie myślałem, że w wieku 34 lat będę już poza światem futbolu - przyznaje. - Miałem nadzieję, że na sportową emeryturę przejdę dopiero mając jakieś 40 lat. Ostatecznie jednak los wyciągnął mnie z tego świata sportu i wrzucił w świat polityki. To zupełnie inne warunki.
Były wiślak od zawsze miał jednak dar pociągania za sobą ludzi i przemawiania do tłumów. Już w trakcie przygody z piłką spełniał się przecież jako kaznodzieja. Teraz wykorzystuje te zdolności w karierze polityka. I tak, jak wcześniej, chce wspierać najuboższych. Zapowiada też walkę z rasizmem i dyskryminacją. - Mam jako polityk wiele pomysłów, bazując na mojej wiedzy o świecie sportu. Zwłaszcza pomysłów dla najmłodszych obywateli. Chciałbym poszerzyć w kraju bazę szkółek i akademii futbolowych – deklaruje. - Chciałbym też zwiększyć liczbę szkół o profilu technicznym, żeby młodzi, których nie stać na pójście na studia do dużych miast, mogli kontynuować naukę i uczyć się np. na mechaników. Taka wiedza jest również niezwykle istotna. Na to chcę stawiać. Chcę, by również mieszkańcy wsi i mniejszych miejscowości mieli swoją szansę na rozwój.
Sam Chavez miał niełatwy start w życie, więc wie, o czym mówi. Dla niego szansą na lepszy byt stała się właśnie piłka. Dlatego do dziś nie zapomina o klubie, który dał mu szansę na karierę w Europie.
- Polacy to nacja, którą już zawsze będę mieć głęboko w sercu. Ze względu na wszystkie te piękne doświadczenia i przeżycia, które były tam moim udziałem. Zwłaszcza będę mieć w sercu fanów Wisły – zapewnia. Niewykluczone, że któregoś dnia zawita do Polski z oficjalną wizytą. Jako były wiślak, ale i parlamentarzysta.
Justyna Krupa
[polecane] 16671635, 16668103, 16636725, 16581605, 16603147, 16655305[/polecane]