Wisła Kraków ma bramkarza, który stał się ostoją
Michał Buchalik z Wisły Kraków przekonuje, że nie musi na siłę odklejać łatki "przeciętnego" ligowego bramkarza, bo jest ponad takimi opiniami.
fot. Jakub Kowalski
Bramkarz Wisły Kraków nowy rok przywitał nie w rodzinnym Rybniku i nie w Krakowie. Sylwestra spędzał na Kaszubach, czyli tam, skąd pochodzi żona Patrycja. - To takie nasze miejsce. Mamy tam domek, w którym spędzamy wolny czas - zdradza. Wybudowali go jeszcze w czasach, gdy Buchalik był graczem Lechii Gdańsk.
U progu nowego roku golkiper mógł podsumować swoją debiutancką jesień w barwach Wisły. Jak sam przyznaje, jego pierwsze występy nie zwalały z nóg.
- Początek rundy nie był w moim wykonaniu rewelacyjny. Musiałem najpierw się zaaklimatyzować w nowym klubie. Inne wymagania były wobec piłkarzy w Chorzowie, a inne są w Wiśle. W Ruchu nie było aż takiego ciśnienia na wynik. A od Wisły się wymaga - robią to też dziennikarze, kibice. Na początku sezonu było więc trochę stresu, nie ukrywam - przyznaje.
W sumie, na 19 rozegranych dotąd spotkań Buchalikowi udało się zachować czyste konto w pięciu. - Sądzę jednak, że końcówka jesieni była już w moim wykonaniu w miarę dobra - ocenia. - Megaważne było dla nas zwłaszcza to ostatnie zwycięstwo z Ruchem w Chorzowie.
Jeśli chodzi o średnią straconych bramek na mecz, tylko pięć drużyn w ekstraklasie traci ich mniej od Wisły. Jednak znacznie więcej pochwał zbierali środkowi obrońcy "Białej Gwiazdy", niż bramkarz. Buchalika najczęściej określano w mediach mianem "solidnego", ale "przeciętnego" ligowca. Tak było aż do meczu w Gliwicach, gdy swoimi interwencjami uratował Wiśle remis z Piastem. Głosami kibiców został nawet wybrany bohaterem zmagań 17. kolejki.
Wiślakowi nie jest przyjemnie z łatką "przeciętnego", ale stara się tym nie przejmować: - Z całym szacunkiem, ale nie biorę na poważnie ocen dziennikarzy. Dla mnie najistotniejsza jest opinia trenerów, oni mnie rozliczają. Choć przyznam, że takie mecze, jak ten w Gliwicach, są dla bramkarza ważne. Nabiera się pewności siebie i potem jest łatwiej.
Przekonuje, że nie o indywidualne laurki tu chodzi.
- Każdy chciałby być bramkarzem sezonu. Ale ważniejsze jest dobro drużyny. Wolę, żeby nazywali mnie przeciętnym ligowcem, a jednocześnie, by Wisła na koniec sezonu zajęła miejsce dające grę w pucharach, niż gdybym miał się popisywać z niekorzyścią dla zespołu.
Wyróżnił się w innych statystykach. Znalazł się w wąskiej grupce ośmiu niezmordowanych, czyli ligowców, którzy w pierwszej części sezonu grali od pierwszej do ostatniej minuty w każdym spotkaniu. Drugim wiślakiem w tym gronie był Dariusz Dudka. - W piłce ciężko o jakąś receptę na "niezniszczalność". W końcu nawet w domu można zrobić sobie coś głupiego. Wystarczy się pośliznąć. Staram się jednak prowadzić sportowy tryb życia i na razie kontuzje mnie omijają - przyznaje. - Może rzeczywiście istnieje typ zawodników mniej podatnych na urazy, ale nie chcę zapeszać i zastanawiać się, czy jestem w tej grupie.
W Wiśle chyba zakładają, że Buchalik jest "niezniszczalny", bo na razie słychać o poszukiwaniu nowych graczy do wszystkich formacji, tylko nie do bramki. Franciszek Smuda ostatnio wyliczał, że chce bocznego obrońcę, skrzydłowego i napastnika. Tymczasem Buchalik w charakterze konkurenta ma tylko Gerarda Bieszczada, który ma minimalne doświadczenie.
- Nie będę utrzymywał, że się nie cieszę, iż klub nie zapowiada ściągnięcia nowego bramkarza. Golkiperzy generalnie dzielą się na dwie grupy. Są tacy, którzy lubią mieć silną konkurencję i rywalizację o pozycję w bramce. Ale bywają też tacy, którzy lubią czuć się pewnie i wiedzieć, że nawet jak popełnią błąd, to mają szansę zrehabilitować się w kolejnym meczu. Rozmawiałem kiedyś o tym z trenerem bramkarzy. Mówiłem mu, do której grupy ja należę, ale to niech zostanie między nami - uśmiecha się tajemniczo. Twierdzi jednak, że Wisła ma kim zapełnić lukę w bramce, gdyby zaszła taka potrzeba.
- Bieszczad to bardzo ambitny chłopak, wie, czego chce. W meczu Pucharu Polski przeciwko Lechowi Poznań udowodnił, że jest gotów, by zagrać na poziomie ekstraklasy. Albo nawet, by wygrać ze mną rywalizację. Moim zdaniem, mamy dwóch równorzędnych bramkarzy - przekonuje Buchalik.
Jakie ma więc noworoczne postanowienie? - Gra obronna całej drużyny wyglądała dobrze i mamy potencjał, by wiosną grać więcej meczów na zero z tyłu - uważa. - Najważniejsze, by zapewnić sobie jak najszybciej grę w pierwszej ósemce. A potem w grupie mistrzowskiej nie ma się już nic do stracenia, więc to oczywiste, że będziemy walczyć o podium.