menu

Wisła Kraków ma bramkarza, który stał się ostoją

4 stycznia 2015, 09:32 | Justyna Krupa/Gazeta Krakowska

Michał Buchalik z Wisły Kraków przekonuje, że nie musi na siłę odklejać łatki "przeciętnego" ligowego bramkarza, bo jest ponad takimi opiniami.

Michał Buchalik, Wisła Kraków
Michał Buchalik, Wisła Kraków
fot. Jakub Kowalski

Bramkarz Wisły Kraków nowy rok przywitał nie w rodzinnym Rybniku i nie w Krakowie. Sylwestra spędzał na Kaszubach, czyli tam, skąd pochodzi żona Patrycja. - To takie nasze miejsce. Mamy tam domek, w którym spędzamy wolny czas - zdradza. Wybudowali go jeszcze w czasach, gdy Buchalik był graczem Lechii Gdańsk.

U progu nowego roku golkiper mógł podsumować swoją debiutancką jesień w barwach Wisły. Jak sam przyznaje, jego pierwsze występy nie zwalały z nóg.

- Początek rundy nie był w moim wykonaniu rewelacyjny. Musiałem najpierw się zaaklimatyzować w nowym klubie. Inne wymagania były wobec piłkarzy w Chorzowie, a inne są w Wiśle. W Ruchu nie było aż takiego ciśnienia na wynik. A od Wisły się wymaga - robią to też dziennikarze, kibice. Na początku sezonu było więc trochę stresu, nie ukrywam - przyznaje.

W sumie, na 19 rozegranych dotąd spotkań Buchalikowi udało się zachować czyste konto w pięciu. - Sądzę jednak, że końcówka jesieni była już w moim wykonaniu w miarę dobra - ocenia. - Megaważne było dla nas zwłaszcza to ostatnie zwycięstwo z Ruchem w Chorzowie.

Jeśli chodzi o średnią straconych bramek na mecz, tylko pięć drużyn w ekstraklasie traci ich mniej od Wisły. Jednak znacznie więcej pochwał zbierali środkowi obrońcy "Białej Gwiazdy", niż bramkarz. Buchalika najczęściej określano w mediach mianem "solidnego", ale "przeciętnego" ligowca. Tak było aż do meczu w Gliwicach, gdy swoimi interwencjami uratował Wiśle remis z Piastem. Głosami kibiców został nawet wybrany bohaterem zmagań 17. kolejki.

Wiślakowi nie jest przyjemnie z łatką "przeciętnego", ale stara się tym nie przejmować: - Z całym szacunkiem, ale nie biorę na poważnie ocen dziennikarzy. Dla mnie najistotniejsza jest opinia trenerów, oni mnie rozliczają. Choć przyznam, że takie mecze, jak ten w Gliwicach, są dla bramkarza ważne. Nabiera się pewności siebie i potem jest łatwiej.

Przekonuje, że nie o indywidualne laurki tu chodzi.

- Każdy chciałby być bramkarzem sezonu. Ale ważniejsze jest dobro drużyny. Wolę, żeby nazywali mnie przeciętnym ligowcem, a jednocześnie, by Wisła na koniec sezonu zajęła miejsce dające grę w pucharach, niż gdybym miał się popisywać z niekorzyścią dla zespołu.

Wyróżnił się w innych statystykach. Znalazł się w wąskiej grupce ośmiu niezmordowanych, czyli ligowców, którzy w pierwszej części sezonu grali od pierwszej do ostatniej minuty w każdym spotkaniu. Drugim wiślakiem w tym gronie był Dariusz Dudka. - W piłce ciężko o jakąś receptę na "niezniszczalność". W końcu nawet w domu można zrobić sobie coś głupiego. Wystarczy się pośliznąć. Staram się jednak prowadzić sportowy tryb życia i na razie kontuzje mnie omijają - przyznaje. - Może rzeczywiście istnieje typ zawodników mniej podatnych na urazy, ale nie chcę zapeszać i zastanawiać się, czy jestem w tej grupie.

W Wiśle chyba zakładają, że Buchalik jest "niezniszczalny", bo na razie słychać o poszukiwaniu nowych graczy do wszystkich formacji, tylko nie do bramki. Franciszek Smuda ostatnio wyliczał, że chce bocznego obrońcę, skrzydłowego i napastnika. Tymczasem Buchalik w charakterze konkurenta ma tylko Gerarda Bieszczada, który ma minimalne doświadczenie.

- Nie będę utrzymywał, że się nie cieszę, iż klub nie zapowiada ściągnięcia nowego bramkarza. Golkiperzy generalnie dzielą się na dwie grupy. Są tacy, którzy lubią mieć silną konkurencję i rywalizację o pozycję w bramce. Ale bywają też tacy, którzy lubią czuć się pewnie i wiedzieć, że nawet jak popełnią błąd, to mają szansę zrehabilitować się w kolejnym meczu. Rozmawiałem kiedyś o tym z trenerem bramkarzy. Mówiłem mu, do której grupy ja należę, ale to niech zostanie między nami - uśmiecha się tajemniczo. Twierdzi jednak, że Wisła ma kim zapełnić lukę w bramce, gdyby zaszła taka potrzeba.

- Bieszczad to bardzo ambitny chłopak, wie, czego chce. W meczu Pucharu Polski przeciwko Lechowi Poznań udowodnił, że jest gotów, by zagrać na poziomie ekstraklasy. Albo nawet, by wygrać ze mną rywalizację. Moim zdaniem, mamy dwóch równorzędnych bramkarzy - przekonuje Buchalik.

Jakie ma więc noworoczne postanowienie? - Gra obronna całej drużyny wyglądała dobrze i mamy potencjał, by wiosną grać więcej meczów na zero z tyłu - uważa. - Najważniejsze, by zapewnić sobie jak najszybciej grę w pierwszej ósemce. A potem w grupie mistrzowskiej nie ma się już nic do stracenia, więc to oczywiste, że będziemy walczyć o podium.

Gazeta Krakowska


Polecamy